[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Wiem.- Spoważniała.- Nie mam prawa wprowadzać chaosu do twojegożycia.W normalnych okolicznościach bym tego nie zrobiła.Mam do siebiepretensję, że ci się narzucam, mam do siebie żal, że nie przyjechałam wcześniej.Zaniedbałam kilka spraw i teraz staram się to nadrobić.Ty też powinieneś się tegonauczyć.Nie wolno ci zmarnować sobie życia z powodu poczucia winy.- Jak śmiesz.- Wyrzucasz sobie, że Corey nie chciał z tobą rozmawiać.- Wypraszam.- Przestań.- Nie pozwoliła mu dojść do słowa.- Ja też zaczęłam od nowaorganizować sobie życie.Wiedziałam, że Corey jest chory, ale on nie chciał mniewidzieć.Wiesz co? Doszłam do wniosku, że ożenił się ze mną tylko dlatego, żeakurat wtedy byłam słabsza od niego.Dowiózł mnie do Anglii, zapewnił opiekęmedyczną, po czym mnie opuścił.Odrzucał wszystkie moje próby skontaktowaniasię z nim.Naprawdę wierzysz, że gdybyś wcześniej wiedział o jego chorobie,pozwoliłby ci sobie pomóc?- Miałbym jakąś szansę.78SR- Tak jak wasza matka.Jak ja.Dev, z całych sił próbowałam go zatrzymać.Onjednak doskonale wiedział, co robi.Miał długie okresy, kiedy myślał bardzotrzezwo, i dobrze się zastanowił nad tym wyborem.Mogło to się nam nie podobać,ale on miał prawo do samotności.- Mogłem mu pomóc.- Pod warunkiem, że on by tego chciał, tymczasem on odrzucał wszelkąpomoc.Kropka.Zadręczanie się z tego powodu nikomu nie wyjdzie na dobre.- Więc postanowiłaś zająć się sobą?- Nie mam wyjścia.Mam tylko jedno życie.Choroba odebrała Coreyowiradość.Czy ma również zniszczyć mnie? Albo to dziecko? Całemu mojemudzieciństwu towarzyszyły choroby i śmierć, więc nie dopuszczę, żeby moje dzieckorosło w podobnej atmosferze.Podziwiał jej determinację.- I dlatego będziesz jadła kolorowe groszki - jęknął.- Tak.I jeśli mi pozwolisz, pomaluję twój salon na żółto.- Nie mam tu nic do powiedzenia.- Owszem, masz.Rozejrzyj się.Wystarczy jedno twoje słowo, a wszystkowróci na dawne miejsce.Wynieśliśmy meble z pokoi.Mamy drabiny i pędzle.Umyliśmy ściany.Zamówiliśmy nawet kilka kubłów farby.Nie ma ich tu, bodostawę przełożyliśmy na jutro.Na dziesiątą.Zatem ostateczna decyzja należy dociebie.- Co się stanie, jeśli się nie zgodzę?- Zadzwonię do dzieci i wszystko odwołam.I powiem twojej mamie, że nic ztego.Nie wiem, kto będzie bardziej rozczarowany.- To jest szantaż.- Tak - odrzekła pogodnie.- Pediatra przyłożył drugiemu lekarzowi do głowypędzel z żółtą farbą, grożąc, że przyszłość będzie radosna.Już mówiłam, żezawiniłam.Dev, proszę cię, zgódz się.79SRSpojrzał na nią spode łba.- Nie mam wyjścia.- Zrzędzisz.- Nie zrzędzę.- Właśnie że zrzędzisz.I jesteś niewdzięczny.Pomożesz mi zawinąć w foliękanapki z groszkami? Przydadzą się jutro moim robotnikom.- Twoim robotnikom?- Dwadzieściorgu dzieciom oraz ich rodzicom - wyjaśniła promiennie.-Wypuściłam na wolność potwora.Wystarczy, że dasz nam zielone światło.- Nie mam wyjścia.- Masz.Możesz gderać albo się do nas przyłączyć i cieszyć razem z nami.- Ty.- Słucham? - zapytała niewinnym tonem.Miał ochotę czymś w nią rzucić.Czy na pewno? Ona jest.zagadką.Nic o niej nie wiem, pomyślał.A jednak wiedział.Ma pieniądze.Jest pediatrą,i zdecydowała się pracować w krajach trzeciego świata.Wspierała umierającychrodziców.Jest wdową po Coreyu.To najbardziej nim wstrząsnęło.Ta myśl go nieopuszczała jak fragment brutalnej rzeczywistości.Ta kobieta jest jego szwagierką.Matką dziecka Coreya.Nie wolno mu.Za oknem zamajaczyły światła nadjeżdżającego samochodu.Emma ledwiedostrzegalnie się przygarbiła, a na jej twarzy w miejsce rozbawienia pojawiło sięzmęczenie.Co było maską? Co ona ukrywa? Co naprawdę czuje?- Powinnaś już leżeć - zauważył szorstkim tonem.- Tak, to prawda.To Margaret.Nie powinna mnie tu zastać.- Emmo.80SR- Porozmawiamy rano.- Zawahała się.- Jeśli rzeczywiście nie chcesz, żebymto robiła, to mi powiedz.- Oczywiście, że chcę.Znieruchomiała.- Naprawdę? - Spojrzała mu głęboko w oczy.- Dev, naprawdę?- Naprawdę.- Odwzajemniła mu się pięknym uśmiechem.Może trochęzmęczonym.Trochę tragicznym.- Posprzątam tu - obiecał.- Idz już do łóżka.- Dziękuję - szepnęła.Po czym, nim się zorientował, obeszła stół, wspięła sięna palce i delikatnie pocałowała go w policzek.Jak szwagierka szwagra.-Dobranoc.Dziękuję.Zpij dobrze.- Pospiesznie wyszła z kuchni.Stał zapatrzony w drzwi, bezwiednie dotykając policzka.Drugi pocałunek.Pocałunek, jakiego się nie zapomina?Margaret i Dev siedzieli z butelką wina na schodkach.- To może się udać - stwierdziła Margaret, wysłuchawszy jego opowieści oplanach Emmy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]