[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tego trzeba doświadczyć nawłasnej skórze, by się przekonać.Ilu znacie kłamców, którzy wciskają wam ciemnotę takświetnie, iż nawet nie muszą być przekonujący? Ta jego cecha potrafi doprowadzić do szału.Poraz kolejny postanowił ją zademonstrować, gdy zadzwoniłem do niego po opuszczeniu domuglampira. Kolektywiści? No przestań rzucił. Nie dasz się chyba zastraszyć tym hipisom? Nie było cię tam, Matt.Nie widziałeś miny, z jaką ten facet klarował, co się stanie, jeślinie przestaniemy się tym zajmować. Nic nam nie zrobią.Mamy umowę z rządem.Jesteś właściwie gliniarzem.Jeżeli tknącię palcem, to bum i do pierdla.Jeżeli cię porwą, bum i kara śmierci.Oni nie są warci nawetkropli potu z twojego czoła.Zresztą nie mogą cię skrzywdzić z o wiele prostszego powodu.Towbrew ich durnej religii. Krzywdzenie ludzi jest wbrew wszystkim religiom, a jednak nikogo to dotychczas niepowstrzymało.Prawa spisano po to, by je łamać, Matt.Zresztą nie muszą mi wyrządzać fizycznejkrzywdy.Mogą zamknąć moje święte naczynie w celi i trzymać w niej całymi latami.Zresztą,uratowali nam życie.A gdzie wtedy byłeś ty? Jak mogłeś wysłać nas prosto w zasadzkę beznajmniejszego wsparcia? Nie odrobiłeś, cholera, pracy domowej. Bardzo mi z tego powodu przykro.Serio.Słuchaj John, chcesz się wybrać na wakacje?Może nawet na długie? Nie mam nic przeciwko. Ty dupku, nie mam u ciebie etatu.Jeżeli nie będę pracować, przestaniesz mi płacić. Też prawda.Powiem ci coś.Wez sobie tydzień wolnego.Wskocz w kapcie i posiedzspokojnie w domu.Zapłacę ci tak samo, jakbyś pracował.Odpoczniesz, szok minie i wtedywpadnij, to pogadamy.Albo nie wpadaj, jeśli nie chcesz.Ale zrób sobie tydzień przerwy.Możesz nawet pożyczyć moją łódz.Chcesz? Wynajmę ci. Nie chcę pieprzonej łodzi.Chcę poczucia bezpieczeństwa.Głupio wesołkowata mina Matta zniknęła. Masz moje słowo powiedział. Nazywaj mnie dupkiem, ile dusza zapragnie, alepowtarzam ci, że chroni nas rząd i to tak, iż nie uwierzyłbyś, gdybym ci powiedział jakskutecznie.Nawet jako wolny strzelec masz licencję, co czyni cię istotnym i produktywnympracownikiem administracji państwa.A gdybym ci powiedział, że istnieje poważneprawdopodobieństwo, iż zakres twoich obowiązków ulegnie za parę lat sporemu rozszerzeniu?Może nawet znacznie wcześniej. Co masz na myśli? Chodzi mu o twardy serwis końcowy wtrącił Ernie. Matt, wydawało mi się, że mieliśmy się tym nigdy nie zajmować. Tak myślałem, póki nie zobaczyłem pakietu motywacyjnego.Poza tym trochę ci narozmowie kwalifikacyjnej ściemniałem.Leciutko nagiąłem prawdę. Zaskakujesz mnie.Nie powiedziałeś czegoś wprost? Ty? Wiedziałem, że muszę się z tobą obchodzić jak z jajkiem, bo inaczej poszedłbyś precz itwoje miejsce zająłby jakiś świr.Od początku wyczuliśmy z Bruce em, że się w tę robotęwczujesz. Nienawidzę cię. Uwierz mi, nienawiść minie, gdy wreszcie załatwię ci licencję, będziesz mógł rozwalićkażdego zielonego fiuta, jaki wejdzie ci w drogę.Masz wiele demonów, które powinieneśprzepędzić, chłopaku.A my ci w tym pomożemy.Na razie jednak wez sobie tydzień wolnego.Rozłączył się.Spojrzałem na Erniego, który siedział ociężale w fotelu pasażera. Nadal chcesz to robić? zapytałem. Powiem ci jak jest odparł. Matt to wariat.Obaj o tym wiemy.Ale jest lojalny.Iwiesz, cholera, nie ma żadnego znaczenia, czy z tym skończę, czy nie.W tych czasach zakażdym zakrętem może się czaić ktoś, kto zechce mnie zabić.Tak już jest, bracie.A to mojapraca.Kiedy życie poniesie cię w danym kierunku, nie ma o czym gadać.Nie ma innej opcji.Mój ojciec był stolarzem.Rzemieślnikiem.Nauczył mnie, że rodzaj pracy nie ma