[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wyglądał na mężczyznę uprzejmego i silnego.Poczułamsię, jakby minęły wieki od tego czasu, który spędziliśmy razem.Pamięć tamtych chwil naraz wydałami się nierealna, zamazana, jak nie do końca zapamiętany sen, uwieczniony na kilku ocalałych,wyrazistych obrazach.Podczas kolejnych lat spędzonych w Daochu, co jakiś czas wracały do mniewspomnienia z ogrodu. Budziły się na chwilę, po czym znikały w zakamarkach pamięci.W skrytości ducha cieszyłam się nimi jak dziecko, które po raz pierwszy zrywa kwiaty.Zrozumiałam,że tamto krótkie lato było skarbem, o jakim Ma nawet się nie śniło.Oprócz łóżka Bi w pokojuznajdował się gliniany kang.Miał prawie dwa i pół metra długości i ponad metr szerokości, stał tużprzy drzwiach sypialni i zajmował jedną czwartą pomieszczenia.Pózniej przekonałam się, jakcudownie grzał podczas mroznych zim.Prawie całą podłogę przykrywał dywan w barwachczerwieni, żółci, czerni i granatu.Pośrodku stał drewniany stół dla czterech osób i dwa ciężkiefotele.Na ścianie nad kangiem wisiał portret przewodniczącego Mao, zszarzały od sadzy i dymu.Drzwi na ścianie obok pieca prowadziły do dużego pustego pomieszczenia, w którymprzechowywano zapasy, a czasem kury.Było tam klepisko, a w rogu stała wanna.Pani Zhang wstawiła wodę na herbatę, usiadłyśmy przy stole. Nie zawsze tu mieszkaliśmy wyjaśniła. Kiedyś mieliśmy farmę, ale mąż doznał poważnegourazu klatki piersiowej i po kilku miesiącach zmarł.Próbowaliśmy z Bi gospodarzyć, ale brakowałonam doświadczenia.Ja byłam krawcową, on nie założył rodziny.Zasugerowano nam, abyśmyprzekazali gospodarstwo na rzecz ludu i pozwolili innym uprawiać ziemię.Moja dobrodziejka siedziała, patrząc w stół.Głaskała go prawą ręką, jakby pocieszała staregoprzyjaciela.Wpatrzyła się w ciemne drewno i westchnęła.Było cicho.Nikt z Sangów nie domagał się mojej uwagi.Nie było potrzeby mówić.Czułamspokój.Mój ból mógł na jakiś czas przygasnąć.Woda się zagotowała, napełniłam czarki.Patrzyłam, jak liście wypływają na powierzchnię, jakunosi się para.Nakryłam czarki wieczkami i podałam jedną pani Zhang.Siedziałyśmy w milczeniu.W sypialni nie było okien, co bardzo odpowiadało pani Zhang.W pomieszczeniu było bardzociepło, bo za ścianą ogrzewał je kang.Między łóżkami stał manekin udrapowany większymii mniejszymi skrawkami materiałów w jaskrawych barwach.Pani Zhang szyła z tych ścinków pięknąsuknię.Przypomniało mi się, jak latem poszłam z Dziadkiem do ogrodu, jak oszołomiło mniebogactwo kolorów kwitnące kwiaty na tle soczystej zieleni trawy i drzew.Przestało mżyć i wyszłosłońce, w rosie na płatkach kwiatów i zdzbłach traw odbijały się refleksy światła.Pani Zhang wskazała łóżko, zebrała rozłożone na nim próbki materiałów i szpulki nici. Możesz tu spać, dopóki nie zdecydujesz, czy chcesz u nas zostać.Położyłam się i natychmiast zasnęłam.Wreszcie zapadłam się w nicość.Uczyłam się powoli i uważnie.Najpierw opanowałam przyszywanie guzików i inwentaryzację.Potem, gdy szwaczki uznały, że poradzę sobie z maszyną, nanosiłam prosty ścieg na brzegi spodni.Pojakimś czasie może było to kilka tygodni, a może miesięcy, dziś nie ma to znaczenia nabrałamdość wprawy, aby szyć samodzielnie.Dni mijały na pracy.Rankiem sprzątałyśmy dom, gotowałyśmy i prałyśmy; nie było tu służby,która szykowałaby posiłki i kąpiel, ale zupełnie mi jej nie brakowało, choć często wspominałamrozżaloną twarz Yan, jej półuśmiech i matczyną troskę.Być może żyjąc tak jak teraz, uzyskałabym jejaprobatę.Wieczorami, po zamknięciu hali, chodziłyśmy do sklepu ludowego albo do kantyny, żebyzjeść kolację