[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wieśniacystłoczyli się, by unieść ryglującą drzwi ciężką sztabę i zrzucić na ziemię.Napór z obu stronsprawił, że odtoczyła się w bok i uwięzieni ludzie zaczęli wylewać się na zewnątrz, ciągnąctrzymane kurczowo dzieci i kaszląc.Sasha przypomniała sobie o grupie po drugiej stronie sali i odwróciła się, wbijającspojrzenie w kłęby dymu& ale już zmierzali ku niej, obchodząc płomienie. Czy to już wszyscy? zawołała, gdy się zbliżyli. Nikt nie został z tyłu? Wszyscy! odpowiedział pokasłujący starzec. Zamknęli nas w środku, grożączabiciem pozostawionych na zewnątrz dzieci, jeśli nie wyrzucimy klucza przez okno& my& niewiedzieliśmy, że dach płonie, dopóki. Opowiesz mi pózniej. Gestem wypędziła go na zewnątrz, na werandę, odkrywając, żewiększość uratowanych została już odeskortowana przez żołnierzy do pobliskiej tawerny,mieszczącej się po przeciwnej stronie rynku.Zeszła po schodkach i ruszyła przez plac ze starcemu boku Grupka kobiet natychmiast pospieszyła mężczyznie z pomocą.W połowie drogi, ruch oraz dobiegający z traktu po lewej grzmot kopyt przyciągnęłyuwagę Sashy.Jezdziec gwałtownie osadził wierzchowca Towarzyszyło mu kilku pieszychz bronią w ręku, niewątpliwie Hadryńczyków, oceniając po ciemnoszarych płaszczach.Przybysze nie nosili hełmów, włosy przycięte mieli krótko na verentyjską modłę, północnymzwyczajem wysoko podgolone po bokach i z tyłu.Błyszczące medaliony w kształcie gwiazdwisiały wyeksponowane na ich piersiach. Suka Cronenverdta! wrzasnął konny do swych towarzyszy, spoconych, poznaczonychbrudem, a w kilku wypadkach krwią, o oczach, w których nadal malowała się towarzyszącaniedawnej potyczce furia. Może straciliśmy Perys, ale to trofeum będzie nasze! Uciekajcie! wrzasnęła na ociągających się wieśniaków Sasha.Popędzili w kierunkugospody Jezdziec spiął wierzchowca i pogalopował wprost na nią Sasha przerzuciła miecz dolewej ręki i czekała.Jak na szarżującego rumaka bojowego wydawał zbliżać się niezwyklepowoli.Wszystko wokół zdawało się zwalniać.Twarze Hadryńczyków wykrzywiały żądzazemsty oraz wściekłość.I Sasha poczuła falę nienawiści, spokojną i gładką, rozchodzącą się w jejżyłach niczym ogień.W ostatniej chwili przetoczyła się w bok i miecz napastnika przeciął jedynie powietrze.Wykonała prosty przewrót, lądując na jednym kolanie z dłonią na rękojeści noszonego u pasanoża.Dobyła go i cisnęła.Ostrze utkwiło w boku mijającego ją jezdzca.Krzyknął, ściskając ranę.Najbliższy z pieszych ruszył pędem i zaatakował w biegu, wyprowadzając potężne cięcie,mające przerąbać ją na pół.Sasha zgrabnie zeszła z linii ataku, sparowała i gdy rębacz straciłrównowagę, chlasnęła go przez plecy.Kolejny napastnik ciął wysoko, następnie nisko i na koniecz boku Sasha zgrabnie uniknęła kolejnych ciosów, ramiona i stopy poruszały się w jednymrytmie.Trzeci zaszedł ją z boku, gotów zadać cios, i Sasha zmieniła paradę w piruet, skracającdystans o połowę, zanim zdążył uświadomić sobie, że znalazł się w jej zasięgu.Jednymchlaśnięciem oddzieliła mu głowę od ramion, po czym odwróciła się, by zaatakowaćwcześniejszego napastnika, najpierw niskim cięciem od siebie i z dołu, zaraz potem wysokimz góry.Pomylił kroki, usiłując przejść z ataku do obrony, a pospiesznie wzniesiona zasłonaokazała się chwiejna i Sasha trafiła w korpus błyskawicznym, podstępnym ciosem.Czwarty,potężny mężczyzna w pozbawionej rękawów tunice, o obnażonych bicepsach, ruszył na niąz rykiem.Sasha dostrzegła podstawową symetrię jego ataku, być może, nim jeszcze on samzrozumiał, jak zamierza go wyprowadzić Sprowokowała napastnika do ukośnego cięciaw czwartą kwartę, o którym wiedziała, że nastąpić musi po pchnięciu z doskoku, stanowiącymzmyłkę.Zbiła miecz tuż poza linię ciała i gdy skracając dystans, stracił równowagę, zatoczyłaostrzem półokrąg, ucinając ramię i odrąbując głowę w błyskawicznej, precyzyjnej sekwencji.Nagle zapanowała cisza.Rozejrzała się wokół, stojąc pośród makabrycznej jatkiokaleczonych ciał, stanowiącej jej dzieło.Czuła niezwykły spokój.Dzwięki sprawiały wrażenie,jakby dobiegały spod wody.Kolory wydawały się dziwnie wyraziste, niemal namacalne.Wznoszący się w niebo dym zdawał się niemożliwie czarny i złowieszczy.Krew wsiąkającaw ziemię obok jej stóp miała najczerwieńszą karmazynową barwę, jaką kiedykolwiek widziała.Nadal w szermierczej pozycji odwróciła się wolnym piruetem pośrodku zakurzonego placu,pomiędzy spalonymi budynkami i płonącą salą.Gwardziści z Sokolej Straży gapili się na nią.Opuszczone dłonie ściskały rękojeści mieczy, jakby zatrzymali się w pól pośpiesznego kroku,ruszając w sukurs i orientując się, że nie zdołają już zdążyć z pomocą.Jaryd Nyvar stał na czele grupy, wytrzeszczając oczy, jakby właśnie było dane mu ujrzećducha Sasha wzięła długi powolny oddech i ostrożnie wyszła z kręgu trupów Buty miała wekrwi.Jaryd kilkakrotnie wykonał verentyjski święty znak.Verentyjski gwardzista powtórzył gest.Kolejny mężczyzna uczynił duchowy znak, po nim następny.Kawałek dalej żołnierz ściągnąłz siodła rannego jezdzca.Hadryńczyk siedział teraz na ziemi, ściskając bok, pilnowany przezuzbrojonego strażnika
[ Pobierz całość w formacie PDF ]