[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Podejrzewał, że ma innegokochanka, z którym spotyka się w dzień, i zaczął podziwiać jej kondycję.Podczas tych nocy, kiedy pił z kogo innego, trzymał się z dala od angielskich iamerykańskich turystów i zapuszczał w ciemny labirynt uliczek starego Kairu.Ciemnoocy mężczyzni, których tam spotykał, nie mieli pojęcia, że za swojąprzyjemność zapłacili krwią.Potem zaczął czuć, że jest obserwowany.Chociaż nie był w staniezidentyfikować żadnego widocznego zagrożenia - ciemne oczy śledziływszystkich przybyszów, a jego nie bardziej niż innych - po grzbiecieprzebiegały mu ciarki.Zaczął ostrożniej wchodzić do swojego sanktuarium iwychodzić z niego.Nocną wspinaczkę na szczyt wielkiej piramidy w tamtych czasach należałoodbyć" i Henry nie dał się długo prosić lady Wellington.Miał wrażenie, żemiasto zamyka się wokół niego niczym wielka skomplikowana pułapka.Uznał, że kilka godzin poza nim pozwoli mu oczyścić myśli.Wysiedli z powozu na skąpany w świetle księżyca piasek, który zalegał u stóppiramidy niczym świeży śnieg.Jego czystość kalały zagłębienia znacząceograbione groby i zasypane komory.Zwiatło zmyło z piramid patynę wiekówi rzucało ciemne cienie na sfinksa, tak że wyglądał jednocześnie na bardziej imniej ludzkiego, gdy patrzył tajemniczo w noc Niestety, ściany piramidypełne były palących się pochodni i wspinających się ludzi, a odgłosy ichwspinaczki niosły się po pustyni.- Do diabła, daleko jeszcze?- Chociaż podziwiam naród amerykański - westchnęła lady Wellington,wsuwając Henry'emu dłoń pod ramię - to bez niektórych jego przedstawicieliświetnie bym się obyła.Podchodząc do piramidy, byli przygotowani na to, że otoczy ich kordonsamozwańczych przewodników, handlarzy i żebraków, zebranych podpiramidą i czekających na okazję, by oskubać cudzoziemców z pieniędzy.- Dziwne.- mruknęła lady Wellington, kiedy mężczyzni zostali na swoichmiejscach, zerkając na nich spod turbanów i szepcząc coś do siebie po arab-sku.- Chociaż chyba świetnie sobie bez nich poradzimy.- Nie powiedziałatego wszakże zbyt pewnym głosem, ponieważ wspinanie się na stopnie owymiarach metr na metr na piętnaście centymetrów w sukni wieczorowej,bez pomocy, nie było łatwe.Większości idących na górę kobiet towarzyszyłodwóch mężczyzn: jeden wciągał, drugi podsadzał.Henry zmarszczył brwi.Poza zapachem brudu, potu i przypraw czuł zapachstrachu.Kiedy wszedł na pierwszy stopień i wyciągnął rękę do ladyWellington, jeden z mężczyzn uczynił znak odpędzający urok.Lady Wellington podążyła wzrokiem za spojrzeniem Henry'ego i roześmiałasię.- Nie przejmuj się - powiedziała, kiedy bez wysiłku podciągnął ją na stopień.-W świetle pochodni twoje włosy wyglądają na bardziej rude niż zwykle, arude włosy są znakiem Seta, egipskiej wersji diabła.- Nie będę się przejmował - zapewnił ją z uśmiechem.Ale uśmiech byłbyszczerszy, gdyby nie widział, jak grupa mężczyzn znika w chwili, gdy wspiąłsię poza zasięg wzroku zwykłego człowieka.W ciągu wieków od zbudowania piramidy jej czubek ścięto i na szczyciepowstała płaszczyzna o powierzchni około dziesięciu metrów kwadratowych.Kiedy zadyszana lady Wellington opadła na jeden z wystających kamiennychbloków, w jednej chwili otoczyli ją miejscowi, którzy próbowali sprzedać jejwszystko - od zwojów papirusu, absolutnie autentycznych", po palec mumii,bez wątpienia autentyczny.Henry'ego ignorowali.Zostawił ją przy zakupachi podszedł bliżej do zachodniej krawędzi, gdzie za ob-sydianową wstążkąNilu widać było światła Kairu.Przyszli od zawietrzną, poruszając się tak cicho że śmiertelnik by ich niedosłyszał.Henry usłyszał pół nizina bijących serc i odwrócił się wcześniej, niżsię spodziewali.Jeden z nich jęknął i natychmiast brudna dłoń zatkała mu usta.Inny cofnął się,błyskając białka-mi oczu.Pozostali czterej zamarli tam, gdzie stali, a Henrypoza coraz mocniejszym zapachem strachu poczuł też zapach stali i zobaczył,jak księżyc odbija się od ostrzy.- Zbyt otwarte miejsce jak na złodziei - zauważył spokojnie, mając nadzieję, żenie będzie musiał ich zabijać.- Nie przyszliśmy kraść, ifrycie - powiedział miękko ich przywódca, tak cicho,by nikt z obcych na szczycie piramidy nie usłyszał.- Ale żebycię ostrzec.Wiemy, czym jesteś.Wiemy, co robisz w nocy.- Nie wiem, o czym mówicie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]