[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Docieramy do stacji Kiena,gdzie czekały nas bydlęce wagony.Pada komenda: „Na kolana!”.Klękamy przed wagonami, w środkuskładu pociągu i po drewnianej pochylni wchodzimy do naszego wagonu.Robi się bardzo ciasno i kiedydrzwi zostały zamknięte, jest duszno.Cała podłoga wagonu zajęta, dziewczęta leżą jedna obok drugiej.Zlewej strony wagonu jest szeroka na wzrost człowieka półka.Umieściłam się pod samym okienkiem, obokmnie jedna z milszych dziewcząt Ada.I tak z przygodami upływała nam podróż.W Mińsku uprosiłyśmynaszych konwojentów o pozwolenie na noszenie wody do męskich wagonów.Dostałyśmy wiadra inosiłyśmy wodę chłopcom na każdym postoju.Przywództwo w naszym „cupe” objęła Sabina Kalinowska,wspaniała dziewczyna, opiekuńcza, odważna.Którejś nocy nasz pociąg zatrzymał się.Usłyszeliśmy wojskową orkiestrę, marsze i o dziwokrakowiaka.Wyładowaliśmy się! Okazało się, że w męskich wagonach są chorzy na czerwonkę.U nas teżchorują Halina i Sulima.Obie zostały zabrane do szpitala w Kałudze.Na jutro 15 dziewcząt i ja dostałyśmy polecenie urządzenia szpitala chorym.Zaprowadzono nas podkonwojem do jakiegoś baraku – umyłyśmy go z przerażającego brudu i urządziłyśmy dwie sale.Jeszczepodłogi dobrze nie wyschły, jak zaczęli napływać chorzy.Każdy z kocem pod bok i drugim do przykrycia się.Przybyli też nasi lekarze, oczywiście dr Ginko i inni.Ze mną pracowali dr Rymian, dr Tymiński i dr Pimpicki.Po pierwszym dniu pracy, wróciwszy do koszar, dowiedziałam się, że suterena, w której nas zainstalowano,nosi nazwę „wtaraja minamiotnaja rota” (2 kompania moździerzy).Po dwóch tygodniach szpital został zlikwidowany.Miano nas szkolić jako kierowców, ale nie byłosamochodów do nauki jazdy.Przez krótki okres dysponowałyśmy ogromnym traktorem, do którego takiemałe osoby jak ja wchodziły po drabinie.Kierownica była rozmiarów jak duża balia.Brakowało rąk, aby jąująć.Odmówiłyśmy tej nauki.Zaczęła się „strajawaja podgatowka” (musztra).Pewnego dnia zaprowadzononas do łaźni, nasze ubrania zabrano do dezynfekcji, a nam po kąpieli wydano sowieckie mundury.Za parę dni kazano przyszyć do furażerek sowieckie gwiazdki.Na znak protestu tego dnia nie przyjęłyśmyposiłków.Wtedy oni wsadzili na „odwach” Sabinę i Ignasię – do czasu aż założymy gwiazdki.Na następnydzień nasi chłopcy dostali również gwiazdki.Do ich założenia zostali przymuszeni różnymi szykanami.Teraz od rana do obiadu dostawałyśmy „w kość” intensywną musztrąi innymi ćwiczeniami.Przygotowywano nas do jakiejś parady.Okazało się, że szykowano nas do uroczystości złożenia przysięgiwojskowej.Stanowczo odmówiłyśmy.Nie pomogły żadne perswazje, prośby, ani groźby.Było to ogromnezaskoczenie dla naszych sowieckich dowódców.Nastąpił radykalny przełom.Zabrano nam noweumundurowanie, wydano jakieś „podarciuchy”.Nas dwoma ciężarówkami wywieziono do pracy na„podsobnoje chaziajstwo”.Był już wrzesień, pracowałyśmy przy kopaniu kartofli, a nawet budowałyśmyświniarnik i stodołę.Stodoła okazała się ponad nasze siły.Była to budowla duża, wysoka, a materiałbudowlany – to stare podkłady kolejowe, jako zaprawa glina wymieszana z końskim nawozem i zgrabionymiliśćmi.Było zimno, padał dokuczliwy deszcz.Odmówiłyśmy pracy.Czekała nas kara, ale w Kałudzezabrakło w koszarowej kuchni kapusty, więc skierowano nas na olbrzymie pole z tą jarzyną.Głowykapusty były duże, dorodne i ciężkie, po nocnych przymrozkach oblodzone, noże do wycinania byle jakie,już po południu miałyśmy na dłoniach krwawe pęcherze, które przy pracy pękały i sprawiały dotkliwy ból.Wszałasach, w których spałyśmy, pod jednym kocykiem, na gołej trawie nie można było usnąć.Zmarznięte,niewyspane zapadałyśmy na zdrowiu.Postanowiłyśmy nie wyjść do pracy, jeżeli nas nie ulokują w jakimś ludzkim pomieszczeniu.Naszymidowódcami byli dwaj lejtenanci – oni wysłuchali naszych protestów.Pięknie po rosyjsku mówiła jedna znaszych koleżanek „Wiosenka”, osoba około 40 lat, z zawodu felczer, jej rzeczowa argumentacja zostałaprzyjęta i na czele z naszymi opiekunami udałyśmy się do zabudowań kołchozowych.Na nasz widokpozamykały się wszystkie drzwi, ale jest takie zaklęcie, które je kolejno otwierało.W ten sposób do każdegodomostwa została wepchnięta czwórka polskich dziewcząt.Odżyłyśmy – w domach było ciepło i czysto!Pod koniec miesiąca przybyły dwie ciężarówki, a na nich nasi żołnierze, którzy przyjechali nas „ wyzwolić”.34Nasz lejtinant Szaścin odczytał na kapuścianym polu rozkaz dzienny, podając informację, że kobietyzostają zwolnione z obozu i mają być odesłane do miejsca zamieszkania (żytielstwa).Szalałyśmy z radości!Tylko nasz „starszyna”, powiedział:„Ja też się cieszę z wami, ale myślę, że lepiej Wam tutaj, bo o tym wie cały świat.A w Wilnie przyjdzie ktoś,co powie chodź z nami i wtedy już nikt o tym nie będzie wiedział”.Jego słowa okazały się prawdziwe.Prawie wszystkie sanitariuszki i łączniczki, które wróciły z Kaługi,zostały w Wilnie do końca 1944 r.aresztowane.Wiele z nich otrzymało wieloletnie wyroki, a losy ich byłybardzo różne.W Kałudze było nas 48 kobiet.Wiele z nich już nie żyje.Wspominam je z bólem serca.Przedewszystkim Sabinę Kalinowską-Korejwo, która patronowała nam do ostatnich dni swego życia.Tuż przed drukiem książki nawiązałem jeszcze jeden kontakt, mianowicie z ZofiąRykowską-Cholewiną, która powiększyła wykaz dziewcząt z Kaługi.Do 1945 r.mieszkała w Wilnie na Zwierzyńcu.Ojciec brał udział w wyprawie na Kijów w 1920 r.W 1940 r.zmarła jej matka.Od 194l r.angażowała się w pracę konspiracyjną, jej szefową była ZosiaDąb-Biernacka
[ Pobierz całość w formacie PDF ]