[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Składało się ono z ludzi poważnych, z łysin iwygolonych twarzy, z osób utytułowanych, które zebrały się winszowaćniewinnie oczernionemu zwycięstwa.P.Rajmund mimo wychudzenia i żółtości, postawę miał znowu pańską, obliczetryumfatora.Przyjęcie jeszcze było wspanialsze niż za nieboszczki, liberialiczniejsza, a nowy kamerdyner miał tak poważną fizys, iż w parlamencie mógłgrać rolę woznego z łańcuchem na szyi.Obiad był nadzwyczaj wystawny, wina co najdoborniejsze i humory też wkrótcenastroiły się wysoko.Kwiryn który niby marszałkował, trochę wice-gospodarza udawał dosyćniezręcznie, nie zwracał prawie niczyjej uwagi na siebie.Uśmiechano mu sięgrzecznie, lecz wiedziano, że był wieśniakiem i figurą bez znaczenia, gdy p.Rajmund teraz stał znowu na stopniu, z którego przy swym majątku i środkachpomocniczych, mógł dobić się bardzo wysoko.Kłaniali mu się też wszyscy.Na licu jego nie było ani chmureczki, dzisiaj żyłswoim tryumfem.Obiad przeciągnął się dłużej, niż za czasów starej pani, i gdy goście w dobrychhumorach rozchodzić się zaczęli, noc już była.Kwiryn przesiedział ich, potrzebując pożegnać brata. Ja jutro powracam do %7łulina odezwał się do Rajmunda, który na pół leżącna kanapie palił cygaro zadumany przyjemnie, bo zatopiony w nadziejach nowejprzyszłości. Jutro? jutro? zapytał Rajmund. Radbym jak najprędzej, odparł profesor.O ciebie jestem spokojny, a moi tamza mną tęsknią.Gospodarz wysłuchał i do siebie zastosowując co brat mówił, wtrącił. Ty już masz dom i rodzinę ja dwa razy wpadłem nieszczęśliwie w kałużę iśmiecia teraz czas pomyśleć o przyszłości!! Spodziewam się rzekł cicho profesor, iż tak pózno zabierając się do słaniagniazda, będziesz ostrożnym.Nie potrzebujesz ani majątku, ani koligacji, botych zużytkować byś już nie mógł; żeń że się sercem i zrób wybór taki abyś gonie żałował. Do pewnego stopnia związany jestem, odparł roztargniony Rajmund.Niemogę szukać sobie pary nisko, należę do świata, do którego majątek mniekwalifikuje potrzebuję kobiety z wychowaniem, z pewną dystynkcją.Spojrzeli sobie w oczy i Rajmund dostrzegł, że profesor ruszył ramionami. Tak jest! tak jest! począł gorąco Radca.Dobiłem się w świecie stanowiska,na którym się utrzymać muszę. Nie chcesz więc nigdy żyć dla siebie samego? dla serca swojego? odezwałsię Kwiryn nieśmiało. Zdaje mi się, że wymagania serca i ambicji pogodzić się dadzą.Z prostąkobietą, choćby najpoczciwszą, żyć bym nie mógł.Pojęcia życia rozchodziły się znowu tak bardzo u braci, że profesor wolałzaniechać nawracania i sporu.Skończył więc na pożegnaniu i życzeniach, które roztargniony, sobą zajęty,przyjął Rajmund obojętnie.Nazajutrz profesor w kożuchu, uśmiechając się na myśl, iż go czeka dworekspokojny w %7łulinie, śpieszył tak rad wyswobodzeniu, iż po drodze nucił cośfałszywie.Chłopak siedzący na kozle, który pana śpiewającego nigdy niesłyszał, za każdą razą ciekawie ku niemu głowę odwracał.**Upłynęło znowu lat kilka; profesor utył i zestarzał, ale Janek jego wyrósł naślicznego chłopca.Co więcej, nie tylko że się uczył doskonale i z nagrodamiprzechodził z klasy do klasy, ale nauka w nim umysłu i pojęcia żywego niespętała.Było to dziecię wielkich nadziei, ukochane przez ojca i matkę, a zpowierzchowności nawet tak piękne i miłe, że serca wszystkich zdobywało.W %7łulinie, oprócz tego co przynoszą lata z sobą, nic się nie zmieniło.Dworekstary trzymał się mniej czując wiek swój niż ludzie, w ogródku powyrastałydrzewa trochę, czego nikt nie postrzegł.Stare szopy i stodoły popodpierano żyło się tu jak dawniej, nawet szafy z książkami, z konieczności umieszczone wsieni, dotąd w niej pozostały.Profesor miał tę pociechę, że parę studiów uczonych na świat wydał i zyskałposzanowanie, a nawet pewne imię pomiędzy filologami.Pracował nieustannie,lecz wedle swego obyczaju, zbaczając ciągle na różne boczne drogi które gonęciły, powoli bardzo dochodził do końca, chcąc zawsze rzecz wypełnić tak, abyjej związek z innymi pokrewnymi nie był zaniedbany.Utył, posiwiał, wyłysiał trochę pan Kwiryn, lecz dusza w nim pozostała dziwniemłodą, uczucia gorące, naiwność niemal dziecięca.Był to może jedyny na okolicę człowiek, który się nie skarżył nigdy,utrzymując, że jemu na świecie było tak dobrze, iż lepiej być nie mogło. Cała sztuka, jak mówili starzy filozofowie, zamiast dać rosnąć pragnieniom,ograniczać je, i od losu nie żądać łask nadzwyczajnych powtarzał panprofesor; kto ma czas około swej duszy pracować, nie łaknąc chleba więcejsię domagać nie powinien.Jestem swobodny, mam chleba kawałek, mogę; się uczyć.Czego u licha chciećwięcej, gdy się na przysmak ma taką żonę jak ja, i takiego chłopca, aby w niegoduszę swoję przelać!Od wyjazdu z Wilna i pożegnania z bratem, Kwiryn nie miewał znów o nimwiadomości, chyba od obcych i z ogólnych posłuchów, które go dochodziły.Mówiono o p.Radcy jako o człowieku wielkiego wpływu, znacznego majątku,mającego w świecie pozycją znakomitą; powtarzano że miał się starać o kogoś,że miał się żenić z kimś, że odbywał podróże dla zdrowia i t.p.Ostatnie wiadomości jednak zaprzeczały rozpuszczonym plotkom, jakoby miałsię żenić o żadnym staraniu nowym nie było słychać.Utrzymywano tylko, żemajątek rósł ogromnie.Kwiryn właśnie dlatego iż głoszono go magnatem, nie zgłaszał się do niego; niechciał pisać, aby go nie posądził że może żądać czegoś i jakichś łask wyglądać.Byłby poleciał doń natychmiast wiedząc go nieszczęśliwym, bo kochał go itęsknił do tego jedynego, krwią z nim związanego człowieka; różnicapołożeń nie dopuszczała mu się zbliżyć
[ Pobierz całość w formacie PDF ]