[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Kiedyś bie-gałam razem z Psem, ale musiałam zwolnić tempo.Razem z Psem?Tak, to mój kumpel do biegania.Gdyby mi nie towarzyszył,Matt za żadne skarby nie pozwoliłby mi chodzić po ciemku.-Pies powrócił do Ginny, która potargała mu pieszczotliwieuszy.- Kiedyś mnie przerażał.Prawdę mówiąc to dzięki niemuMatt i ja się poznaliśmy.- Zerknęła na Laurę.- Austin nie opo-wiadał ci o mnie?Laura pokręciła głową, upiła łyk kawy i postawiła kubek na ka-mieniu.Była bardzo ciekawa i nie chciała nic mówić, żeby niezniechęcić Ginny do zwierzeń.- Przeszło rok temu zostałam objęta programem ochronyświadków FBI.Roześmiała się, widząc piorunujący efekt tych słów.- FBI?-upewniła się Laura.- Tak.Nic nie zrobiłam, chodziło natomiast o to, cowiedziałam i zeznałam.- Podciągnęła się na murek, przyczym Laura musiała, jej troszkę pomóc.- Praktykowałamjako adwokat w Bostonie, kiedy odkryłam, że mój ojczym pierze brudne pieniądze w rodzinnym banku.Kiedy mia-łam na to dowody, zgłosiłam się do FBI.Byłam im potrzebna dozłożenia zeznań obciążających mojego ojczyma, co też uczyni-łam.Ale wtedy zaczęto mi grozić i rząd miał zapewnić ochronęmnie i mojej rodzinie.Nie-SRstety, nie udało się.Mój mąż i córka zginęli od bomby podłożo-nej w samochodzie.To straszne - szepnęła Laura.Tak - potwierdziła Ginny, sięgnęła po kubek Laury i upiła ły-czek, rozkoszując się smakiem.- Przepraszam, ale Matt rzadkopozwala mi pić kawę.Wracając do mojej historii - ciągnęła -ojczym przeliczył się, sądząc, że mnie powstrzyma.Złożyłamzeznanie, a on poszedł do więzienia.FBI chroniło mnie, ale poczterech latach przenoszenia się ze stanu do stanu i zmienianiapracy miałam dosyć.Kiedy przerzucano mnie do Austin wTeksasie, mieliśmy wypadek samochodowy.Wiozący mnieagenci zginęli, ja zaś przeżyłam i uciekłam.Biegłam, biegłam,aż zatrzymałam się tutaj.A właściwie - mówiąc to wska-załaprzed siebie - znalazł mnie nad rzeką Pies.Pośliznę łam się,upadłam i straciłam przytomność.Pies sprowadził Austina iMatta, którzy odwiezli mnie do domu, no i odtąd tu jestem.Ależ Ginny, nie możesz na tym skończyć - zaprotestowała Lau-ra.- Co było potem?Szaleńczo się w niej zakochałem i więziłem tak długo, aż zgo-dziła się wyjść za mnie za mąż.%7ładna z nich nie usłyszała podkradającego się Matta, więc kiedysię odezwał, pisnęły przestraszone.Niech cię diabli, Matthew.- Ginny nie udało się przybrać suro-wego tonu, gdyż Matt objął ją ramieniem i pocałował w poli-czek.- Ty dokończ - powiedziała, opierając się o niego i po-zwalając, by ją kołysał.No cóż, Austin i ja postanowiliśmy, że zostanie tutaj.Zagoniłemją do kuchni, a Austin zaczarował tak, że nie mogła odejść.Alemieliśmy jeszcze na karku FBI, które chciało ją odebrać, i przy-rodniego brata, którySRchciał ją zabić.Poradziliśmy sobie z nimi, a jako dodatkowezabezpieczenie zorganizowaliśmy w miasteczku system alar-mowy ostrzegający przed każdym nadjeżdżającym samocho-dem.Z przyjezdnymi zwykle rozmawia szeryf, który każe imjechać dalej, jeżeli nie mają tu żadnej sprawy do załatwienia.Dziwię się, że szeryf nie wyszedł ci na spotkanie ani nie ostrzegłnas o twoim przyjezdzie.Teraz rozumiem - odparła Laura ze śmiechem.