[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wówczas w sali pojawił się nagle sznureczek kelnerów.Każdy z nich w obudłoniach trzymał płaskie miseczki, które jednocześnie zostały umieszczoneprzed gośćmi.Niesamowity widok.- Zacznij od tych zewnętrznych i z każdym kolejnym daniem sięgaj ponastępne - szepnął Evan.Zerknęłam na rząd sztućców.Jak dużo trzeba zjeść, żeby skorzystać zewszystkich?- Evanku, nie zostawiaj mnie samej - upomniała się Catherine, kiedyzaczęliśmy jeść zupę.Wyglądało na to, że w gwarze niosącym się po przestronnej jadalni jej szeptypozostawały niezauważone.Ja jednak siedziałam tuż obok Evana, po drugiejswojej stronie mając milczącego doktora, więc słyszałam wszystko.- Nie zostawiam cię.- Kiedy znowu odwiedzisz mnie w Bostonie? - zapytała.- Ostatnio tak dobrzebawiliśmy się razem, pamiętasz? - dodała, a z jej ust wydobył się piskliwychichot.Na ten sztuczny dzwięk aż uniosłam głowę.Po co ten wymuszony śmiech?Kto tak się zachowuje? Usiłowałam zdusić rosnące rozbawienie i ponowniedostałam ataku kaszlu, skupiając na sobie kolejne rzucane znad stołu spojrzenia.- Jestem ostatnio bardzo zajęty - wytłumaczył Evan, spoglądając na mnieprzelotnie.Nie byłam w stanie podnieść na niego oczu.- Ale przecież nie widziałam cię, odkąd w sierpniu poszłam do szkoły.Nietęsknisz?Nie mogłam doczekać się jego reakcji na to pytanie.- Spędzam miło czas.- Niezle, niezle.- Obiecuję, że ze mną spędzisz go jeszcze milej.Co powiesz na przyszływeekend?- Nie jedziesz do domu na Zwięto Dziękczynienia?- Pojedziesz razem ze mną.- Brat mnie odwiedza.Chyba wybierzemy się na narty.- Evan! - jęknęła.- Nie każ się błagać.Ona tak na poważnie? Wzięłam kolejny łyk wody, próbując stłumić w tensposób nieznośną potrzebę śmiechu.Tym razem udało mi się połknąć bezprzygód, ale zorientowałam się, że wypiłam już wszystko, co miałam.Kumojemu zdumieniu szklanka została natychmiast napełniona przez mężczyznę wsmokingu, który dosłownie znikąd pojawił się ze srebrnym dzbankiem.W czasie drugiego i trzeciego dania Catherine siedziała nadąsana.Nie miałampojęcia, co jem, ponieważ podane potrawy nijak nie przypominały tego, codotychczas uznawałam za posiłek.Jednak po spróbowaniu z radościąodkrywałam, że mają wyśmienity smak.- Jak ci idzie? - zapytał Evan, pochylając się w moją stronę.- Chyba nie najgorzej, dzięki - odparłam z uśmiechem.Wciąż nie mogłam naniego patrzeć, ponieważ to oznaczało, że zobaczę również ją.A nie sądziłam,bym mogła wtedy zachować kamienną twarz.- A tobie? - odbiłam piłeczkę.- W sumie to jestem gotowy do wyjścia - oznajmił.Na te słowa przyklejony do mojej twarzy uśmiech zamienił się w krótkieparsknięcie.Do czasu podania piątej potrawy, którą rozpoznałam jako wołowinę,zdążyłam opróżnić trzy szklanki wody i naprawdę czułam pilną potrzebęskorzystania z toalety.Myśl o wstaniu z krzesła na oczach wszystkich gości iniezauważalnym wymknięciu się działała paraliżująco.Jednak rosnący naciskna moje trzewia nie pozwalał mi dłużej usiedzieć w miejscu.- Muszę wyjść do toalety - szepnęłam do Evana.- Nie jestem pewien, gdzie jest - przyznał się.- Ale możesz zapytać kogoś zobsługi.Na pewno wskaże ci drogę.Na szczęście wejście znajdowało się za naszymi plecami.Wstrzymałamoddech i powoli odsunęłam krzesło od stołu.W jadalni rozległo się głośneszurnięcie, które przerwało wszelkie rozmowy.Skrzywiłam się i spojrzałamskruszona na te same poirytowane oblicza, które prześladowały mnie od po-czątku wieczoru.Podniosłam się z siedzenia i z największym skupieniem igracją, jakie tylko mogłam z siebie wykrzesać, ruszyłam w kierunku otwartychdrzwi.Obok nich stała kobieta w liberii, z ciemnymi włosami starannie upiętymiw zgrabny kok.