[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Naprawdę ci ufam, Juliet.I.kocham cię.Posłała mu smutny uśmiech.- Mówisz to tylko z powodu pojedynku.Pokręcił głową.- Nie, to prawda.Knighton i jego sekundanci zaczynali się już nie-cierpliwić, ale on nie zwracał na to uwagi.Postanowił, żepowie Juliet całą prawdę, jeśli tylko otrzyma jeszcze odlosu taką szansę.- Zawsze się bałem, że jeśli pozwolę sobie na miłość,stracę kontrolę nad życiem, tak jak moi rodzice.A byłbyto z pewnością początek katastrofy.- Zaczerpnąłpowietrza.- Widzisz, zawsze myślałem, że życieprzypomina strzelanie do celu.Do tego trzeba zawszemieć jasne myśli i dobry pistolet.Widzisz cel i jeśli rękai broń nie sprawią ci zawodu, zawsze trafisz.Popatrzyła na niego uważnie i na znak zrozumieniaskinęła głową.- A miłość oślepia, ilekroć chce się trafić.- Pokręciłgłową, zdumiony własną głupotą.- Zapomniałem jednako jednym: bez słońca w ogóle go nie widać.Zasłaniającsłońce, ilekroć ośmieliło się wyjrzeć, nie widziałem tego,co powinno być celem.A przez ostatnie dwa lata bezprzerwy chybiałem.I co z tego wyszło? Dokładnie to,czego tak bardzo pragnąłem uniknąć.Katastrofa.- Ujął jąza rękę i mocno ją uścisnął.- Kiedy jednak wczoraj po-wiedziałaś, że mnie kochasz, słońce przebiło się przezchmury.Widzę wszystko jasno.Bez miłości nie zaznampoczucia bezpieczeństwa, obowiązek traci sens, a rodzinato puste słowo.Bez twojej miłości mogę przystawić sobiepistolet do skroni i strzelić, ponieważ i tak już nie osiągnężadnego celu.- Och, Sebastianie - powiedziała i przez chwilęwyglądała tak, jakby chciała mu zarzucić ramiona naszyję, ale powstrzymał ją wzrokiem- Kiedy będzie już po wszystkim, najdroższa, za-mierzam cię tulić w nieskończoność.Teraz jednak muszęwszystko naprawić.Przełknęła ślinę.- Skoro tak uważasz.Ufam, że uczynisz to, co uznaszza słuszne, ale i ty udowodnij, że mi wierzysz.Znowu te słowa.Co Juliet miała na myśli?Stanęła u boku siostry i wzięła pistolet.Wtedyzrozumiał.Kiedyś już prosiła, by jej zaufał.Uwierzył, żejej rodzina nie zrobi mu krzywdy.Popatrzył na Knightona.Juliet oczekiwała, iż przyjmie za pewnik, że on nie będziechciał go zabić.Jeśli właśnie to miała na myśli, prosiłao wiele.A już raz się pomyliła, twierdząc, że Knighton niewyzwie go na pojedynek.Oboje zresztą nie przewidzieli rozwoju wypadków.Sekundant Knightona po raz kolejny wezwał ich obu,by zajęli pozycje, i obaj mężczyzni stanęli na swoichmiejscach.Sebastian miał w zasadzie dwie drogi wyboru.StrzelićKnightonowi w rękę lub chybić, wierząc, że Knighton niebędzie chciał go zabić.Mógł zrezygnować z pełnejkontroli nad sytuacją na rzecz wątpliwej wiary Julietw dobre intencje jej rodziny.Sekundant Knightona przesunął się poza linię ogniai wolno zaczął unosić chusteczkę.Sebastian popatrzył na kobiety.One również, gotowe dowalki, bardzo blade trzymały pistolety na biodrach.Oczywiście blefowały, ale w ich determinacji, by ocalićprzed śmiercią ukochanych mężczyzn, było coś naprawdęwspaniałego i szlachetnego. Ufam, że uczynisz to, co uznasz za słuszne, ale i tyudowodnij, że mi wierzysz.Chusteczka poleciała w dół.Sebastian uniósł brońi strzelił.Prosto w krzaki za Knightonem, sto metrów od niego.Gdy dym opadł, Knighton jeszcze nie wystrzelił.Stałjak skamieniały z palcem na spuście i pistoletemwycelowanym prosto w serce Sebastiana.Templemore wstrzymał oddech, ale nic nie zrobił, aninie powiedział.Ręka zawisła mu w powietrzu.Krewpulsowała mu w żyłach i przez jedną krótką chwilęmyślał, że błędnie ocenił sytuację.Potem jednak dostrzegł zmianę wyrazu twarzyKnightona i zrozumiał, że jest bezpieczny.Juliet jednaksię nie pomyliła.- Wcale na to nie zasługujesz - warknął Knighton.- Wiem.- Powinieneś cierpieć tak jak Juliet przez ostatnie dwalata.- Lub możesz dać mi szansę, abym jej to wynagrodził.Niczego bardziej nie pragnę.Knighton wahał się jeszcze chwilę i zaklął cicho.- Na pewno tego pożałuję, ale nie możemy pozwolić,aby nasze kobiety zrobiły jakieś głupstwo.Zwłaszcza żemają w ręku broń.Uśmiechając się kpiąco do samego siebie, uniósł rękęi strzelił w powietrze.Sebastian odetchnął z ulgą, kobiety zaczęły wiwatować.Doktor i sekundanci dali wyraz swojej radości z niecowiększą rezerwą.Chwilę pózniej Sebastian trzymał już Juliet w ra-mionach.- Kochasz mnie! - krzyknęła rozpromieniona.-Naprawdę mnie kochasz!- Oczywiście - odparł.- A jaki mężczyzna przyzdrowych zmysłach mógłby cię nie kochać?Popatrzyła na niego krzywo.- Nie zawsze zachowywałeś się normalnie.Kiedyśpowiedziałeś mi nawet, że.Pocałował ją mocno.- Teraz myślę jasno.Poza tym nie możesz przecieżpoślubić wariata.- Z drugiej strony - wtrąciła lady Rosalind - dopókimożesz udowodnić, że zapewnisz jej utrzymanie.Juliet zachichotała uroczo.-.i będziesz ją dobrze traktował - podpowiedziałKnighton.-.i obiecasz, że będziecie często odwiedzali rodzinęw Londynie - dodała Rosalind.- A także wynagrodzisz Danielowi i Helenie wszystkiekłopoty oraz narażenie ich życia.- Knighton popatrzył naniego z ukosa.- Wiesz, co tak naprawdę myślę.Jesteśłajdakiem i porywaczem.- Którego i tak poślubię, niezależnie od tego, copowiesz - oznajmiła poważnie Juliet.- Tak więckoniec dyskusji.Teraz dasz nam swoje błogosławieństwoalbo zapomnę o ślubie i znów ucieknę.I to zaraz.- Może to nie jest wcale taki zły pomysł - mruknął podnosem Sebastian.Knighton patrzył jednak teraz na niego nieco łagodniej.- W porządku.Chyba mogę dać mu szansę.- Obiecuję, że będę się nią opiekował.Nie macie sięczego obawiać.- Zobaczymy - powiedział Knighton, lecz Sebastianczuł, że Griff zmienił całkowicie zdanie.- Może jednak porozmawiamy w jakimś cieplejszymmiejscu.Wszyscy wyrazili zgodę.- Jeśli pojedziecie za mną do miasta, zapraszam naśniadanie - powiedział Sebastian
[ Pobierz całość w formacie PDF ]