[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Gniew.Bestia warknęła.Obaj - wampir i mężczyzna - spojrzeli na mnie.CzującBestię tuż pod skórą, jej sierść jeżącą się w oczekiwaniu, roześmiałam się okrutnie, trochędziko.- Mięśniak jest dobry.Ty jesteś lepszy? - wyzwałam.wyzwałyśmy drapieżcę.Emocje zadrżały w pomieszczeniu: gniew, namysł, pragnienie wygranej, feromonysamca alfa.Zapach przemocy i siły nęcił.Przez chwilę zdawało mi się, że cokolwiek zaszłomiędzy Leo i Mięśniakiem, zaraz się wypali, ale nie doceniłam wampira.Wziął krótkioddech, a zapach zmienił się z oburzenia w zaskoczenie, ciekawość i.pragnienie.Leospojrzał mi w oczy.Wyczekiwanie równie silne jak Bestii wypełniło powietrze.Od Leo.OdMięśniaka poczułam jedynie ślad niechęci, może rozczarowanie, ale stłumioneniecierpliwością pana.Zabrzmiała kolejna melodia, tym razem rzewna, seksualna rumba.To wolniejszy,bardziej formalny taniec niż salsa.Leo podszedł do mnie, już w postawie tanecznej,utrzymując rytm melodii - wolny krok i szybki, szybki.Ujął mnie za ręce, jedną oparł sobiena ramieniu.Zaczął od kroku podstawowego.Kiedy muzyka zaczęła narastać, przeszliśmy dopromenady, a potem do półobrotów, szybciej, coraz szybciej, po każdym przejściuprzyciągając się bliżej i bliżej.Poprowadził mnie przez skomplikowaną sekwencję kroków,jaką ćwiczyłam tylko raz z instruktorem, ale w porównaniu z Raulem Leo tańczył bezbłędnie,jego ciało zachowywało perfekcyjną równowagę.Taniec z nim był jak poezja, jak marzenie.Zakończyliśmy skomplikowanym obrotem po ósemce i przejściem, po którym wygięłam sięprzez udo partnera, jego ciało nad moim, jego oczy wbite w moje - w klasycznej pozycjidrapieżnika i ofiary.Bestia cofnęła się szybko, ostro, odepchnąwszy Leo.Warknęła.Odgłos utonął waplauzie.Krzyżując spojrzenia, oddychaliśmy ciężko.Ledwie zdawałam sobie sprawę zobecności wampirów w drzwiach.A Leo się zwampirzył.Oczy mu zaszły purpurą, zrenice rozszerzyły w wampią czerń, kły wyskoczyły.Iodwarknął na Bestię.Tłumek w progu zamarł w ciszy, tej strasznej, śmiertelnej ciszy, którazawsze zwiastowała przemoc.Mięśniak wepchnął się pomiędzy nas, ujął Leo i mnie za rękę ipoprowadził naprzód jak aktorów na scenie.Zaskoczeni przerwaliśmy pojedynek naspojrzenia, pozwalając mężczyznie, by nami kierował.A Mięśniak pochylił się, zmuszającnas do ukłonu.- Mitraiści, mam przyjemność zaprezentować Leo Pellissiera i jego.ludzką partnerkęw tańcu, Jane Yellowrock.Wahanie przy ludzką było minimalne, ale jednak.Brawa podniosły się znowu,najpierw niepewne, potem coraz głośniejsze, jakby wampiry uwierzyły, że warkoty byłyczęścią przedstawienia.Nienagannie uśmiechnięty Mięśniak wyprowadził nas z biblioteki.Wymknęłam się gospodarzowi przyjęcia zaraz na pierwsze piętro, gdzie bez skutkuszukałam wejścia wyżej - chyba na strych lub kolejne piętro.Niejeden raz wyczułam zapachodszczepieńca.Wywąchałam też woń kobiety, z którą sypiał Rick i odszczepieniec, a potemzepsucia, które ten drugi miał we krwi, ale zgubiłam ślad wśród zapachów gości.Wiedziałam, że Leo chce ze mną porozmawiać, ale po tym, jak na mnie patrzył,wolałam tego uniknąć.Za wszelką cenę.Nie jestem smakołykiem i nie zamierzam zostać.Dlatego