[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W każdym włóknie ciała czuł ból dotkliwy i piekący, alewstał i utrzymał się na nogach, bardzo drżących i bezsilnych.Pił zachłannie chłodne, czystepowietrze, potem ostrożnie, cicho skowycząc przy każdym ruchu, począł się wlec w tę stronę,skąd go dochodził cichy i senny szmer wody.Kiedy ją odnalazł, pił zachłannie i długo,czując, że mu sił przybywa.Położył się potem i rozmyślał. Jeżeli mówił sobie pójdę teraz walczyć z potworem, on mnie zabije, bo nadobrą sprawę nie mógłbym teraz zabić nawet muchy.Rozmyślaj, Robaku, rozmyślaj! Od tegozależy życie Janka, czy będziesz myślał roztropnie, czy głupio! Co ci mówi twój wielkirozum? Twój wielki rozum powiada ci, abyś przede wszystkim nabrał sił, a potem poszedł dowalki.Dobrze! Ale ty, Robaku, jesteś mały, a potwór jest wielki.Cóż z tego wynika? Z tegowynika, że w walce otwartej nie dasz mu rady i trzeba będzie straszliwego tęgo, obwiesiapognębić sprytem.Skąd jednak wziąć ten spryt? Gdybyś, biedaczyno, miał cokolwiek wżołądku, to i spryt by się znalazł.%7łołądek nie jest tak daleko od głowy, jakby się to na pozórzdawało.Janek jest mądry, więc się od razu nie da zabić, już on coś tam wymyśli, a jatymczasem spróbuję odnalezć bohaterskiego ducha, którego ten straszny bałwan ze mniewytrząsł.Wedle tej recepty mądry Robak spał przez cały dzień i przez część nocy, potem,znacznie już żwawszy, poszedł na nocne polowanie, a jako stary, w wielu przygodachzaprawny myśliwy, dokonał tej nocy rzeczy krwawych w słusznym mniemaniu, że pies niejada kwiatków i jest psem.Robak w tym względzie nie był obłudny.Otrząsnął się, jakby chciał z siebie razem z pchłami wytrząść resztki rozpaczy iznużenia, kłapnął zębami, jakby pragnął sprawdzić ich siłę, i rzekł: Jestem gotów naśmierć!Powrócił w to miejsce, gdzie ich potwór pognębił, podniósł pysk, długo węszył, potemrzucił się w mroki nocy, jak nurek w czarną wodę.Biegł długo zygzakami, aż dobiegł dojakiejś ponurej zagrody, otoczonej ostrokołem. Tu mieszka potwór! rzekł do siebie.W tej chwili poczuł woń psa.Uskoczył w bok i natężył wzrok; z dziury, wygrzebanejpod ostrokołem, wyczołgało się olbrzymie psisko, czarne jak smoła, z zielonymi latarniamioczu.Poczuwszy Robaka, warknął głucho, obnażył śnieżne kły i cisnął się na niego całymrozpędem.Robak, zwinny i bystry, mignął tylko, jak błyskawica, i odskoczył tak, że czarnepsisko uderzyło w próżnię.Znowu skoczyło i znowu nie było Robaka.Powtórzyło ten napadkilka razy, coraz bardziej zdumione.Najbardziej jednak zdumiało je to, że z najmniejspodziewanej strony ozwał się szyderczy głos: To tak witasz swojego stryjecznego brata? Hę? zdziwił się czarny pies. Pokaż mi się, a wydrę ci serce! Gdybym chciał odrzekł Robak wydarłbym ci i serce, i wątrobę. A ja tobie serce, wątrobę i śledzionę! A ja tobie serce, wątrobę, śledzionę, żołądek! A ja tobie serce, wątrobę, śledzionę, żołądek i nerki. A ja tobie zakrzyknął Robak serce, wątrobę, śledzionę, żołądek, nerki i& i&poczekaj, a za chwilę sobie przypomnę i wydrę ci to, o czym na razie zapomniałem.A wiesz,za co? Mało mnie to obchodzi! Ale ja ci powiem: za to, że brat pies w ten sposób wita brata psa. Ja nie jestem psem! warknął czarny. A cóż ty jesteś? Ja jestem diabeł, czarny diabeł! Bój się mnie! To jakiś bałwan, niespełna rozumu ucieszył się Robak; potem dodał głośno: Od razu tak sobie pomyślałem i dlatego bałem się z tobą walczyć.Zabiłbyś mnie jednymuderzeniem łapy.Straszny ty jesteś diabeł! Przebacz mi, że się uniosłem i śmiałem ci grozić,ale szczerze tego żałuję.Gdyby nie było tak ciemno, widziałbyś, że z wielkiego żalu gorzkopłaczę.O, wspaniały, czarny diable! A dlaczego ty jesteś diabłem? Bo służę u diabłów i oni mnie tak przezwali. Patrzcie, patrzcie! To ty jesteś taki potężny? Mogę zrobić wszystko, co mi się podoba. Patrzcie, patrzcie! I czy także wszystko wiesz? Ja wiem, jak trawa rośnie!Robak cmoknął z wielkiego podziwu. To zdumiewające! zakrzyknął i ostrożnie wychynął z cienia.Mizernie wyglądałwobec potwornego brytana, który mu się przyglądał ciekawie. Ale z pewnością tego niemożesz wiedzieć, czy w tym czarnym domu jest mały chłopiec, którego tam niedawnoprzynieśli? Zadajesz mi niemądre pytania.Widziałem go przed chwilą.Leży związany i wciążwoła jakiegoś robaka.Głupi to musi być chłopiec, któremu się w nocy zachciało robaków. Powiadasz, że woła Robaka? Co tobie się stało.Czego tak drżysz? To nic; to nic! To z wielkiego szczęścia, że poznałem tak wspaniałą i dostojną jakty osobę. A któż ty jesteś? Iii! machnął ogonem Robak. Nawet mówić nie warto; ja jestem taki sobiemizerny kundel, którego pchły gryzą. A jak się nazywasz? Jak ja się nazywam? Bardzo śmiesznie: Wojtek Bezportek.Racz, dostojny czarnypanie, nie zwracać na mnie uwagi, gdyż szkoda każdego twojego spojrzenia.Powiedz milepiej, czy w swej niezmiernej łaskawości nie pozwoliłbyś mi ujrzeć na krótką, króciutkąchwilę wnętrza tej sadyby.Wlezę przez tę dziurę pod ostrokołem, spojrzę i natychmiastwrócę.Czarnemu diabłu zamigotały oczy krwawym.blaskiem; warknął głucho i rzekł: Jeśli jeszcze raz wspomnisz o tym, przegryzę ci gardło.Nikomu tam wchodzić niewolno.Czy chcesz zaraz umrzeć? Ach! ach! zaśmiał się Robak. Przeklęta ta moja ciekawość! Nic mnie to nieobchodzi, co się dzieje w tym domu.Ot, tak sobie powiedziałem na wiatr.%7łeby mi ogonodpadł za takie gadanie.Przebacz mi, władco nocy! A po co tu przyszedłeś?Robak myślał długą chwilę, po czym ostrożnie zbliżywszy się do czarnego opryszkarzekł cicho: Gdybym wiedział, że mnie nie zdradzisz, wielką odkryłbym ci tajemnicę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]