[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Stara studnia? Mieliśmy z nią utrapienie - Tadeusz, ojciec pani Kasi, rozejrzał się.- Byładokładnie w tym miejscu - przykucnął i dotknął dłonią powierzchni parkingu wyło\onegopolbrukiem.- W dzień panował przy niej spokój, bo budowaliśmy zajazd i kręciło się pełno ludzi.Za to nocami a\ roiło się od łowców skarbów.Wypompowywali wodę.Opuszczali się do środka nalinach i drabinkach, rozkuwali ceglane ocembrowanie.Grzebali w dnie, bo któryś znalazł tam jakąśmonetę.Prosiłem, \eby tego nie robili z zabytkiem, który po renowacji będzie atrakcją przyszłegozajazdu.Ale gdzie tam! A\ któregoś ranka wyciągnęliśmy jednego.Le\ał zziębnięty na dnie zpołamanymi \ebrami i skręconą nogą.I straszliwie wrzeszczał.Koledzy zostawili go i uciekli.Myśleli, \e się zabił.A on tylko stracił na chwilę przytomność.Wtedy zasypaliśmy studnięgruzem i zabetonowaliśmy, \eby nikt więcej w niej nie grzebał.A obok wywierciliśmy iwybudowaliśmy nową.40- A co było kiedyś w tym miejscu? - stanąłem tam, gdzie według rysunku z 1812 roku byłastudnia z \urawiem.Tadeusz spojrzał na rysunek: - Nie mam pojęcia.Studnia, którą musieliśmy zlikwidować,była bardzo stara i zniszczona.Była jednak w innym miejscu.Mo\e była tu wcześniej innastudnia, którą z jakiegoś powodu zlikwidowano? A mo\e rysownik popełnił błąd i narysowałstudnię w innym miejscu? No dobrze.A je\eli błędu nie popełnił?Rozmowę przerwał dzwonek mojej komórki.- Cześć! To ja - usłyszałem głos zdenerwowanego Bolka.- Cześć! Słucham.- odpowiedziałem pogodnie.- Tragedia, Tomaszu, tragedia! - ryknął.- Co się porobiło?! - spytałem zaniepokojony krzykiem druha komendanta.- Pamiętasz lepsze miejsce na obóz?- Pamiętam.Bałeś się, \e wyjdziesz na gapę w oczach Teni, gdy zauwa\y, \e przegapiłeślepsze i rozbiłeś obóz w gorszym miejscu.- Wtedy skłamałeś jej, \e specjalnie wybrałem to gorsze, \eby ona mogła rozbić obóz wlepszym.- Skłamałem ratując twoją godność przed uszczerbkiem.- A ja nie zaprzeczyłem!- To fakt.- I teraz mamy u Teni obaj przechlapane!- Nie widzę powodu - zdziwiłem się.- Bo nie widzisz, co się tutaj dzieje!Roz\alony Bolek wyłączył komórkę.Przeprosiłem Tadeusza i powróciliśmy do rozwa\ań nad rysunkiem.- Z jego prac wynika, \e był wnikliwym obserwatorem i znakomicie rysował.Popełnienieprzez niego tak oczywistego błędu wydaje się więc; nieprawdopodobne.Mógł mieć jakiś powód donarysowania studni nie tam, gdzie ją widział.Zobacz.- podsunąłem rysunek Tadeuszowi pod samnos.- Mo\e te ślady mają jakieś znaczenie?Na rysunku były widoczne odciśnięte w śniegu głębokie ślady nóg tylko jednego człowieka,który szedł prosto od narysowanej studni do miejsca, z którego została narysowana karczma.Mo\na było policzyć dokładnie kroki, jakby ten ktoś mierzył odległość.- To mogą być ślady autora rysunku - zauwa\ył Tadeusz.- Całkiem mo\liwe.- Zaraz, zaraz.Je\eli tak, to rysownik szedł od studni, ale wcześniej jej nie obszedł.-zauwa\ył Tadeusz.- Nie wiadomo te\, skąd i którędy do niej doszedł.- No tak.Jakby wyszedł prosto ze studni.Dziwne.- zastanowiłem się.Tadeusz rozejrzał się po parkingu:- Mógł wyjść z czegoś, co było wówczas w miejscu, w którym na rysunku umiejscowiłstudnię.Wiesz co? Sprawdziłbym to miejsce.- Nie spiesz się.Co ju\ jest pod ziemią, to nigdzie nie ucieknie - powstrzymałem Tadeusza.