[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Doniosą Staremu, że ja cię buntuję i podmawiam.August się schylił do pocałowania ręki matki, która ucałowała go w czoło ipowtórzyła: - Idz!W małej komnatce swej Dżemma w wieczornym stroju zaniedbanym, zrozpuszczonymi włosami złotymi, które ją jakby płaszczem okrywały, siedziałana ziemi z twarzą w dłoniach i płakała.Była samą.Zwykle blada, miała teraz policzki gorączką spalone, oczyzmęczone, usta zaschłe.Najmniejszy szmer w kurytarzu ją poruszał, jakby ku drzwiom biec chciała.Usłyszała zbliżające się z wolna kroki i podniosła się.Rękę przyłożyła do serca,dech wstrzymując czekała.Chód powolny zdawał się zwracać ku progowi jej mieszkania, zatrzymał, uchopochwyciło szelest u klamki - drzwi uchyliły się z wolna.Przed nią stał August.Obie ręce wyciągnąwszy ku niemu, Włoszka, chciała się porwać z ziemi, lecznim się poruszyła, on siedział już przy niej, objął ją wpół i całował.Wśród uścisku odepchnęła go nagle od siebie. - Nie, ty jej kochać nie będziesz! - zakrzyknęła.- Powiedz? Ty mnie dla niej niezdradzisz? Ja jej nie zazdroszczę korony.będzie królową, ja pozostanękochanką.August odpowiedział uściskiem.- Uspokój się, Dżemma - dodał, głaszcząc ją po twarzy - powinnaś mi wierzyć ibyć cierpliwą.Muszę spełnić wolę ojca.- Ale ona za kotarę waszego łoża, w tajemnice życia, sięgać nie może! -zawołała namiętnie Dżemma.- Okaż jej zawczasu, że na serce i miłośćnarzuconą rachować nie powinna.A, zgniotłabym ją i zdusiła to pisklę niemieckie, gdyby ręce moje jej dosięgły!Nienawidzę jej! Z jakim słodkim uśmieszkiem patrzyła na ciebie bezwstydna!Dżemma zakryła sobie oczy.Po chwili milczenia odsłoniła je, twarz pałała.- A, mamy królowę matkę zasobą! - rzekła.- Ta nie dopuści, aby ona tu panowała, ta rozdzieli was, bo jąnienawidzi!Królowa jest tu wszechwładną.król musi ulec w końcu.Bylebyprzeszły te uroczystości weselne, byle się to raz skończyło, byleśmy zostalisami!August wstał.Godzina była spózniona.Dżemma próżno, zawisłszy mu na szyi, wstrzymywała go, służba z Opalińskimczekała na niego, a wkrótce o przygotowaniach do ślubu i koronacji myśleć byłopotrzeba.Rozdział XVDla królowej Bony były to dni do przebycia najcięższe, najstraszniejsze, zaktóre dobrze się pomścić obiecywała.Niezdolna do poskramiania się i udawaniaczuła, że na jej twarzy obcy i swoi czytają, iż została zwyciężoną, że musiałabyć posłuszną, ona, która tu chciała i była w istocie panią.Król Zygmunt, nie dopuszczając do sporów, dawał rozkazy - potrzeba się byłostosować do nich; lecz królowa na każdym kroku, w każdym ruchu dawała czućpublicznie, iż ulegała tylko chwilowo konieczności.Twarz jej wyrażałaoziębłość, pogardę, zaledwie stłumiony gniew i dumę.Następny dzień był naznaczony na ślub i koronację młodej pani, i od wczorajjuż w katedrze przysposabiano trony, zawieszano makaty i szpalery, wyścielanokobierce.Korona Jadwigi ze skarbca koronnego dobyta na aksamitnymwezgłowiu, pokryta kosztowną zasłoną, czekała na wielkim ołtarzu na tę wątłągłówkę, która pod jej ciężarem ugiąć się miała.Stary król od rana naglił z gorączkowym pośpiechem, aby się obrzęd rozpocząłwcześnie, troskliwym będąc o synowę, której bladość i lice delikatne obudzałow nim niepokój.O świcie posłał się dowiedzieć, jak spała, a gdy nadeszła godzina, gdy dokościoła udać się było potrzeba, chciał, aby go co prędzej wyniesiono naspotkanie z Elżbietą.W wielkiej sali, do której go na krześle na ramionachwnieśli paziowie, Elżbiety nie było jeszcze.Zamiast niej stała Bona z córkami, ztwarzą rozpłomienioną i przystąpiła natychmiast, nie zważając na przytomnydwór i urzędników.- Najjaśniejszy Panie - rzekła zburzonym głosem z ironicznym poszanowaniem.- Słyszę tu, że młoda wasza synowa ma mnie poprzedzać w pochodzie i miejscezająć przede mną.To nie może być!Zygmunt zwrócił się do marszałków.- Takie jest prawo i obyczaj - rzekł jeden z nich.- Prawo i obyczaj mnie straszą, mnie matkę oddzielić by chciało od boku męża izepchnąć gdzieś.- Uspokój się - szepnął król cicho po włosku.- Zmienić tego nie możesz, a daszludziom na urągowisko.milcz!Królowej oczy zaświeciły blaskiem krwawym, cofnęła się dumna.W chwilę potem wszystko się ustawiło w takim porządku, jaki ceremoniałdworski wyznaczał.Młoda królowa blada, z oczyma zmęczonymi, ale uśmiechem na ustach weszła,a Zygmunt Stary naprzód ją powołał ku sobie.Na czele orszaku postępował król młody, u którego boku szedł książę pruski; zanim niesiono na krześle, bo pieszo iść nie mógł, Starego Zygmunta.Tuż za nim szła młoda królowa Elżbieta z rozpuszczonymi na ramionawłosami, z wyrazem dziewiczym, smutnym, czystym, jak Włosi się wyrażali:"Madonna starego mistrza z Fiesoli".W istocie przypominała je wdziękiem,słodyczą, czymś anielsko-dziecięco-panieńskim.Za nią dopiero miejscewyznaczone zajęła Bona, której pierś podnosiła się oddechem gwałtownym, austa ścięły spazmatycznie.Trzy córki i cały szereg pań i panien fraucymeruciągnął się za Boną.Na przedzie, umyślnie za panią Salm ochmistrzynią,postawiono Dżemmę, pięknością swą uderzającą, świetną, chwytającą za oczy,przeznaczoną na to, aby biedną osłabioną Elżbietę zgasiła i uczyniła godną tylkopolitowania chyba.W przepełnionym kościele, w którym od tłumu, od świec, mimo pootwieranychokien, panowało nieznośne gorąco, na tronie, w chórze ustawionym, zasiadłAugust w koronie na głowie.Narzeczona stanęła naprzód u boku jego.Ceremonie ślubem się rozpoczęły.Pruski i lignicki książęta wiedli Elżbietę doołtarza
[ Pobierz całość w formacie PDF ]