[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Mieliśmy wspólne plany, życie wydawało sięcudowne i myśleliśmy, że będziemy ze sobą na zawsze.To byłynajszczęśliwsze chwile.Pod koniec pierwszego roku nauki wszystkie uczenniceskierowano na letnie praktyki do szpitali miejskich.Mieli nastam zakwaterować.Bałam się, bo to oznaczało rozłąkę ze Ste-vem.Poza tym jedynym miejscem, w którym czułam się bez-pieczna, był mój pokój.Bill zaatakował mnie tam tylko raz i munie wyszło, więc nigdy więcej już nie próbował.Ku mojej radości Katie trafiła do tego samego szpitala co ja.Wiedziałam, że dzięki temu będziemy się świetnie bawiły.Cho-dziłyśmy na przyjęcia grillowe organizowane wspólnie ze szkołąpolicyjną, pijałyśmy kawę w prawdziwej kawiarni i mogłyśmyasystować profesjonalnym pielęgniarkom.Jednak poza tym pracaw szpitalu okazała się bardzo ciężka.W tych czasach oddziałybyły prowadzone żelazną ręką przez siostry przełożone.Niewolno było się odzywać bez pytania ani przychodzić do pracy wmakijażu.Ponadto musiałyśmy być ubrane w brzydkie inietwarzowe uniformy.Na początku przydzielono mnie na męski oddział ortope-dyczny.Spotkałam się tam z okropnym zachowaniem pacjentów.Ciągle prosili mnie, abym podtrzymywała im genitalia podczasoddawania moczu do kaczki lub myła je wilgotnym ręcznikiem.Każdy z nich mógł to zrobić sam i nie potrzebował pomocy.Dlanich były to tylko żarty, ale mi owe prośby przypominałyzachowanie wujka Billa.Bolesne wspomnienia wróciły.To byłonie do zniesienia.Powiedziałam siostrze przełożonej, żechciałabym zmienić oddział, a ona na szczęście nie pytała dla-czego.Myślę, że stwierdziła, iż jestem zbyt niedojrzała i należymnie przydzielić do zadań bardziej teoretycznych".Zostałamprzeniesiona na oddział fizjoterapii.Pracował tam wspaniały, niewidomy fizjoterapeuta.Byłzabawnym, mądrym człowiekiem i doskonałym fachowcem,więc wszyscy go uwielbiali.Byłam zachwycona pracą z nim,ale niestety, wkrótce skierowano mnie na oddział dziecięcy.Tużpo rozpoczęciu pracy zmarł jeden z małych pacjentów - dwu-nastoletni chłopiec.Nie mogłam się z tym pogodzić i ciągle pła-kałam.W ogóle nie dawałam sobie tam rady, więc oddziałowamnie wyrzuciła.Następnego dnia siostra przełożona wezwała mnie na rozmowędo gabinetu.Była bardzo miła, ale zasugerowała, że chyba nienadaję się do pracy w tym zawodzie, i zapytała, czy zasta-nawiałam się nad czymś innym.Pochlipując, próbowałam jejwytłumaczyć, że szkoła pielęgniarska była pomysłem mojejmatki i nie chciałabym jej zawieść.Znowu miałam wrócić dodomu i przyznać się do porażki? Co ona powie? Co ze mną zrobi?Siostra przełożona powiedziała, że być może pewnego dniabędę wspaniałą pielęgniarką, ale w tej chwili jestem zbyt nie-dojrzała.Zaproponowała, żebym zadzwoniła do domu i wytłu-maczyła to matce.Z ciężkim sercem wykręciłam numer.Gdyzaczęłam mówić, po drugiej stronie słuchawki najpierw zapadłacisza, a potem usłyszałam wrzask.