[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tajemniczy osobnik siedział mi na karku i przygwa\d\ał doziemi.Ogromnym wysiłkiem wygiąłem plecy w łuk i starałem się podciągnąć pod siebie kolana.Udało mi się to.Odbiłem się nimi od ziemi i przekoziołkowałem wraz z przeciwnikiemprzyczepionym do mnie jak kleszcz.Przydały mi się umiejętności nabyte przy ćwiczeniachd\udo, sztuka upadania w przód i w tył.Ale i mój napastnik znał d\udo.Wczepił się dłońmi w moją szyję, stosując klasyczny chwyt,mający spowodować u mnie utratę tchu. Zgiąć się, aby zwycię\yć" przypomniałem sobie nauki Akya-my.Przekoziołkowaliśmyrazem i po chwili on znowu tkwił mi na karku i dusił.Przechyliłem tułów do przodu i zwróciłem głowę w lewo pod ramionami napastnika.Kontynuowałem obrót i zmusiłem go do rozluznienia uścisku.Wtedy złapałem go zanadgarski.Jeszcze silny ruch tułowiem i tym razem to ja przygniatałem go sobą.Poczułemznajomy przyjemny zapach perfum.Pachnący loczek włosów łaskotał mnie w nos. Zenobia powiedziałem, puszczając jej dłonie.Po chwili staliśmy obok siebie, dyszącze zmęczenia. Bandyta! syczała Zenobia. Napada pan nocą w lesie na samotne i bezbronnekobiety. To pani na mnie napadła tłumaczyłem się zaskoczony spotkaniem z dziewczyną. Musiałam się bronić.A to znaczy atakować.Widziałam, jak przyczaił się pan zadrzewem.Wywabiłam pana na ście\kę. Co pani tu robi? W nocy? Wzruszyła ramionami. Umawialiśmy się przecie\, \e przyjadę do was.I do Kasi.Ale w tych ciemnościach nieumiałam trafić do obozu.Podrapałem się w głowę. Zapewne chodziła pani w sąsiedztwie obozu, bo Sebastian panią zwęszył.Nie zauwa\yłapani namiotów obok mauzoleum? Przecie\ nie kryłabym się w lesie poczas burzy burknęła.Zerwał się wicher,rozszumiał się las.Pazury błyskawic rozdzierałyczarną powłokę nisko sunących chmur.Zenobia zdawała się z niepokojem nasłuchiwać narastającego szumu wiatru. Gdzie jest Fryderyk? zapytałem. Wyjechał. Do Jugosławii? Nie wiem.Nie pytałam go o to.Szum narastał.Krople deszczu zaczęły-uderzać o liście. Chodzmy do namiotów.Prędzej, bo zmokniemy chwyciłem Zenobię za łokcie.Ku mojemu zdziwieniu dziewczyna ani drgnęła.Jak gdyby nic jej nie obchodziła ulewa. No, chodzmy.Zmokniemy powtórzyłem. Cicho burknęła.I stała dalej nieruchomo, nasłuchując.Ulewa ogarnęła nas nagle,zalewając potokami wody.W jednej chwili byliśmy zmoknięci.Mój sweter nasiąkał wilgocią jak gąbka, płaszcz Zenobiistał się śliski jak skóra wę\a.Zenobia nie miała nic na głowie.Ani chustki, ani kaptura.Jejwłosy zamieniły się w ociekające wodą strąki.A ona wcią\ stała w potokach deszczu inasłuchiwała. Co się pani stało? zapytałem.Raptem poprzez szum wiatru i deszczu usłyszeliśmy krzyk.A raczej wołanie.Dochodziło odstrony, gdzie stały nasze namioty. Tam!.Tam pobiegli!.Aap ich, trzymaj!.Rozpoznałem głosy swoich przyjaciółharcerzy.W naszym oboziedziało się coś niepokojącego.Tym razem nie trzeba było Zenobii zachęcać.Pierwsza pobiegła ście\ką w stronę, skąddolatywały wołania.Wielkimi susami pędziłem obok niej.Przebiegliśmy dwa zakręty ście\ki i głosy harcerzy stały się wyrazniejsze. Chłopaki, szukajcie w tamtych krzakach.Tam się schowali! rozpoznałemrozkazujący głos Telia.Ulewa urwała się, ale wzmógł się wiatr.Napierał na nas, rozkołysał korony drzew i strząsałdeszcz z liści.Aomot wiatru znowu zagłuszył wołanie chłopców.Biegnąc, niemalwpadliśmy na nich.Zabłysły trzy latarki elektryczne. Pan Samochodzik! I pani Zenobia? chłopcy byli zdumieni co najmniej tak samo jakja, gdy w walczącym ze mną napastniku odkryłem dziewczynę. Co się stało? Kogo szukacie po lesie? Zenobia zadawała pytania ostrym głosem,wymuszającym natychmiastową odpowiedz. Ktoś zakradł się do naszego namiotu.Ugryzłem go w rękę powiedział z dumąWiewiórka. Ugryzłeś go? parsknąłem śmiechem.Mój śmiech obraził chłopca. A co miałem robić? Pogłaskać go po ręce? Tell rzeczowo uzupełnił wyjaśnienie: Ktoś chciał zakraść się do naszego namiotu.Przeciął no\em płótno i wsadził rękę.Wtedy Wiewiórka ugryzł go.Tamten krzyknął i wyszarpnął rękę z namiotu.Wybiegliśmy izobaczyliśmy, \e dwóch ludzi ucieka do lasu.Popędziliśmy za nimi, ale była burza, ulewa iwiatr.Zdołali nam umknąć. Chyba nie uciekli daleko.Moglibyśmy ich poszukać proponował Sokole Oko.Rozejrzałem się po nocnym i mokrym od deszczu lesie, w którym szalał zimny wiatr.Chłopcy ubrani byli w pid\amy, ja miałem na sobie przemoknięty sweter i mokre spodnie odpid\amy. Wracamy do obozu zadecydowałem.- W lesie na Polanie potrafi się ukryć cały pułk.Na skraju obozu spotkaliśmy doktora, Hildę i Kasię.Wymachujący radośnie ogonemSebastian rzucił się witać Zenobię.Znowu nastała długa chwila wyjaśnień, pytań i odpowiedzi, bo przecie\ nie tylko sprawa zezłodziejami, ale i niespodziewane zjawienie się Zenobii budziło zdumienie.Wziąłem od Telia latarkę elektryczną i poszedłem do namiotu chłopców.Mówili prawdę:namiot był rozcięty w przedniej części, w pobli\u drzwi, a więc tam, gdzie zazwyczaj śpiącymają nogi, a na kawałku wolnej przestrzeni trzymają plecaki. A więc chcieli ukraść plecaki" doszedłem do wniosku i wróciłem do swoich przyjaciół,którzy w dalszym ciągu komentowali nocną przygodę. Złodzieje sądzili, \e burza będzie im bardzo pomocna mówił Tell. Zagłuszy ichkroki i rozcinanie płótna.Ale właśnie burza stała się ich największym wrogiem.Obudziłynas grzmoty i pioruny.Nikt z nas nie spał.Le\eliśmy jednak cichutko, myśląc, \e inni śpią.Nagle płótno namiotu trochę ugięło się i rozległ się chrobot rozcinanego materiału.Potemdo namiotu wsunęła się czyjaś ręka Wiewiórka, niewiele myśląc, capnął ją zębami.Zimny wiatr coraz bardziej dawał się we znaki.Nale\ało pomyśleć0 ukryciu się w namiotach.- Czy zmieszczę się u was? Zenobia zapytała Hildę i Kasię
[ Pobierz całość w formacie PDF ]