- Przepraszam - szepnęłam - czy może mi pani powiedzieć, gdzie znajduje siętoaleta?- Proszę iść w prawo za tymi drzwiami, łazienka jest po drugiej stronie klatkischodowej.- Dziękuję - odpowiedziałam z uśmiechem i zrobiłam krok przez drzwi.Kiedyje przekraczałam, jednym z obcasów zahaczyłam o krawędz progu.Tonatychmiast zaburzyło moją równowagę.W kilku chwiejnych krokachdokuśtykałam do holu, starając się nie upaść na twarz.Pozbierałam się istanęłam pewniej na nogach, ale stukot szpilek na twardej posadzce niósł sięgromkim echem po całej przestrzeni.Evan popędził mi z pomocą.- Wszystko w porządku? - zapytał z troską, gotowy w każdej chwili pozbieraćmnie z podłogi.- Nic mi nie jest - odparłam, stojąc prosto.Naciągnęłam głębiej sweter nabiodra i odetchnąwszy, ruszyłam w swoją stronę.W toalecie zabawiłam dłużej,niż było to konieczne, ale musiałam przywrócić swojej zaczerwienionej twarzynieco znośniej -szy odcień.Kiedy wróciłam do stołu, miejsce niedokończonego przeze mnie dania zwołowiny zajmował już półmisek z kawałkami sera, przybrany wokółtruskawkami i drobnymi winogronami.Catherine znowu wisiała na Evanie,szepcząc mu coś do ucha i głaszcząc po karku.Zwalczyłam w sobie pokusęzerknięcia na niego i z powrotem usadowiłam się na krześle.Cokolwiek Catherine mówiła Evanowi, robiła to na tyle cicho, że niedocierało do mnie żadne z jej słów.Pod koniec posiłku Evan przeprosił ipodniósł się z miejsca.Odwróciłam się w jego stronę i zanim wyszedł z pokoju,zdążyłam dostrzec jego rozpaloną twarz.Catherine chichotała, wodząc za nimwzrokiem.Zawiesiłam na niej pytające spojrzenie.Ona tylko uniosła brwi,uśmiechnęła się ironicznie i wzięła kolejny łyk wina.Skonsternowana całąsytuacją spojrzałam w drugą stronę, przegryzając winogrono.Evan wszedł przez drzwi znajdujące się na ścianie z kominkiem, podszedł doswoich rodziców, którzy siedzieli razem z państwem Jacobsami, i szepnął imcoś na ucho.Potem spojrzał na zegarek i dodał coś jeszcze.Jego matkacmoknęła go w policzek.Evan zbliżył się do Jacobsów, po czym wymienił znimi parę słów, by na koniec uścisnąć im ręce.Wyszedł przez te same drzwi iwrócił od naszej strony.- Gotowa? - szepnął, pochyliwszy się nad moim krzesłem.- Jasne - odpowiedziałam, odstawiając szklankę z wodą.Bezszelestnie odsunąłkrzesło i pomógł mi wstać.Jak tylko znalezliśmy się w holu, Evan poprosiłwystrojonego w smoking mężczyznę o nasze płaszcze.- Tak wcześnie wychodzicie? - Usłyszeliśmy głos Catherine, któraostentacyjnym krokiem zmierzała w naszą stronę po marmurowej posadzce.- Jesteśmy umówieni na inne spotkanie - odezwał się obojętnie Evan.- Ale przyjedziesz mnie odwiedzić? - zawyrokowała raczej niż zapytała.Dłużej nie mogłam się powstrzymać i kiedy Evan podawał mi płaszcz,wybuchłam śmiechem.Z początku było to krótkie parsknięcie, które jeszczepróbowałam powstrzymać, ale wkrótce oczy zaszły mi łzami i już nie mogłamstłumić ataku wesołości.- Ze mnie się śmiejesz? - zdziwiła się.- W zasadzie tak - przyznałam, niemal płacząc.Zakrywałam usta dłonią,pąsowiejąc coraz bardziej.- Dobranoc, Catherine - rzucił Evan z szerokim uśmiechem.Wyszliśmy na zewnątrz.Jak tylko drzwi się za nami zamknęły, puściły mi wszystkie hamulce.Zdłońmi wspartymi na kolanach wyginałam się w niepohamowanym śmiechu.Przez łzy, które płynęły po mojej twarzy, niewiele mogłam zobaczyć.Zawszelką cenę starałam się opanować, ocierając policzki rękawem.W końcuzrobiłam kilka kroków.Po chwili przypomniałam sobie jej kwilenie i spazmy przybrały na sile.Skuliłam się na schodach i złapałam za brzuch, skręcając się w konwulsjach
[ Pobierz całość w formacie PDF ]