[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie wiedzia-ła, co by zrobiła bez niego i bez Delilah.Cole'a nie widziała ani w ciągu dnia, ani w nocy.Przebywał gdzieś z Pete'em i resztą pracowników ran-cza.Nie wrócili na kolację, dopiero dużo, dużo pózniejusłyszała dobiegający z szopy głos i śmiech Pete'a.Tęnoc również spędziła samotnie w przestronnym łożuswoich rodziców.Rano też nie wiedziała, czy wrócił do ich sypialni.Z ja-kiś niejasnych powodów przypuszczała, że nie.Irytowałją ten cały układ, choć doskonałe wiedziała, że powinnadziękować losowi za to, że sprowadził tutaj Slatera.Drżała na samą myśl o tym, że opuści ją i odjedzie.Nienawidziła go.Przypuszczała, że Cole jej pragnie.Dlatego przystał na jej propozycję.Sama Kristin czułado niego wstręt za to, że tak niecnie wykorzystał jej91trudną sytuację.Ale tak naprawdę ona również całyczas go pragnęła.Nie, wcale nie, przekonywała sięw duchu.Byłam tylko ciekawa.Z drugiej strony nie mogła zaprzeczyć, że od chwilijego przybycia na ranczo żyła w jakiejś dziwnej gorą-czce.Prosta uczciwość nie pozwalała jej wyprzeć sięprawdziwych uczuć.Cały następny dzień Cole spędził w domu.Kiedymijał ją w hallu, uchylił kapelusza, na ustach igrał mulekki uśmiech.- Zaczekaj! - zawołała.- Dokąd się wybierasz?- Muszę odnalezć kilka sztuk zabłąkanego bydła.- Mogę jechać z tobą?się uśmiechać.Przestał- Nie.Ale.- Reguły ustalam ja!-Ale.Powiedziałem: ja ustalam reguły.Zacisnęła zęby ze złości i zesztywniała.Chwilę spoglądała na niego w milczeniu.Uśmiechał się.- Kolację zjem dziś w domu - oświadczył nieocze-kiwanie.- Stek ze słodkimi kartoflami, pyszny gro-szek, który przygotować potrafi tylko Delilah, a na de-ser ciasto z czarnej borówki.Pózniej.- Zawiesił głos,| znów uchylił kapelusza i już go nie było.A ona nawet nie wiedziała, gdzie spędził ostatniąnoc.Był to kolejny, obrzydliwy dzień.Nakarmiła kuryWyczyściła dokładnie konia.Pobawiła się trochę z małym Danielem, podziwiając, jak dziecko szybko rośnie.Powłóczyła się po piętrach.A pózniej długo siedziałana łóżku.W kącie pod serwantką leżał jego koc.Dłuższy czas92spoglądała z wahaniem w tamtą stronę.Pózniej wstałai zdecydowanie podeszła do serwantki.Rozwinęła koc i zaczęła przeglądać rzeczy, które zapakował w niego Slater.Nie było tego dużo.Jeśli miał portfel, to musiał zabrać go ze sobą.Znalazła tylko miseczkę do golenia,mały talerzyk i skórzany woreczek z tytoniem.W drugim woreczku była kawa i paczka sucharów.Znalazła również niewielki, srebrny dagerotyp.Kristin dokładnie obejrzała przedmiot i odkryła maleńki, srebrny zamek.Nacisnęła go i dagerotyp otworzył się.Po obu stronach medalionu znajdowały się portreciki.Jeden przedstawiał kobietę; piękną kobietę o ogromnychoczach, ciemnych włosach i promiennym uśmiechu.Na drugiej fotografii tej samej kobiecie towarzyszyłmężczyzna.Cole.Fotografię najwyrazniej zrobiono w Stanach Zjedno-czonych.Slater miał na sobie mundur kawalerzysty,a więc zdjęcie niewątpliwie pochodziło sprzed wojny.Kobieta ubrana była w wytworną, obszerną suknięz krynoliną i śliczne nakrycie głowy ozdobione piórami.Oboje nie spoglądali w kamerę.Patrzyli na siebie.W ich oczach malował się taki bezmiar miłości, żeKristin poczuła się, jakby popełniła świętokradztwo.Szybko zamknęła medalion i odłożyła go na kocu.Zgarnęła pozostałe przedmioty tak, żeby ich właścicielnie zorientował się, że ktoś je ruszał.Co za różnica? -pomyślała beztrosko Kristin.Ostatecznie powinienspodziewać się tego, że ludzie, którzy nic o nim niewiedzą zechcą sprawdzić, kim jest naprawdę.Ta kobieta nie żyje, pomyślała.Nie wiedziała, skąd to wie, ale wiedziała.Cole Slaterbardzo ją kochał i Kristin była święcie przekonana, żegdyby kobieta z fotografii żyła, jego by tu nie było.Zdawało się, że przed kolacją zapanował w domujakiś złowieszczy bezruch i zapowiadająca bliżej nieokreślone nieszczęście cisza.Zastawiwszy stół, Delilahposzła zanieść robotnikom kolację.Stół zastawiony został dla trzech osób
[ Pobierz całość w formacie PDF ]