[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wielbłąd zaryczał i szarpnął za postronek, którymprzywiązano go do akacji, lecz wątłe drzewko jedynie się zatrzęsło.Selim wrzeszczał z pasjąna Beduina, który milczał wzgardliwie ze skrzyżowanymiramionami. Parę lat temu prowadziłem w ich koloniach afrykańskich pewne śledztwo, Terrence zaczął Jeremy. Pojawiły się głosy, że Normanowie wcale nie zarzucili handlu niewolnikami,do czego przymusiło ich Pojednanie Narodów, a ja byłem człowiekiem na tyle głupim inaiwnym, by spróbować to udowodnić.Na swoje nieszczęście odkryłem sporo, chyba nawetaż za dużo.Na dzień przed odpłynięciem do Anglii kilku łajdaków uprowadziło mnie nocą zpokoju hotelowego, zapakowało na ciężarówkę wraz z bandą nieszczęsnych czarnych izawiozło do portu, gdzie stałem się własnością pewnego jemeńskiego plantatora tytoniu.Ironia losu, no nie? Stałem się niewolnikiem.Najprawdziwszym w świecie niewolnikiem.Tyrałem u niego dwa lata, dwa cholerne, niekończące się lata, aż w końcu komuś w TheTimes" przypomniało się, że warto by mnie wyciągnąć.Dwa lata.Kilkaset identycznychbolesnych dni, ale zaklinam się, Terrence, pamiętam każdy z nich co do minuty. Skąd wiesz, że to oni, co? zapytał pilot, z trudem artykułując słowa. %7łe toNormanowie? A któżby inny? Kto inny miałby interes w napadaniu i sprzedawaniu w niewolęwysłannika jednej z największych gazet Wielkiej Brytanii? Poza tym ludzie, którzy mnieuprowadzili, byli biali. Mówię o chwili obecnej, Jeremy w głosie Terrence'a po raz pierwszy pojawiło sięniedowierzanie. Wybacz, ale nie nadążam.Jakoś nie widzę związku między napadem tychcholernych mahdystów a niedolą, jaką zgotowali ci cholerni Normanowie.Dziennikarz milczał przez chwilę, cały czas wspomagając żuczka, który nieustępliwiewspinał się na grudkę. Nie chcę, byś mnie wziął za wariata. zaczął. Za pózno to mówisz..ale nabrałem podejrzeń, gdy zobaczyłem pistolet maszynowy w rękach mahdysty.Zidentycznego strzelano w chwili mojego porwania. I to ci wystarczyło, by rzucić się za tymi czubkami na przełaj przez pustynię? Pilotrozwarł szeroko oczy. Jakaś pukawka? Wybacz, Jeremy, ale pomyliłem się.Słowo wariat"to dla ciebie komplement.A skąd pewność, że chodziło o tę samą broń, co? Skąd pewność? Baldwin uśmiechnął się niezrażony tonem towarzysza. Nie da sięzapomnieć tego, co przez bite dwa lata stanowiło treść twoich myśli i twoich snów.Po prostusię nie da.Terrence, ja się nigdy tak naprawdę nie wyzwoliłem z tej niewoli.Ja wciąż w niejtkwię, jeśli nie ciałem, to przynajmniej duchem.W dzień napastują mnie wspomnienia, conoc szarpią koszmary, a w co drugim pojawia się plujący ogniem pistolet maszynowynormańskiego zbira.Nie dziw się więc, że bez wahania pognałem w pustynię na jego widok.Nie dziw się też, że zbywałem twoje pytania.Do czasu spotkania z owymi rzekomymiWłochami nie miałem bowiem pojęcia, jak ci na nie logicznie odpowiedzieć. A co dało owo spotkanie? Dało mi pewność, że nie wariuję.Ci Włosi rozmawiali po dańsku. Co? Tacy z nich Włosi jak z nas Belgowie, Terrence.Nie każ mi tego póki co tłumaczyć, alemam dziwne wrażenie, że intuicja mnie nie zawodzi.Najpierw to powstanie mahdystów, terazte niby-włoskie bombowce.Tak, te pogańskie sucze syny coś knują, a ja to rozgryzę,zaklinam się na wszystkie świętości.Już ja im odpłacę za dwa lata gościny u jemeńskiegosodomity. Opiszesz to wszystko w The Times"? uśmiechnął się krzywo pilot. To ci dopierobędzie cios! Za jednym zamachem pogrążysz swoich wrogów i zostaniesz sławny w całejAnglii. Nie mam najmniejszego zamiaru być sławny, Terrence.Nie mam też ochoty pomnażaćzysków tych wysuszonych starych sępów z rady nadzorczej głównie przez to, że żaden z nichnie raczył zauważyć mego zniknięcia przez ponad półtora roku.Nie, załatwię to innymikanałami.Dobra, dość już tej szopki.Selim!Rozgorączkowany Egipcjanin odwrócił się i obrzucił Jeremy'ego spojrzeniem pełnymoburzenia. Nie zgódz się po raz ostatni, a potem dorzuć mu rewolwer i kończ transakcję warknąłdziennikarz, wstając i otrzepując spodnie. Jaki rewolwer, efe.Znaczy się Jeremy? Ten włoski bodeo, który schowałeś za pazuchę na wydmach.Nie martw się, na pewnoznajdziesz coś innego, z czego będzie można zabić kilka angielskich świń.* * *Dziennikarz otarł spotniałe czoło po raz trzeci w ciągu kwadransa.Słońce wisiało jużwysoko nad roziskrzoną taflą Morza Czerwonego i wnętrze starego fiata zaczynało wypełniaćbezlitosne gorąco.Przez przykurzone, pęknięte okienko dostrzegł długi sznur obładowanychwielbłądów popędzanych przez beduińskich poganiaczy. Daleko mamy jeszcze do Port Sudan? spytał. Bynajmniej nie, sądząc pozagęszczeniu ruchu oznajmił siedzący za kierownicą Terrence i przełożył ze zgrzytnięciembieg.Samochód wyminął wyładowany po brzegi wózek zaprzężony w niewielkiego osła igrupę murzyńskich kobiet dzwigających wielkie pakunki na głowach, po czym wyhamowałprzed kolumną egipskiej piechoty w charakterystycznych czerwonych fezach.Na twarzachżołnierzy znać było skrajne znużenie. Hej! wrzasnął prowadzący oddział oficer. Rekwiruję ten pojazd.Terrence zacisnął usta w wąską linię.Bez słowa wyprzedził kolumnę i dopiero wówczasdodał gazu.Oddział zniknął za niebieskawą chmurką spalin. Wyglądał na zdrowego oznajmił. Na pewno dojdzie do miasta o własnych siłach.Wprzeciwieństwie do nas.Jeremy pokiwał głową i upił jeszcze łyk z manierki, po czym podał ją Selimowi.Wytargowany przez Egipcjanina Fiat 508 znajdował się doprawdy w fatalnym stanie.Obareflektory były zbite, brakowało zderzaka i koła zapasowego, a uruchomienie silnikawymagało kilkunastu minut zmagań
[ Pobierz całość w formacie PDF ]