rozglądałam się czujnie, przemykając przez korytarze i puste pokoje do frontowychdrzwi.I wtedy go wyczułam, rozpoznałam jego zapach, usłyszałam jego głos.Wcale się domnie nie podkradał, ale przesiąkł odorem zdenerwowania, za które, jak się domyśliłam,częściowo byłam odpowiedzialna.Mogłam się za to trzymać z daleka, a Bestia cieszyła się,że może mi pomóc.Kiedy rozległ się gong przeniesiony do wszystkich zakamarków domu przez systemwewnętrznego nagłośnienia, domyśliłam się, że oto nadeszła wiekopomna chwila prezentacjinowych członków rodu.Z ciekawości ukryłam się za marmurowym posągiem na piedestale ipatrzyłam.Leo stanął przed tłumem plecami do frontowego wejścia.Wampy zgromadziły sięw okamgnieniu, krwiostytucja przywlokła się nieco wolniej.Pellissier uśmiechnął się dowszystkich jak zadowolony gospodarz.- Dziękuję wszystkim za przybycie na to zgromadzenie - lekko zaakcentował zgromadzenie.- Klan Pellissierów nie jest może już tak liczny jak ongiś, ograniczonyVampira Carta i amerykańskim prawem oraz normami społecznymi, ale właśnie dlatego takradośnie witamy nowych członków naszej rodziny.To prawdziwe błogosławieństwo.A kiedyoddaje się nam aż dwoje mitraistów, by wypełnić kontrakt małżeński i związać się z klanem,mamy jeszcze więcej powodów do świętowania.Posłał zgromadzonym promienny uśmiech, szczerząc zęby, które teraz wyglądały jakludzkie.- Mam zaszczyt przedstawić dzisiaj moją przyszłą synową i jej brata: Amitee iFernanda Marchandów oraz przyszłego męża - zrobił pauzę dla efektu - mojego syna,krewnego i dziedzica, Immanuela Pellissiera.Zapadła zaskoczona cisza, po czym tłum zareagował - entuzjazmem, pomrukami iniechętnymi szeptami.Nie od razu zrozumiałam, co się dzieje.Potem zaskoczyłam.Do terazLeo nie określił, kto będzie dziedzicem klanu.I najwyrazniej sporej liczbie wampów naprzyjęciu nie spodobał się ten wybór.Odruchowo zapamiętałam, kto nie był zadowolony i niebał się tego zaprezentować.Najbardziej wkurzony okazał się śniady, kościsty wampir, chybaRafael Torrez, dziedzic klanu Mearkanisów - pan krwi po prawdziwej śmierci Ming.Wieleinnych wampirów spoglądało na niego, czekając, jak się zachowa.Feromony przemocy i dominacji zawisły w powietrzu.Leo zesztywniał, lecz nadal sięuśmiechał.Kiedy jednak się odezwał, w jego głosie zabrzmiała stal, choć nawet nie spojrzałw stronę Torreza.- A jako moi goście, korzystający z mojej gościny, ufam, że będziecie przestrzegaćzasad i tradycji witania nowych mitraistów i mojego dziedzica.Trochę to trwało, ale wreszcie Torrezowi udało się opanować i przemocą chybarozchylić usta w sztucznym uśmiechu.Przepchnął się przez tłum, po czym ujął dłoń Amitee iucałował, wyszeptawszy przy tym parę słów, za cicho jednak, bym mogła usłyszeć.Wydawało się, że po tym pokazie sala się uspokoiła.Uznałam, że spory polityczne wwampiej społeczności zostały odłożone na pózniej.Przyjrzałam się nowym wampirom.Nie należały do tych pozbawionych kontrolidzikusów, które tylko czekały, by rzucić się na człowieka i wyssać mu krew do cna.Byłyeleganckie, wyrafinowane i bogate.Dlatego postanowiłam unikać ich jak plagi.I zdążyłamsię dobrze przyjrzeć synowi Leo
[ Pobierz całość w formacie PDF ]