w towarzystwie innych wieśniaków, lub szykowałyśmy jedzenie w domu.Mieszkańcyprzywykli do partii i jej żądań; każdą zmianę można zaakceptować, niezależnie od jej konsekwencji.Partia często świętowała własny sukces i przebudowę kraju.Gromadziliśmy się wszyscy naplacu Ludowym, muzycy wygrywali na akordeonach i bębnach marsze i pieśni komunistyczne, doktórych podrygiwała miejscowa trupa taneczna.Chóry wyśpiewywały hymny sławiące maoizm, takjak nasi przodkowie kiedyś śpiewem sławili nadejście wiosny.Potem recytowano opowieścio odwadze i mądrości przewodniczącego Mao, a my siedzieliśmy wniebowzięci i zasłuchani, jakprzed tysiącem lat wieśniacy słuchający baśni o pradawnych herosach.Ale w odróżnieniu od nich,my musieliśmy się oduczyć wszystkiego, co wpojono nam wcześniej: tradycyjne wierzenia, dogmatyi doktryny zostały zakazane, żyliśmy pod pręgierzem produktywności.Gdy nastawała noc, rozpalano ogniska, świętowanie trwało w najlepsze.Zabronione zostałyzgromadzenia w innych celach, jeśli nie uzyskano na nie specjalnej zgody kwestię tę regulowałyrozporządzenia.Mimo to tam, gdzie nie sięgał wzrok przewodniczącego Mao, w uliczkach i na polu,czasem widywało się pary na potajemnych schadzkach.Zakochani dotykali się, obmacywali, pożeralisiebie nawzajem, wykradając chwile wolności.Wszyscy nosili się podobnie, więc w ciemnościachtrudno było odróżnić chłopaka od dziewczyny.A może to w ogóle nie miało znaczenia, bo tych dwoje1widziało w sobie tylko członków partii.W tamtym czasie słowa zawarte w czerwonej książeczcebezpośrednio oddziaływały na nasze życie.Przez tych kilka lat, zanim rozpętało się szaleństwo, zżyłyśmy się z panią Zhang jak matka i córka.Choć mieszkałam na dalekiej wsi, czułam się jak w domu.Było mi najlepiej, gdy skończyłyśmypracę, miałyśmy dość jedzenia, a ja spacerowałam po lasach i polach.Czasem chodziłam sama,czasem razem z panią Zhang.Rozmawiałyśmy o innych szwaczkach, o pracy do wykonania, a potemmilczałyśmy.Nasza wieś leżała na skraju górskiego, zalesionego regionu; podczas spacerówszukałam dzikich kwiatów, z których każdy przywodził na myśl nazwy w starożytnym języku,przypominał mi o Lu Mengu.Podczas przechadzek najczęściej myślałam o was.Były to krótkiechwile spokoju, kiedy zapominałam o całym świecie, skupiona na waszych młodziutkich twarzachzapamiętanych tego wieczoru w pokoju Lu Menga, gdy po raz pierwszy cię zobaczyłam.Kilka razy kusiło mnie, żeby opowiedzieć pani Zhang o wszystkim, co się wydarzyło.Naszemilczenie podczas spacerów było czasem tak krzepiące, że chciałam się jej wyspowiadać z całegożycia.Chciałam, żeby wiedziała i powiedziała mi, co myśli.Szłyśmy równym krokiem, a jagorączkowo szukałam zdania, którym mogłabym zacząć swoją opowieść.Bałam się, że pani Zhangznienawidzi mnie, zanim dojdę do końca, więc początek wydawał mi się nadzwyczaj ważny.Jednaknie mogłam go znalezć, a cichy wewnętrzny głos stale mi szeptał, że nie ma dość dobrego zdania, byzacząć opowieść o okrucieństwie.Nigdy więc nie wspomniałam jej o tym, co zrobiłam.Przychodziłaś do mnie w snach czasem widziałam tylko twoją twarz, gdy patrzyłaś na mniez uśmiechem, czasem klęczałaś u moich stóp, a ja siedziałam na swoim dawnym łóżku, albopojawiałaś się między pościelą suszącą się na dziedzińcu.Zdarzało się, że szłam za tobą w pewnejodległości, naraz ty przeskakiwałaś do domu i znikałaś w ciemności.Czasem też trawił mnie strach widziałam tę scenę, gdy cię uderzyłam.Pas wrzynał ci się w skórę, krew tryskała na nas obie, pochwili podbiegała tamta staruszka, żeby opatrzyć ci ranę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]