[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Togłupie, wiem.Levany, oczywiście, zupełnie nie interesuje,czy ja coś, no wiesz, czuję do kogoś.Wyciągnął szyję i rzucił śrubkę z powrotem na stos.Cinder na te słowa ciarki przeszły po plecach, ale przełknęła szybko ślinę i odzyskała panowanie nad sobą.Przypomniała sobie, że widzi go po raz ostatni w życiu.- Ma s z na myśli, że jesteś.- Zabrakło jej słów.Zniżyłagłos.- A co z Nainsi? Co ze sprawami.o których wiedziała?Kai wsunął ręce do kieszeni, a twarz mu się wypogodziła.- Za pózno.Nawet gdybym ją odnalazł.To nie zdarzyłoby się przecież dzisiaj.Poza tym jest antidotum i ja.Niemogę dłużej czekać.Zbyt wielu ludzi umiera.- Czy doktor Erland czegoś się dowiedział?Kai powoli skinął głową.- Potwierdził, że antidotum rzeczywiście działa, aletwierdzi, że nie możemy go powielić.- Co? Dlaczego?- Wygląda na to, że jeden ze składników występuje tylko na Księżycu.Ironia losu, prawda? Ten chłopiec, którywyzdrowiał w zeszłym tygodniu.Przez ostatnie dni doktor Erland badał go na szereg sposobów, ale nic to nie dało.Powiedział, że nie powinienem sobie robić nadziei, żeprzypadek tego chłopca doprowadzi do przełomowego odkrycia.Nie powiedział tego wprost, ale.Mam wrażenie,że doktor stracił nadzieję na znalezienie antidotum w jakimś dającym się przewidzieć terminie.Antidotum innegoniż to przywiezione przez Levanę.Być może dopiero zakilka lat uda nam się znacząco posunąć prace naprzód,a do tego czasu.- Zawahał się, a na jego twarzy pojawiłsię wyraz udręki.- Nie wyobrażam sobie, bym mógł dłużejpatrzeć na umierających ludzi.Cinder spuściła wzrok.- Tak mi przykro.%7łałuję, że nie mogę w żaden sposóbpomóc.Kai odepchnął się od stołu i wyprostował się.- Wciąż myślisz o wyjezdzie do Europy?- Tak, właściwie tak.Tak jakby.- Wzięła głęboki oddech.- Masz ochotę się przyłączyć?Roześmiał się krótko, z rezygnacją, i odgarnął włosyz twarzy.- Jas ne.To najlepsza propozycja, jaką kiedykolwiekotrzymałem.Uśmiechnęła się do niego, ale to rozkoszne udawanienie mogło trwać długo.- Muszę wracać - powiedział, zerkając na pokryte złotym papierem pudełko.Cinder prawie o nim zapomniała.Przesunął je po stole, popychając wraz z nim równiutki rządek śrubek.- Nie.Nie mogę.- Al eż możesz.- Wzruszył ramionami, sprawiając wrażenie, że czuje się niezręcznie, co tylko dodawało mu uroku.- Chciałem ci to podarować z myślą o balu, ale.nocóż, może na inną okazję.Ciekawość ją zżerała, ale zmusiła się, by odepchnąć pudełko w stronę księcia.- Proszę, nie.Stanowczo przykrył jej dłonie swoimi - nawet przezgrubą rękawiczkę czuła ciepło jego ciała.- Przyjmij to - powiedział i pozornie niezrażony obdarzył ją swoim wypróbowanym uśmiechem księcia z bajki.- I pomyśl o mnie czasem.- Ci nder, trzymaj!Cinder podskoczyła na głos Pearl i wyrwała rękę z uścisku Kaia.Pearl zamaszystym gestem zsunęła z roboczegostołu wszystkie śrubki i skrawki metalu, które z brzękiempoleciały na chodnik, a na ich miejsce cisnęła stos opakowanych w papier pudeł.- Postaw je gdzieś z tyłu, gdzie nikt ich nie ukradnie -syknęła Pearl, wskazując tylną część budki.- W jakimś czystym miejscu.Jeśli takie w ogóle tu gdzieś jest.Z bijącym mocno sercem Cinder sięgnęła po pudełkai przyciągnęła je do siebie.Przez głowę przelatywały jej myśli o pozbawionej stopy nodze.Jeśli będzie musiała pokuśtykać na zaplecze, nie zdoła ukryć swojego kalectwa.- Zatem jak? Proszę, nie? Czy dziękuję?Cinder drgnęła.%7łałowała, że Kai nie odszedł wcześniej, zanim Pearl zdołała zniszczyć ich ostatnie wspólnechwile.Pearl się zjeżyła.Przerzuciła długie włosy przez ramięi odwróciła się do księcia, obrzucając go mrocznym spojrzeniem.- A kim ty jesteś, żeby
[ Pobierz całość w formacie PDF ]