[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Z łaciną też szło razno i Dystychy Katona przeszedłszy, dalej retorykijuż poczynał kosztować Grześ, szybkie w niej czyniąc postępy.Zpiewem, do którego miał głos i ucho osobliwe, celował pomiędzyuczniami i przy kantorze stawał, młodszych musztrując.I tu go podziwiano, a lubowano się dyskantem, gdy przy cytrze pieśnizawodził.Rok przeleciał jak błyskawica.Nie zmieniło się nic, oprócz że Grześpewniejszym coraz był siebie, a to, czego się uczył chciwie, niestarczyło mu.Rad by był prędzej przebył tę przestrzeń, którą drudzymozolnie przechodzili, lecz nauczyciele sami wstrzymywali go ihamowali tę porywczość młodzieńczą.Rósł też chłopak jak na drożdżach, a co drugim lata często dziecinnąpiękność odejmują i z wyrostków przystojnych czynią pospolitychludzi, jemu wiek i do rozwinięcia się dziwnie wdzięcznegodopomagał.Nie szkodziło to wcale, bo marna ta piękność cielesna,choć trwa tyle co kwiatek i niewiele ważyć się zdaje, przecie serca ioczy porywa, uprzejmość zyskuje, uprzedza dobrze i w życiu pomaga.Grześ stawał się coraz piękniejszym, a twarz, której oczy ciemnepatrzały rozumem, miała wdzięk jakiś, którego sile nikt się oprzeć niemógł.Pieszczono go u Balcerów, lubiono wszędzie, zapraszano zcytrą na uczty, aby śpiewał, obdarzano chętnie.Nie zbywało mu naniczym.Osobliwie mieszczanin, żona jego i Lenka przywiązali się do paupra,tak że domownikiem ich stał się i jakby do rodziny należał.Miseczkę drewnianą Ryby mógł na półce postawić, bo jej wcale niepotrzebował.Nieznacznie jakoś przyszło do tego, że mu u stołuzrobiono miejsce, a gdy się spóznił, zostawiano jedzenie.U ks.Wacława zawsze jaką godzinę spędzał za pulpitem, coś muprzepisując, więc się do coraz nowych charakterów przyzwyczajał,nabył wprawy jeszcze większej i nie tylko kopiował, co mu dano, alepoczął charaktery wszystkie naśladować tak, iż pisma jego odoryginału rozpoznać nie było podobna.Uparłszy się nawet, trudne i zawiłe znaki notarialne w dokumentachtak przerysowywał, iż ci, co je kładli, ze strachem się przyglądali ichpowtórzeniu i krzywym okiem patrzali na chłopca, który, gdyby niepieczęcie, każdy akt mógł tak naśladować, że najwprawniejsze okofałszerstwa by nie odkryło.Grześ jednak wcale o złym nie myślał i dla popisu tylko sztuki teokazywał.Drugiego roku chłopak znowu podrósł znacznie, zmężniał, a że ciąglez ks.Wacławem obcował i przysłuchiwał się ciekawie każdemu jegosłowu, pochwytał od niego wiele wiadomości, które naówczas małokomu były znane.Uczył się własności ziół, kamieni, osobliwychtworów natury i świata zwierzęcego, których był bardzo ciekawym.Samo przepisywanie, gdy z łaciną coraz się więcej oswajał, szło muna korzyść, bo choć nie wszystko rozumiał, gdy o objaśnienie zapytałksiędza, kanonik mu je chętnie dawał i miło mu było widzieć tęciekawość amanuensa.Lecz ks.Wacław też wpajał w niego, że natura pełną jest niezbadanych tajemnic, i że człowiek w jej wielkiej, żywej księdzezaledwie czytać się uczył, tyle tam było rzeczy zakrytych, którychnigdy może rozumem swym dobadać się nie potrafi.Czasem, gdy się starowina rozgadał, a był usposobionym, poczynałGrzesiowi prawić o tych cudach, jakie w owych wiekach po księgach iw tradycjach obiegały, głoszone za prawdę.Więc smoki, gryfy,bazyliszek, inne stworzenia bajeczne, własności dziwne kamieni,istoty powstające sponte, odradzające się na stosach jak feniks,przesuwały się w tych opowiadaniach, jak poemata przedzasłuchanym w powieści starego Grzesiem.Zwiat ten nęcił gonadzwyczajnie, lecz wiedział, że nie był on dostępnym wszystkim i żearkana te tylko dla wybranych się otwierały.Jemu naprzód potrzebabyło tych skrzydeł, które go podnieść miały tam, skąd dalekie mógłhoryzonty oglądać.Nauka języków była najpierwszą i najtrudniejszą.Jednego pisarza starożytnego poduczywszy się rozumieć, z jegomową oswoiwszy, Grześ postrzegał, że gdy nie znanego potem wziąłw rękę, na nowo jego język musiał sobie przyswajać.Gramatyka, cowszystkie wrota otwierać miała, doprowadzała tylko do progu, Donat,Aleksander i Priscjan nie starczyli mu.Ale głowa się chłopcuotwierała, a im więcej się uczył, tym się nauki pożądliwszym stawał.Kanonik patrzał nań z pociechą i z trwogą.Przy takich zdolnościach i takiej chciwości wiedzy, zdawało sięniewątpliwym, że chłopię to do innego stanu jak do duchownegoprzeznaczonym być nie mogło.Zwieccy ludzie, w życiu czynnym,które szło wybitymi kolejami, nauki w ogóle nie potrzebowali.Byłaona wyłącznym monopolem duchowieństwa.Nie podlegałowątpliwości, że ów Grześ musiał w końcu księdzem zostać, alekanonik zagadując go o powołanie nie mógł w nim odkryć dotąd animyśli, ani szczególnej chęci obleczenia sukni duchownej.Grześ jakośo przyszłości w ogóle wcale nie myślał i gdy drudzy uczyli siędlatego, aby ją sobie zapewnić, on uczył się dla nauki.W ubogimchłopcu było to tym dziwniejszym
[ Pobierz całość w formacie PDF ]