[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zwieckie bractwo w Imber, powstałe niedawno iznajdujące się wciąż w stadium eksperymentalnym, prowadziło gospodarstwo ogrod-nicze na potrzeby Opactwa, a nadwyżkę produktów sprzedawało na rynek.Coś czy-stego, prostego i żywotnego w całej tej koncepcji bardzo głęboko., zapadło Toby'emuw duszę.Wiedział niewiele o sprawach Kościoła i dramatyczna myśl o życiu klasztor-nym rozpaliła jego wyobraznię.Silne wrażenie zrobiła też na nim osobowość JamesaTaypera Pace, łączącego męski wigor z chrześcijańską otwartością.Wniósł prośbę o pozwolenie odwiedzenia Imber.Ku swojej wielkiej radości dowie-dział się, że może tam pojechać i pracować przez miesiąc podczas letnich wakacji, za-nim w pazdzierniku nie rozpocznie studiów na wydziale inżynierskim w Oksfordzie.Jego wyobraznia wyprzedziła fakty powołując do życia jakieś niezwykle ściśle zespo-lone bractwo, zespół ludzi, do którego on się z łatwością przystosuje pokorny i pra-cowity, wzmocniony moralnie i przygotowany do oczekującego go życia dzięki towa-rzystwu i budującemu przykładowi świątobliwych osób.Był więc "trochę zmartwiony,kiedy się dowiedział, że mimo wszystko ma mieszkać oddzielnie; natychmiast jednakpostanowił zwalczyć rozczarowanie żarliwą pogodą ducha.Przyszło mu to bez więk-szego trudu.Był w tym okresie życia przepełniony wesołością, energią, nadzieją.Za kilka minut wróci do domu.Michał Meade prosił go, żeby zaczekał, aż ktoś bę-dzie miał czas i zaprowadzi go na miejsce.Rozejrzał się w księżycowym krajobrazieusiłując zorientować się w topografii terenu.Tam po drugiej stronie domu musi byćgospodarstwo ogrodnicze.Toby był chłopcem wychowanym w mieście i wszystko, codotyczyło wsi, miało dla niego głęboką, niemal duchową wymowę.Czuł, że nigdy niebędzie miał dość słońca i wiatru, ciężkiej pracy fizycznej i ludzkiej bliskości.Gdy mudadzą łopatę i każą przekopać całe pole, będzie się czuł jak w niebie.Podniósł obieręce nad głowę i naprężył mięśnie, sprawdzając ich elastyczność.Powiedziano mukiedyś, że młodzi nigdy nie potrafią w pełni docenić, jak cudowna jest młodość.Niesprawdzało się to w jego przypadku.Miał szczęście być świadomym swojej młodościi radować się nią w tysiącu aktualnych chwil wypełnionych po brzegi intensywnymiprzeżyciami.Spojrzał w przeciwną stronę, na drugi brzeg jeziora.Przesunął wzrok po murzeOpactwa w prawo, gdzie mur się kończył czy też skręcał między drzewa.Po lewej wi-dział starą groblę z cegieł prowadzącą na drugi brzeg i ciemną jamę bramy Opactwazwieńczoną ogromnym łukiem.W blasku księżyca wysoki mur zdawał się eteryczny,a jednocześnie jakby żywy, była w nim owa szczególna czujność opuszczonych ludz-kich budowli nocą.Toby mieszkał w Londynie i rzadko widywał blask księżyca, więczdumiewało go to światło, które nie jest światłem, które wyczarowuje kształty podob-ne zjawom i którego siłę zdradza tylko ostrość rzucanego cienia.Wpatrywał się chwilęw mur Opactwa.Panowała tam cisza, ale Toby wiedział, że Opactwo wiecznie czuwa.Zastanawiał się, jakie stosunki łączą Opactwo z Imber Court.Wywnioskował, że jestto zakon o ścisłej regule i że zakonnice mają bardzo ograniczony kontakt ze światemzewnętrznym; ale chociaż paliła go ciekawość, nie pytał o więcej, żeby się nie* zdra-dzić ze swoją ignorancją.Powinien już wejść do domu; na tę myśl wróciło mu onieśmielenie.Zrobił w my-ślach przegląd dnia.Początkowo był trochę przestraszony, że będzie jechał sam z Ja-mesem Tayperem Pace, ale poradził sobie chyba zupełnie dobrze.James jest człowie-kiem tak prostym i wesołym, tak łatwym w rozmowie.Utwierdził się w swoim podzi-wie dla niego.Toby był w wieku, w którym podziwianie drugiego człowieka stanowiwewnętrzną potrzebę, a podziw jest absolutny.Nie miał jeszcze pewności co do Mi-chała Meade.chociaż tak bardzo pragnął go poznać.Rozczarowała go trochę powierz-chowność Michała.Miał w sobie coś znużonego i cherlawego, co było przeciwień-stwem rzucającej się w oczy męskości Jamesa, i wcale nie wyglądał na przywódcę.Toby doznał też pewnego zawodu, że do bractwa należą kobiety.To jakoś nie było wporządku.Jednakże wszyscy okazali się szalenie mili z wyjątkiem doktora Greenfiel-da, który wydawał się trochę abominacyjny.(Słowa tego Toby nauczył się niedawnuw szkole i teraz w żaden sposób nie umiałby się bez niego obejść.) Dziwne, że siedzie-li w pociągu naprzeciwko jego żony.Jego żona nie miała wspaniałej urody KatarzynyFawley, ale była śliczna i miała w sobie coś psotnego.Na wspomnienie podróży po-ciągiem Toby zmieszał się trochę, częściowo z powodu pani Greenfield, częściowo zpowodu siebie samego.Doktor Greenfield chyba nie bardzo się ucieszył na widok żo-ny.No, ale pary małżeńskie zachowują się w tak niewytłumaczony sposób.W przeci-wieństwie do tego, co stwierdza Tołstoj w pierwszym zdaniu Anny Kareniny, niewszystkie szczęśliwe rodziny są do siebie podobne.Toby zdał sobie z tego niejasnosprawę dopiero w ostatnim czasie i czuł się dzięki tej nowej wiedzy człowiekiem ży-ciowo doświadczonym.Obrócił się i spojrzał na dom.Dostał się nad jezioro drzwiami frontowymi, po schodach i przez taras, i posuwającsię brzegiem zaszedł na miejsce, gdzie odnoga jeziora oddzielała dom od Opactwa.Mając teraz przed sobą boczną ścianę domu, zobaczył na parterze duże oświetloneokno.W ścianie był tu uskok, oddzielający okno od frontu domu, i gdy Toby podszedłbliżej, zobaczył prostokątną, brukowaną przestrzeń i boczne drzwi.Muszą to byćdawne pomieszczenia dla służby, doszedł do wniosku, a ten oświetlony pokój to zpewnością kuchnia
[ Pobierz całość w formacie PDF ]