[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Ale my nie jesteśmy przyjaciółmi - odparł, spoglądając na nią tak przenikliwie, że aż jejsię zakręciło w głowie.- Możemy być wszystkim, ale o przyjazni nie ma mowy.Wstał, skłonił się i odszedł.Susanna patrzyła za nim, wstrząśnięta.To prawda, że nie byliprzyjaciółmi i nigdy nimi nie zostaną.Nie byli także dawnymi kochankami, których namięt-ność już wygasła.Wciąż tliło się między nimi zarzewie, mogące w każdej chwili wybuchnąćpłomieniem.Nagle uświadomiła sobie, ku swemu przerażeniu, że tego właśnie pragnie.Fitz nicprzecież dla niej nie znaczył.Jedynym uczuciem, jakie do niego żywiła, była kompletna obojęt-ność.Natomiast Devlin.Devlin zawsze budził w niej za silne uczucia - zbyt wielką miłość izbyt głębokie poczucie winy.Gdy kurtyna ponownie poszła w górę, Susanna spróbowała skupić się na tym, co działosię na scenie.Jednak obawa przed Devem nie dawała jej spokoju.Gra toczyła się o bardzo wy-soką stawkę, a miała przecież wiele do stracenia.L RTROZDZIAA DZIEWITYEmma czekała bez końca na Deva.Buciki przemokły jej od nocnej rosy, przemarzła teżdo szpiku kości, mimo że noc była gorąca i zapowiadało się na burzę.Zegar na wieży kościołaZwiętego Michała wybił wpół do pierwszej, a Dev wciąż nie przychodził.Najwyrazniej jej niechciał.Przysiadła na kamiennej ławeczce nad sadzawką i zapatrzyła się w jej mroczną toń.Niepotrafiła powiedzieć, czy jej ulżyło, czy może jednak poczuła się zawiedziona.Dlaczego, taknaprawdę, próbowała uwieść Deva? Pewnie dlatego że się straszliwie nudziła, a zbliżenie z nimmogło się okazać całkiem ekscytujące.Znaczną rolę odegrała tu także ciekawość, gdyż Devcieszył się opinią sławnego uwodziciela, a mimo to, przez dwa lata ich narzeczeństwa, trakto-wał ją z beznadziejną galanterią.To nie fair, że Londyn roił się od kobiet, które doświadczyłyjego szokujących, libertyńskich zalotów, podczas gdy ona, jego narzeczona, nie miała pojęcia,jak to jest być jego kochanką.To absolutnie nie w porządku.W pierwszym okresie ich narzeczeństwa wszystko wydawało się znacznie bardziej pod-niecające.Dev został wtedy okrzyknięty bohaterem, nieustraszonym odkrywcą, słynącym zodwagi, fantazji i uroku.Zapragnęła go od pierwszego wejrzenia i kupiła go sobie za obietnicęogromnego posagu.Chciała, by ślub odbył się natychmiast, ale potem jakiś nudny krewnyumarł i rodzina pogrążyła się w żałobie, a następnie przyszedł sezon polowań na bażanty.I takminął rok, a potem drugi.Czasami myślała nawet, że już nigdy nie dojdzie do ślubu, i za-czynała się zastanawiać, czy ma jeszcze na coś takiego ochotę.Rodzice od początku byli przeciwni temu małżeństwu i być może mieli rację.Wymarzy-ła sobie przecież awanturnika, a teraz zaczynały ją dręczyć obawy, że kupiła fałszywy towar.Może więc to lepiej, że Devlin nie przyszedł.Entuzjastyczne opinie na jego temat musiały byćgrubą przesadą.Wstała i skierowała się w stronę domu, zahaczając szalem o gałązkę żywopłotu.Przy-stanęła, żeby go odczepić, co nie było łatwe w ciemnościach, i nagle kątem oka dostrzegła ru-chomy cień i usłyszała zgrzyt żwiru.Odwróciła się gwałtownie, rozdzierając delikatny mate-riał.Serce podskoczyło jej do gardła.Jakiś mężczyzna zamajaczył przed nią na ścieżce.Musiał zeskoczyć z muru, ciągnącegosię wokół ogrodu.Stał teraz, otrzepując ręce i surdut.Emmie serce zaczęło bić jak oszalałe.Więc Dev jednak przyszedł.L RTNagle ogarnął ją lęk, jakby uwolniła złowrogie moce, nad którymi nie potrafi już zapano-wać.Mężczyzna tymczasem ruszył w jej stronę niespiesznym, lecz zdecydowanym krokiem.Gdy podszedł bliżej, wykrztusiła:- Zmieniłam zdanie.Mężczyzna zatrzymał się.- Czyżby? A w jakiej sprawie?- Uwiedzenia - wychrypiała, roztrzęsiona.Gardło miała kompletnie wyschnięte, dłonie za to mokre od potu.- Jaka szkoda - powiedział.- Ale może to i lepiej, skoro dopiero co się poznaliśmy.Daj-my sobie trochę czasu.Emma usłyszała w jego głosie nutę rozbawienia, a gdy stanął w świetle księżyca, zoba-czyła, że pomyliła się, biorąc go za Devlina, choć istotnie przypominał go z postury.Miał jed-nak ciemne włosy, a w ruchach jakąś pewność siebie, która ją dziwnie pociągała.Miał takżezarazliwy uśmiech i był z pewnością starszy od Deva.- Bardzo przepraszam - rzuciła wyniośle, choć był to intruz w ogrodzie jej rodziców.-Wzięłam pana za mojego narzeczonego.Mieliśmy się tutaj spotkać.- %7łeby mogła go pani uwieść? - Mężczyzna wziął ją za rękę i zanim zdążyła się zorien-tować, siedziała obok niego na kamiennej ławeczce.- Co za bezmyślny grubianin, żeby zosta-wić narzeczoną bez opieki.I do tego niewdzięcznik, skoro odrzucił taką propozycję - dodał,przyglądając jej się z uznaniem.- Dlaczego chciała go pani uwieść?Emma spłonęła rumieńcem.- Nudziłam się i pomyślałam sobie, że to może być zabawne - odparła.- Jesteśmy zarę-czeni od dwóch lat, a on nawet nie tknął mnie palcem! A tak w ogóle nie wiem, po co to panuopowiadam - dodała ze złością.- Kim pan jest?Mężczyzna złożył żartobliwy ukłon.- Thomas Bradshaw, nieślubny syn świętej pamięci księcia Farne, do pani usług, milady.Emma wytrzeszczyła oczy.Nigdy dotąd nie poznała niczyjego nieślubnego syna.Dzieciz nieprawego łoża nie należały do kategorii ludzi cieszących się aprobatą jej matki.A jednakThomas Bradshaw wyglądał i wysławiał się jak dżentelmen
[ Pobierz całość w formacie PDF ]