[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wywołało to ogólną konsternację.Po sali przeszedłszmer dezaprobaty i zmieszał się z dzwiękami popularnej melodii, płynącej nieprzerwanie spodsmyczków sumiennych muzykantów.Wszystkie oczy skierowały się najpierw na Collisa, potem naSarę, aż wreszcie przeniosły się na Granta, a w końcu na samego Laurence a Melforda i z powrotemna młodych przeciwników.W pokoju obok jakaś kobieta, nieświadoma tego, co się dzieje w salonie,roześmiała się bardzo głośno, z nie ukrywanym rozbawieniem.Grant otarł pot z czoła wierzchem dłoni. Proszę to odwołać rzekł głosem, który drżał z napięcia. Proszę to natychmiast odwołać.Sara uczyniła parę kroków w tył.Collis spojrzał na nią, ale ona pokręciła tylko głową w jego stronętak leciutko, że prawie niedostrzegalnie.Atmosfera robiła się coraz bardziej przygniatająca:wchodziła tu w grę urażona męska duma.Obrażony płonął słusznym gniewem. Ani mi się śni powiedział Collis. Co za bezsensowne żądanie! Dlaczego miałbym odwoływaćtę niewinną uwagę, skoro to rzetelna prawda? Tego się nie da ukryć.Grant nie był w stanie opanować wzburzenia. Wobec tego, proszę pana zapiszczał nienaturalnym dyszkantem żądam satysfakcji.Collis wlepił w niego wzrok, a potem parsknął śmiechem. Pfff! Satysfakcji? A w jaki sposób, można wiedzieć? Chce pan, żebym przyrządził pana w sosiemusztardowym i zaserwował na talerzu z fasolką? %7łądam satysfakcji! wrzasnął Grant.Collis, bez pośpiechu, z przesadnym namaszczeniem, zaczął ściągać rękawiczki, a potem zwinął je wrulonik. Chyba pan nie wie, o czym pan mówi powiedział. Uchybił mi pan.Proszę mnie natychmiast przeprosić.Albo, jeśli nie, to żądam satysfakcji odgrażał się Grant.Zapadło milczenie, które przerwał wreszcie Laurence Melford.Rzekł tonem głębokim i łagodnym: Grant& Ojcze, proszę, tylko się nie wtrącaj odparł tamten głośno. Jestem dorosłymmężczyzną i sam odpowiadam za własne czyny. Grant powiedział Laurence. Mam na uwadze zarówno twoją dumę osobistą, jak i twojebezpieczeństwo.Ten człowiek celowo prowokuje podobnych tobie ludzi.Nie może się po prostu odtego powstrzymać już się taki urodził.Mnie też starał się sprowokować.Ale jeśli damy się ponieśćemocjom, wyjdziemy z tej potyczki poturbowani i pokonani. Powiedział na mnie cielak.Laurence Melford zszedł po schodkach werandy i zbliżył się do syna.Nie raczył nawet spojrzeć wstronę Collisa.Wpatrywał się tylko w swego syna, który w dwudziestym roku życia stanął nagleprzed koniecznością podjęcia ryzykownej, daleko w skutkach idącej decyzji. Oczywiście, że nazwał cię cielakiem rzekł Laurence Melford łagodnie. To do niego podobne.Jeśli chodzi o dobór słów, które potrafią ranić ludzi do żywego, to nie ma on sobie równych.I choć przykro mi, że muszę mu to przyznać pewnie się jeszcze wzbogaci, wybije i zawsze dopnieswego.A wiesz dlaczego tak się stanie? Bo ma niezwykły dar w wyszukiwaniu określeń, które ludziszokują, irytują i wyprowadzają z równowagi.Nie daj się ponieść emocjom.Zachowuj się, jakprzystało na dojrzałego mężczyznę.Zyskasz w oczach ludzkich dużo więcej szacunku, jeśli niepozwolisz się sprowokować.Przecież on tylko na to czeka. Ojcze rzekł Grant. Proszę cię tylko o wsparcie. Nie musisz o nie prosić.Zawsze będziesz je miał, chyba dobrze o tym wiesz? odparł LaurenceMelford, kładąc rękę na ramieniu syna. Ale nie ma sensu ryzykować życiem bez najmniejszejpotrzeby.Nie zwracaj na niego uwagi.Traktuj go jak powietrze.Jesteś wart stu takich jak on.Grant Melford znowu przejechał dłonią po czole. Podniósł wzrok na Collisa i powiedział: Copan wybiera? Wybór broni, jak również daty spotkania należy do pana. Grant fuknął na niego ojciec.Grant strzepnął z siebie rękę ojca, jak rozgoryczony porażką piechur, który zrywa z ramionżołnierskie epolety. Zabraniam! Laurence Melford podniósł teraz głos. Kategorycznie zabraniam! Pod żadnympozorem nie pozwolę na pojedynek! Muszę bronić swojego honoru! Nie powstrzymasz mnie! wrzasnął Grant. Honoru!? Nazwał cię cielakiem i jak mi Bóg miły zachowałeś się jak cielak, bo pozwoliłeś mu sięsprowokować. Twój ojciec ma rację, Grant rzekł Collis. Nie powinieneś się tak miotać z wściekłości.Laurence Melford obrzucił go szybkim, nienawistnym spojrzeniem. Jest tylko jedna rzecz, którą chcę od pana usłyszeć powiedział. Chcę, żeby pan przeprosiłmego syna. Tego się właśnie obawiałem rzekł Collis. Mam rozumieć, że pan odmawia? Sam go pan przed chwilą nazwał cielakiem.Trudno, żebym odwoływał uwagę, która zdobyła sobieaprobatę tak znakomitej osobistości. Sam widzisz, ojcze, że nie ma innego wyjścia wtrącił Grant. Jest krnąbrny i uparty jak osioł.Taki bezczelny cham trzeba przytrzeć mu nosa. Wszystko mi jedno, Grant.Na pojedynek nie pozwolę.Laurence Melford rozejrzał się wokoło
[ Pobierz całość w formacie PDF ]