[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Już się na dzień zbierało, gdy się dobili do miasteczka i stanęli u wrótplebanii, otwartych nawet w nocy.Ksiądz Oderanowski, który przedgodziną wrócił od chorego z Rudek, odmawiał przy świecy pacierzeranne; wyjrzał oknem i wyszedł na ganek.Na furze Zniehota spał snem twardym.Aaron w kilku słowachopowiedział po cichu, kogo mu przywiózł; złożył ręce ksiądzOderanowski i przystąpił do wozu, ale budzić uśpionego litość brała.Stanęli nad nim i czekali.Dzień już był biały, gdy stary oczy otworzył i nad sobą ujrzałstaruszka.W świetle rannym przerażającą wydawała się twarzwychudzona, policzki zapadłe, oczy zgasłe, usta spalone biednegoczłowieka, który w drodze pieszej, o głodzie niemal odbytej, ostatkisił wyczerpał.O swej też mocy nie mógł się teraz ani z wozudzwignąć, ani wejść na plebanią.Proboszcz nie mówił słowa; wniesiono go pod ręce do łóżka wprost iległ na nim, nie pytając, co z nim robią.Nie nalegał ksiądzOderanowski o tłumaczenie żadne czekał.Dano mu jeść, spać,odpoczywać.Gdy wieczorem proboszcz wszedł, chory już siedział na łóżku i oczywlepiwszy w podłogę, dyszał.Podniósł je na gospodarza. A że ja jeszcze żyję! odezwał się z wolna. Myślałem, żegdzie nad drogą pod drzewem padłszy, zdechnę.Wiecie, co się zemną działo? Nie tylko, żeście chorzy byli rzekł ksiądz. Chory?.Ano? %7łona i gach wpakowali mnie do szpitala wariatów!Niełatwo się z niego było wyrwać.Mógłżem plamić stare imię nasze?Musiałem milczeć.Puścili mnie w ostatku.Cóż było, żebrać? Wstyd!Kraść? Nie umiem.Rozbijać? Siły nie miałem; takem się wlókł odziadowskim chlebie.Po co? Aby choć tu kości złożyć.%7łonie igachowi nie dam rady.Ha, no umrę.Ksiądz mnie darmo pochowa,skończy się wszystko.Proboszcz milczał. Co tam jeszcze zawczasu o śmierci mówić odezwał się,namyśliwszy znajdzie się sposób i żyć.Ano po bożemu,duchem spokojnym, żałując za grzechy.Teraz odpoczywaj jegomośći nie myśl, nad wszystko ani o krzywdzie, ani o zemście; zostaw toBogu.Zniehota zmilczał posępnie.Gdy na probostwie stary proboszcz krzątał się około gościa swojego,pragnącego się ukryć z karczmy przez Hannę, przez %7łydów, którzypoznali Zniehotę, natychmiast wiadomość o powrocie jego dobiegłado Rozwadowa.Serebrnicki wstawał rano obchodzić gospodarstwo, bo już tu się bawiłw dziedzica i rolnika, gdy ekonom, zausznik jego, wpadł, zaledwienarzuciwszy na siebie przyodziewek, zwiastując niespodzianą nowinę.Gdy w progu stanął, ocierając się ręką, zdyszany, przelękły, młodyprawnik zmiarkował, że się coś nadzwyczajnego przytrafić musiało że się zapaliła stodoła lub ze spichlerza zboże skradziono. Jaśnie panie! zawołał przerywanym głosem ekonom. Sądnydzień! We wsi i w karczmie powiadają, że stary Zniehota powrócił!Hanna go na własne oczy widziała w karczmie, a Aaron go, słyszę,nocką odwiózł do księdza proboszcza.Serebrnicki zbladł, nie wypadało mu jednak okazywać strachu przedsubalternem/92; nadrobił miną. No to cóż? przebąknął. A mnie co do tego? To nie mojarzecz.Sąd mi oddał Rozwadów.Ekonom pokręcił głową. Proszę tylko asana, panie Szkuryn, aby mi po wsi o tym niegadano, nie rozprawiano, nie bałamucono; a Hanna Hajdukówna jeżelimi myśli ludzi buntować, to ją pod ciupasem do powiatu odstawić, dosądu, jak wariatkę albo zamknąć.Te wyrazy jak wariatkę wymknęły się mimowolnie prawnikowi,który zaledwie je wymówiwszy, zaczerwienił się, zmieszał i odwrócił.Szkuryn odparł: Słucham, jaśnie pana i poszedł.Serebrnicki, który dosyć często do pani Zniehotowej do miasteczkadojeżdżał natychmiast konie zaprzęgać kazał.Po drodze jednakzawrócił do Baby i wysiadł w karczmie pod pozorem napicia sięwody.Aaron był już z powrotem i kończył ranną modlitwę, był bowiemczłowiekiem pobożnym.Serebrnicki go oszczędzał i trochę sięobawiał. Dzień dobry.%7łyd się skłonił nisko; gościowi wody świeżej podano. Co to oni plotą na wsi, jakoby stary Zniehota wrócił i że go stądodwieziono do księdza proboszcza?Aaron nie widział potrzeby się zapierać. A tak jest odparł zimno tak jest, wrócił w bardzo złym stanie,chory.Serebrnicki popatrzał, zakręcił się. Proboszcz go przyjął? A jakże. Kiedy to było? Wczoraj.Skończyła się rozmowa, prawnik siadł na bryczkę i pojechał.PaniZniehotowa mieszkała w dworku, niedaleko od Piętków, a bałamutpan Jeremi w wolnych chwilach chodził ją konceptami zabawiać.Niebyła od tego, bo się nudziła.Z Piętkową samą, zajętą swymi dziećmi,nie mogła się zgodzić, ale z jej mężem śmieli się i chychotali podniach całych.Właśnie gdy Serebrnicki nadjechał, pan Jeremi był jużz ranną wizytą.Gdy wszedł i zastał go, Domka się zaczerwieniła izmieszała, a Piętka począł mocno się śmiać i podżartowywać, żebydosyć zazdrosnego sprawnika/93 w dobry humor wprowadzić.Zmarszczone jego brwi i mina posępna tak jednak nic dobrego niezwiastowały, że Piętka pod jakimś pozorem zaraz do swojej sekutnicysię zrejterował.Po odejściu jego Serebrnicki siadł chmurny. No, Zniehota wrócił rzekł.Kobieta aż krzyknęła. Nie może być! Cóż teraz poczniemy? Aaron go odwiózł do księdza, leży chory; jeżeli zdechnie niewielka szkoda, ale natura twarda, gdy pozdrowieje mścić siębędzie.Padła Zniehotowa na krzesło, wołając: A ja nieszczęśliwa! Toś tywszystkiemu winien.Byłabym się spokojnie doczekała, żeby gochoroba zjadła.a teraz.teraz. A teraz ja dla was pracuję odparł Serebrnicki i kijami biorę,a jejmość z żonatymi gachami romansuje. Nie plótłbyś.ty jakiś! porwała się w gniewie Domka
[ Pobierz całość w formacie PDF ]