[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Może dojdzie między nimi do starcia? Boże, a ty dokąd?158SR- Do infirmerii.- Adelia przypomniała sobie o swoim pacjencie.Siostra Jennet powitała ją ciepło.- Racz przekazać wyrazy wdzięczności lordowi Mansurowi.Takiładny, czysty kikut.Chory szybko wraca do zdrowia.- Zrobiła zasmuconą minę.- %7łałuję, że nie byłam świadkiem operacji.Adelia pomyślała o kobietach, które nie mogły uprawiać zawodu medyka i podzię-kowała swojemu Bogu za przywilej, jakim było życie w Salerno.Siostra Jennet poprowadziła ją w głąb sali.Wszyscy pacjenci byli mężczyznami - kobiety zwykle leczą się same".Większość z nich cierpiała na zatory płucne, spo-wodowane życiem na nisko położonych terenach, dokąd docierały szkodliwe wy-ziewy z rzeki.Trzech najstarszych pacjentów pochodziło ze wsi Wolvercote.- Niedożywieni - wyjaśniła infirmariuszka, nie próbując ściszyćgłosu.- Lord Wolvercote haniebnie zaniedbuje wieśniaków.Nawet niemają gdzie się modlić, odkąd kościół się zawalił.Aaska boska, że jesteśmy w pobliżu.Przeszła do następnego łóżka, gdzie zakonnica lała ciepłą wodę na ucho pacjen-ta.- Odmrożenie.Adelia z poczuciem winy rozpoznała Oswalda, zbrojnego Rowleya.Zapomniałao nim.Był jednym z tych, którzy wraz z Mansurem pchali barkę wysłaną przezklasztor do Wormhold.Walt siedział na jego łóżku, przyciskając pięści do czoła.- Bardzo boli? - zapytała Adelia Oswalda.Ciemne pęcherze utworzyły się na płatku ucha, które wskutek tych zmianupodobniło się do grzyba.Oswald spiorunował ją wzrokiem.- Nie trzeba było ściągać kaptura - ozwal się wesoło Walt.- My nieściągaliśmy, prawda, pani? - Zbliżyło ich wspólne cierpienie na łodzi.Adelia uśmiechnęła się do niego.- Mieliśmy szczęście.- Pilnujemy jego ucha - powiedziała siostra Jennet pogodnie.-Wciąż mu po-wtarzam, że albo zostanie, albo odpadnie.Chodzmy dalej.Aóżko Poynsa wciąż otoczone było parawanem - nie dla zapewnienia prywatno-ści, jak wyjaśniła siostra Jennet, ale po to, by złe obyczaje najemnika nie udzieliłysię innym.- Choć muszę przyznać, że ani razu nie zaklął, co jest niezwykłą rzeczą u Flamanda.- Odciągnęła parawan, nie przestając mówić: - Niestety,nie mogę powiedzieć tego samego o jego przyjacielu.- Pogroziła palcem159SRCrossowi, który, podobnie jak Walt, złożył wizytę pacjentowi.160SR- Nie jesteśmy żadnymi Flamandami - rzekł Cross ze zmęczeniem.Adelii nie pozwolono obejrzeć rany.Medyk Mansur już to zrobił i oświadczył, żejest zadowolony.Kikut został dobrze obandażowany i - Adelia powąchała - nie czuć było wonirozkładu.Mansur, który towarzyszył jej przy wielu operacjach, umiał rozpoznaćoznaki martwicy.Poyns był blady, ale nie gorączkował i nie zwracał pokarmu.Adelia dumna byłaze swojego dzieła, a jednocześnie zaskoczona wytrzymałością ludzkiej konstrukcji.Zapytała o panią Dakers.Była to druga osoba, którą zaniedbała i za którą czułasię odpowiedzialna.- Trzymamy ją w ogrzewanym pokoju - odparła siostra Jennet, jakby mówiła o jakimś przedmiocie.- Gdy wydobrzała, nie mogłam zostawić jej tutaj, bo straszyła moich pacjentów.W klasztorze męskim ogrzewanym pomieszczeniem byłoby skryptorium, gdziekaligrafowie spędzali dnie na kopiowaniu manuskryptów w cieple płynącym z ko-szy, chroniącym ich spracowane palce przed drętwieniem z zimna.W ogrzewanym pokoju w Godstow Adelia zastała tylko siostrę Lan-celinę i ojcaPatona - obecność sekretarza Rowleya stanowiła niespodziankę, gdyż zapomniała ojego istnieniu.Oboje siedzieli przy stole i pisali.Mdłe zimowe słońce świeciło na ich pochylone głowy i dokumenty z wielkimipieczęciami na wstążkach.Adelia się przedstawiła.Ojciec Paton zmrużył oczy i dopiero po chwili pokiwałgłowaj on też o niej zapomniał.Siostra Lancelina z radością zawarła znajomość.Nie interesowała się plotkami ichyba nawet nie wiedziała, że Rowley zaginął.- Przybyłaś w orszaku biskupa, prawda? Przekaż księdzu biskupowiwyrazy wdzięczności za ojca Patona, co ja bym bez niego poczęła.Przysięgłam uporządkować nasz kartularz i rejestr, a zadanie, jak się okazało,przerosło moje siły.Na szczęście ksiądz biskup przysłał tego Herkulesado mej stajni Augiasza.Porównanie ojca Patona do Herkulesa było rozczulające, podobnie jak sama sio-stra Lancelina, sędziwa, mała, podobna do skrzata mniszka z błyszczącymi jak klej-noty oczami, podobnie jak pokój, od podłogi do sufitu obstawiony półkami, na któ-rych piętrzyły się zwoje dokumentów i edyktów.161SR- Układ alfabetyczny, rozumiesz - mówiła siostra Lancelina. Poza tym musimysporządzić kalendarz z notatkami, którego dnia należy się nam jaka dziesięcina, jakadzierżawa.Ale widzę, że patrzysz na naszą księgę.Była to tutaj jedyna książka.Cienki tom oprawny w cielęcą skórę spoczywał sa-motnie na półeczce wyłożonej aksamitem niczym szkatułka na klejnoty.- Oczywiście mamy Pismo Zwięte i mszał - powiedziała siostra Lancelina, uspra-wiedliwiając skąpy księgozbiór-jedno i drugie w kaplicy, ale.O Boże! - zawołała, boAdelia podeszła do książki.Gdy chwyciła w palce okładki, żeby ją podnieść, mniszkaodetchnęła z ulgą.- Widzę, że umiesz obchodzić się z księgami, wielu ciągnie grzbietpalcem od góry i łamie.- Boecjusz - stwierdziła Adelia
[ Pobierz całość w formacie PDF ]