znaczenia, pókiczerpie się z niej dumę i wykonuje ją fachowo.Więc tak robię.A jeśli okaże się, że będę musiałrozwalić paru trolli i powstańców, to nawet lepiej.Każdy musi zapieprzać. Upił łyk wody.Tak, nadal chcę to robić.Ale chcę też wziąć ten tydzień płatnego urlopu.W zasadzie nawet dwa.To ja jestem pajacem, który dał się pokroić, cioto.Data modyfikacji:22/06/2059, 3:0613 POZWOL SI JEJ ZABRADziś przez niemal cały dzień nie robiłem prawie nic.Oszczędzałem energię, by wreszciezadzwonić do Davida i opowiedzieć mu, iż jego koledzy w ciągu jednego wieczoru ocalili mityłek i zaczęli mnie szantażować.Czułem, że jestem mu winien pewną dozę wdzięczności.Zdrugiej strony byłem na niego zły i targały mną z tego powodu wyrzuty sumienia, tym większe,iż to ja go porzuciłem.Dynamika naszej relacji doprowadza mnie niekiedy do obłędu.Zadzwoniłem tuż przed kolacją.Odebrał. Myślałem, że odpoczywasz powiedział. Nie chciałem przeszkadzać. David, oni mi grozili. Nie wyrządzą ci krzywdy. Nie, całkiem jasno dali mi do zrozumienia, że stosują inne metody, nieoparte nafizycznej przemocy. To czcze pogróżki.Nic więcej.Wielebny Swanson dokładnie wie, jak szerokie macieplecy. Ale dlaczego w ogóle do tego doszło? Naprawdę sądziłeś, że życie serwisanta końcowego będzie tak proste, John? Martwięsię.I nie mówię tego, by cię nawracać.Wiem, iż w tej chwili Kościół nie jest dla ciebie, i niemam z tym problemu.Ale niepokoję się o ciebie jako o człowieka.Martwię się twoimbezpieczeństwem.Martwię się o twój wewnętrzny spokój. Nie musisz się niepokoić.Nic mi nie jest.To ja powinienem bać się o ciebie.Jestemtwoim ojcem. Nie obraz się, ale chyba obaj wiemy, że do tego akurat nie nadajesz się najlepiej.Westchnąłem głęboko. Przepraszam, John. Nie musisz.Zasłużyłem sobie.Z nawiązką. Jak wyglądał twój ostatni serwis końcowy? Przed tą napaścią? Jak tam było? Opowiedzmi coś.Pozwól mi zrozumieć. Mógłbym najpierw zrobić sobie drinka? Proszę bardzo.Wrzuciłem do szklanki lód i polałem go bourbonem, aż zaczął się wylewać jak wodawystępująca z brzegów garnka, w którym zbyt długo gotuje się ryż.Upiłem łyk i zacząłemmówić.Opowiedziałem mu o bardzo bogatym facecie z Herndon.Niedawno zmarła mu żona ichciał przekazać pieniądze córce, nie odprowadzając przy tym podatku od darowizny.Dorastał wMassachusetts i tam też chciał umrzeć.Zapłacił więc, byśmy z Erniem polecieli jego prywatnymodrzutowcem, na którego używanie w jakiś sposób załatwił rządową licencję.Zabrał nas dowielkiej rezydencji nad morzem i ugotował olbrzymią ilość jedzenia.Na ten lunch zaprosił teżwszystkich swoich przyjaciół i rodzinę.Były homary, smażone na maśle małże, kurczak z puszki.Wszędzie stały butelki dobrego wina.Goście pili i wyglądali na bardzo zadowolonych.Naprzyjęciu panowała atmosfera swobody i nieskrępowanego czerpania przyjemności z życia,zupełnie jakby świat nie miał wpływu na nikogo z obecnych.Znajomi bogacza wyszli przedtrzecią i właśnie wtedy poprosił nas, byśmy zajęli się pracą.Kazał nam zawiezć się na pace zapiaszczonej rdzewiejącej półciężarówki na pobliskąplażę nad zatoką Cape Cod.Nastąpił już odpływ i cała zatoka wyschła.Można było przejść zjednej jej strony na drugą i nie zmoczyć sobie nawet kostek.Wyszliśmy z nim na odsłonięte dno izobaczyłem osuszoną powierzchnię Ziemi.Widziałem małe smugi na piasku, przypominającekratery jakiejś starej, odległej planety kratery będące dawniej wielkim morzem, teraz na zawszeumarły.Widziałem małe kraby pustelniki, które taplały się w cieniutkich strumykach, ślizgały wtych płynnych autostradach, ponieważ nie miały już innej drogi.Jasne, że planował to od lat
[ Pobierz całość w formacie PDF ]