[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tyle tylko, żeby wykazać Turkom, iż współdziałamy z nimi.Niech i koalicja widzi solidarność między sprzymierzeńcami.- Bardzo tam są ciężkie walki? Mało tu się w kraju słyszy o tym froncie, bo tam przeważnie Niemcy operują.- Ciężkie? Bo ja wiem… Ciężej jest chyba we Francji i Włoszech, ale w Syrii i w Palestynie są bezwzględniejsze i okrutniejsze.Tam się nie walczy, tam się szlachtuje.Tam, panie jednoroczny, nie pomagają regulaminy ani szkoły, tylko odwaga i spryt.Słyszał pan pewnie o fanatyzmie mahometan? Niech pan sobie wyobrazi, że siedzi pan na przykład przy karabinie maszynowym, a na pana wali horda Arabów na wielbłądach, wymachuje karabinami i wrzeszczy: “Ałła insz Ałła”.Kosi pan karabinem maszynowym, że się tylko bokami nakrywają, ale reszta, jakby tego nie widziała, dalej pędzi naprzód.Ech, panie jednoroczny ochotniku! Jak panu, dajmy na to, amunicja wyszła, a oni są blisko, nie zdąży pan nawet pisnąć, kiedy pana mają.Uciekać nie ma gdzie i kiedy, bo nasze wielbłądy są za wydmami, i nie pozostaje do zrobienia nic innego, jak zakomenderować sobie: “Do modlitwy” i zdjąć turban, żeby im lepiej było ciąć w kark.- To tam się turbany nosi?- Turbany albo fezy z takimi białymi zasłonami na kark, żeby osłabić działanie słońca.Na pustyni bardzo łatwo o porażenie słoneczne.Przez przedział powiało egzotyzmem i jednorocznemu oczy zaczęły błyszczeć.Wyjął papierośnicę i nieśmiało podał ją azjatyckiemu bohaterowi.- Bardzo dobre papierosy pan pali, panie jednoroczny.- Dostałem od ojca, jest pułkownikiem.Kani wcale to nie zaimponowało.- Właściwie to my tam lepsze palimy.Złapałem kiedyś na granicy Iraku jednego szejka Wahabitów z tytoniem.Takiego jeszcze nie paliłem.Ale najprzyjemniej pali się nargile.Palił je pan kiedy? Nie? To jest rozkosz.Wiedzą te brudasy, co dobre.Dzikie te małpy, bo dzikie, ale ciekawe są ich obyczaje.Ostatnio, po prawdzie, nie byłem daleko w pustyni, bo szkoliłem Druzów.- Druzów? Przecież oni walczą przeciw państwom centralnym.- Nie wszyscy, panie jednoroczny ochotniku - z powagą rozwiewał Kania wątpliwości młodego jednorocznego.- Niektóre szczepy przeszły na naszą stronę.My mamy swoich Arabów, a oni swoich.Ubieramy ich po naszemu i fertig.Spójrz pan na tych dwóch - Kania wskazał ręką śniadego Szökölöna i oliwkowego Baldiniego.- Gdybym panu nie powiedział, byłby pan przekonany, że to Bośniacy albo Węgrzy, a to, panie jednoroczny, Druzowie.Wiozę ich do Wiednia, gdzie przejdą kurs i wrócą do Syrii jako przywódcy powstania w protektoracie angielskim.Jednoroczny otworzył usta z podziwu.Szökölön i Baldini szybko zwalczyli swoje chwilowe osłupienie i uprzejmie się uśmiechnęli.Kania mrugnął na nich znacząco i dalej łgał, płynnie i bez zająknienia.Jednoroczny już sobie wyobrażał, jakie też wrażenie zrobi w domu jego opowiadanie o znajomości zawartej z egzotycznymi sprzymierzeńcami.Wyjął papierośnicę i zapytał: - Czy oni rozumieją po niemiecku?- Bardzo mało.Ja porozumiewam się z nimi po arabsku.Niech pan pozwoli mnie papierośnicę, bo od pana nie wezmą.Nie wolno prawowiernemu nic brać od giaura.- A od pana wezmą?- Ode mnie tak, bo ja jestem na czas wojny mahometaninem.Przeszliśmy wszyscy na islam, bo inaczej nie można by z nimi nic zrobić.Musieliśmy przejść specjalne kursy Koranu, żeby móc do nich trafić i zyskać ich zaufanie.Kania podsunął rzekomym Arabom otwartą papierośnicę.- Mustafa… Achmed… naser mater! - rzekł “po arabsku”.Szökölön zgrabnie wypróżnił jedną połowę papierośnicy, a Baldini drugą i skłoniwszy się przed Kanią głęboko, uprzejmie podziękował: - Nagła krew zalałła.Słyszał to nieraz od Kani i użył tego celem wykazania swego dobrego wychowania wschodniego.- No i widzi pan, co za dzikusy? Wzięli wszystko, ale nie można się o to gniewać.Nie znają jeszcze dobrze zwyczajów europejskich…- Co on powiedział?- Nagła krew zalałła… to znaczy: Niech cię Ałła ma w swej opiece.On jest bardzo pobożny, bo jest hadżim; był w Mekce i całował święty kamień Kaaby.Jednoroczny przypomniał sobie powieści wschodnie i ze zrozumieniem skinął głową.Feldfebel oddziałów azjatyckich wtajemniczył go w sposoby walki na pustyni, opowiadał o zwyczajach Wschodnich, roztaczał przed nim tak barwne obrazy miast azjatyckich, aż jednoroczny dostał wypieków na twarzy.Zachciało mu się jeść i wyjął z walizki bułkę z szynką.Kania natychmiast wyrwał mu ją z ręki i włożył z powrotem do walizki.- Chyba panu życie niemiłe, człowieku! Zabiją pana! Będą to uważali za prowokację; przecież pan chyba wie, że im nie wolno jeść świniny?Jednoroczny skinął znowu głową, ale widać było, że te zakazy muzułmańskie są mu w tej chwili nie na rękę.- Każdy medal ma dwie strony - mówił Kania.- To jest właśnie ta druga stroma.Swoją drogą ciekawie się z nimi pełni służbę, ale i dużo niewygody się musi znosić.Wódki nie pij, kiełbasy nie jedz i różne takie fanaberie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]