-Musimy pamiętać, \e mamy do czynienia z rysunkiem wykonanym przez inteligentnego, pewniewykształconego człowieka.A tymczasem to, co zrobił ze studnią i śladami na śniegu wydaje sięzbyt proste, oczywiste, prawie naiwne.Mo\e w ten sposób chciał odwrócić uwagę osóbniepo\ądanych od jakiejś informacji zawartej na drugim albo trzecim planie rysunku, czytelnej dla41osób wtajemniczonych? -przerwałem, bo nagle błysnęło i zagrzmiało.Spojrzałem w górę.Od zachodu sunęły ołowiane, kłębiące się chmury.Znów błysnęło.Trzasnął blady piorun, za nim poszła cała seria, jakby ołowiane chmury chciały zapuścić w ziemiswoje migotliwe, srebrzyste korzenie.Sprawdziłem kątem oka, czy na dachu zajazdu są odgromniki.Okazało się, \e są. Mająnawet połączenie z ziemią. - odetchnąłem z ulgą i przezornie ruszyłem w stronę wejścia.Postawiłem właśnie nogę na progu, gdy w kieszeni zadzwoniła moja komórka.- Litości! Tylko nie teraz! - spoglądając na nadciągające chmury krzyknąłem do mikrofonu inauczony doświadczeniem spod Rajgrodu pospiesznie wyłączyłem telefon.- Co się stało? - zaniepokoił się Tadeusz.- Nie wiem.-zatrzymałem się w drzwiach.- Coś się dzieje u harcerzy pod Rajgrodem.Prawdopodobnie z mojej winy - spojrzałem na Tadeusza.- Sprawdzę to i zaraz wrócę - pobiegłemdo wehikułu.Ku mojemu zdziwieniu po kilku minutach jazdy zobaczyłem idącego poboczem poznanegorano staruszka.Zatrzymałem się tu\ przed nim.- A dokąd to? - spytałem szczerząc się w uśmiechu.- Do Szczuczyna - odpowiedział nie zatrzymując się i odwzajemnił uśmiech.- To daleko.- Mam du\o czasu - optymistycznie zauwa\ył staruszek pokonując kolejne metry długiejdrogi.- Wiem.Ale jadę przez Szczuczyn.Mogę podwiezć.- Nie trzeba.- staruszek zatrzymał się.- Albo i trzeba.- popatrzył na nadciągające chmury.-Staruszek siadł obok mnie, zapiął pas i powiedział: - Jedziemy.- Ruszyliśmy.- Pomógł pan bardzo z tą studnią na rysunku.Jest narysowana nie tam, gdzie rzeczywiściebyła.- A gdzie tam - staruszek machnął niecierpliwie ręką, zupełnie jakby opędzał się przedniewidzialną muchą.- To nie tak.Jak ju\ poszedłem, to sobie przypomniałem.- spojrzał na mnie.- Ma pan ten obrazek z karczmą?Zjechałem na pobocze, wyłączyłem silnik i wyjąłem rysunek.- No tak.- staruszek poprawił okulary.- O! Widzi pan ten kopczyk po lewej stronie zakarczmą?Przytaknąłem.- Gdyby karczma na rysunku stała na swoim miejscu, to ten kopczyk byłby schowany za nią.- staruszek zawiesił głos.- A mo\e się mylę? - zastanowił się.- Dawniej mógł być i w tym miejscujakiś kopczyk.- A co to za kopczyk?- Jeszcze pan tego nie wie? - zdziwił się.- To ma być mogiła Francuzów od Napoleona.-zaśmiał się i machnął z lekcewa\eniem dłonią.- Mówią, \e ich duchy zostały pilnować skarbucesarza - puknął się laską w czoło.- Jakie duchy? Lucjan tylko się śmiał.On wiedział.- spojrzałna mnie i spowa\niał.- Mówi pan, \e odszedł?- Niestety.- Szkoda.- uśmiechnął się do wspomnień.- Robił smakowitą nalewkę i był dobrymkompanem.Wiedział, co wiedział i zabrał ze sobą - zamyślił się przez chwilę.- A jego duch tam42nie straszy? - przerwał milczenie \artem.- Mnie nie straszy - uruchomiłem silnik.- Ale kto wie? Mo\e jeszcze postraszyć, bo zduchami nic nie wiadomo - zaśmiałem się.- Jak zechce panu coś powiedzieć, to z pewnością postraszy - popatrzył przed siebie.- A cośmi się zdaje, \e zechce, bo pan chce poznać tajemnicę strachowiska.- Bardzo.Ale nie dla siebie.- No! Na złodzieja i nieuczciwego to pan raczej nie wygląda - przyjrzał mi się z ukosa.- Kimpan jest?Podałem swoją legitymację słu\bową.Staruszek przetarł grube szkła.- No, no.- mruknął pod nosem po przyjrzeniu się zdjęciu, pieczątkom i napisom.-Prawdziwa?- Najprawdziwsza.W tym momencie wjechaliśmy do Szczuczyna.- Stop! Ja tu wysiadam - powiedział staruszek.Zjechałem na pobocze i zahamowałem.- Niedługo będę wracał.- spojrzałem na wysiadającego pasa\era.- Chętnie pana zabiorę.Staruszek spojrzał na mnie: - Skorzystam
[ Pobierz całość w formacie PDF ]