-Zaparkowałamprzed sklepem i zanim zdążyłam otworzyć drzwiczki, Jasonstanął mi na drodze.Pewnie miał mi udzielić tej samej rady, cowasz szeryf, ale wszystko się poplątało.- Znów się roześmiała,a kiedy spojrzeli na nią zdumieni, dodała: - Nie przyjrzałam musię uważnie i myślałam, że to jakiś miejscowy kawaler chcemnie poderwać, a tymczasem on tylko chciał się dowiedzieć,kim jestem.Musiałaś powiedzieć Jasonowi, jak się nazywasz - wyjaśniłMatt a on skojarzył to z tym, o czym mówił Austin.DlategoJason odwołał w miasteczku alarm, a potem popędził tutaj,wiedząc, jak nas zaskoczy twój przyjazd.Zaskoczy? - zdziwiła się Laura.Austin powiedział nam tamtego dnia rano, że zaprosił koleżankę- wyjaśniła Ginny.- Spodziewaliśmy się.kogoś bardziej zbli-żonego do niego wiekiem.Wszyscy się roześmiali.-Powiedz mi, Lauro, czy znasz Austina bliżej? - spytał Matt,poważniejąc.- Czy z tobą rozmawia? Ma przyjaciół? Jak sobieradzi? Wiem, że wyróżnia się pracą, chodzi mi jednak o jegożycie osobiste.Zapewnia nas, że wszystko w porządku; ale.SRLaura poczuła dławienie w gardle.Jakże by chciała, żeby jejrodzina tak się o nią troszczyła.Ten chłopak daje sobie radę jak mało kto - zapewniła.- Wiem,że w jego sytuacji można czuć się bardzo samotnym, sama tegodoświadczyłam, ale Austin jest zupełnie inny.Aatwo się za-przyjaznia.Wiecie, że nawet udziela korepetycji jednemu z za-wodników drużyny futbolowej.Dlaczego to robi? - zmieszała się Ginny, choć zarazem jej twarzwyrażała zadowolenie.- Przecież nie potrzebuje pieniędzy.-Spojrzała na Matta.- Zwiększyłeś mu kieszonkowej prawda?Oczywiście.Zapominasz, kochanie, że Austin lubi kupowaćdrogie gadżety i oprogramowanie do komputera.Może miałjakąś zachciankę, a nie chciał nas prosić o dodatkowe pieniądze.Laura nie zamierzała im zdradzić, że jeden z powodów korepe-tycji Austina leży przykryty brezentem w jej furgonie.Austinzaoszczędził pieniądze na prezent dla Ginny, którym był foteliksamochodowy dla mającego się narodzić dziecka.I to niepierwszy z brzegu fotelik, ale najlepszy z możliwych, jak wy-kazały przeprowadzone przez chłopca analizy.Jak poznałaś Austina?- spytała Ginny.Zaczekaj z odpowiedzią, aż wrócę - poprosił Matt.Wziął pustykubek Laury i skierował się do kuchni.Po chwili wrócił z kubkiem kawy i dużą szklanką soku dlaGinny.Nie cierpię soku z żurawin - powiedziała, marszcząc nos.Wypij - polecił Matt.- To dobre dla ciebie i dziecka.- Zwróciłsię do Laury.- A teraz opowiedz nam, jak poznałaś mojego sy-na.SRNie doczekał się jednak odpowiedzi, bo Ginny pomachała ręką izawołała do Jasona, który właśnie się do nich zbliżał.No nie, nie tak od samego rana! -jęknęła w duchu Laura, aleszybko przywołała się do porządku.Musi przecież przywyknąćdo jego towarzystwa.Trzeba się poświęcać, jeżeli cel jest tegowart, a ona zamierza pracować w jaskiniach.Zauważyła, że Ja-son jest ubrany tak jak ona, w dżinsy i bawełnianą koszulę zdługimi rękawami.Przewidująco zabrał też z sobą lekką kurtkędla ochrony przed zimnem.-Dzień dobry, pani profesor - zawołał, nie zatrzymując się, tylkoidąc prosto do domu.Po chwili wyszedł stamtąd z filiżankąprzypominającą wielkością miskę do zupy i oparł się o kamien-ny murek obok Matta.- Co wy tu właściwie robicie? Umieram zgłodu.- A czy ty kiedykolwiek nie jesteś głodny?- burknął Matt.- Czasami
[ Pobierz całość w formacie PDF ]