- Za kogo ty się uważasz?! Nie możesz sama podjąć decyzji opowrocie do domu! Kto ci dał takie prawo?! A może ranieniemnie sprawia ci przyjemność? Tak, na pewno o to chodzi.Cieszycię, kiedy mnie zawodzisz.Najwyrazniej, bo ciągle to robisz! Ilerazy jeszcze coś ci się nie uda?Nie odpowiedziałam.A zresztą, co miałam powiedzieć?-Jeśli rzucisz szkołę, nie chcę cię już więcej widzieć!-wykrzyczała na koniec i odłożyła słuchawkę.Byłam daleko od domu, zdana na siebie, załamana, że mi sięnie powiodło.Znowu poniosłam klęskę.Każda normalna matkapocieszyłaby córkę i powiedziała: Nie martw się, kochanie, cośwymyślimy.Wróć do domu, to wspólnie się nad tym zastano-wimy".Ale moja matka nigdy nie zdobyłaby się na takie słowa.Nie było mowy o pocieszaniu.Bardzo chciałam zadzwonić do Steve'a, ale jego rodzina niemiała jeszcze telefonu.Jednak myśl o tym, że niedługo gozobaczę, pomogła mi przetrwać do końca dnia.Następnego dnia rano wsiadłam do pociągu.Gdy przyjechałamdo domu, mama siedziała w ogrodzie, więc zdecydowałam się odrazu do niej podejść, bo miałam nadzieję, że emocje już opadły.- Cześć, wróciłam! - krzyknęłam, szykując się na to, że zarazzarzuci mi samolubność i niezaradność.Jednak ona przywitała mnie milczeniem.Zastosowała swojąmetodę traktowania mnie jak powietrze.Ellen właśnie wycho-dziła do pracy, a Rosie i Toma nie było.Anne spojrzała na mnie iwyszeptała:- Masz kłopoty.Potem odwróciła się w drugą stronę.Poszłam do swojego pokoju, rozpakowałam się, a potemstwierdziłam, że pójdę do Steve'a.Nie mogłam się doczekaćspotkania.Przynajmniej on mnie zrozumie i pocieszy.Zajmie sięmną i powie, że mnie kocha.Wsiadłam do autobusu.Gdy stanęłam przed jego domem izapukałam, otworzyła mi Gwen.- Czy zastałam Steve'a? - zapytałam z uśmiechem.Spojrzała na mnie jakoś dziwnie.- Nie możesz się z nim zobaczyć.Zamilkłam na chwilęzdezorientowana.- Właśnie wróciłam z collegeu i chciałam się z nim przywitać.Czy jest w domu?- Obawiam się, że nie będziecie się już mogli spotykać -odparłastanowczym tonem Gwen.- Cokolwiek było między wami, jestskończone.Nie możesz tu więcej przychodzić.Nic nie rozumiałam.Domyśliłam się, że Steve jest w domu, bozauważyłam jego rower, więc krzyknęłam:- Steve? To ja, Cassie.Co się dzieje?Zapadła cisza, ale po chwili usłyszałam jego głos:- Mamo, wpuść ja.To, co wydarzyło się pózniej, złamało mi serce.Podbiegłam doniego, spodziewając się, że ucieszy się na mój widok i mnieuściska, ale on ani drgnął.Spojrzałam na jego twarz i zauważy-łam, że płakał.Co się wydarzyło? Czy ktoś go skrzywdził?Zarzuciłam mu ręce na szyję, ale on mnie odepchnął.- Nie możemy się więcej widywać - powiedział łagodnymtonem.- Muszę z tobą zerwać.Kocham cię, ale muszę to skoń-czyć.Tak mi przykro.Zaczął szlochać, a ja razem z nim.Nie rozumiałam, dlaczegomówi to wszystko.- Co się dzieje, Steve? - zapytałam łamiącym się głosem.-Kocham ciebie, a ty kochasz mnie.Proszę, powiedz mi, o cochodzi.Jeśli mnie kochasz, dlaczego ze mną zrywasz?- Nie mogę ci powiedzieć.I nie powiem - odparł, a potemodepchnął mnie i wypadł z pokoju, zalewając się łzami
[ Pobierz całość w formacie PDF ]