[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Co powinien zrobić z całym tym bałaganem? Czy mógł, samemubędąc zamieszanym w tę sprawę, być, czy choćby usiłować zostać,sprawiedliwym sędzią dla biednej Jessiki? Jak może się od tegow wystarczającym stopniu zdystansować, jak może oceniać błędy,skoro on sam je popełnia? Jeszcze większy zamęt w jego głowiewprowadzał znajomy, oskarżający głos przypominający mu, że takbardzo teraz pragnie wyprostować swoje życie tylko po to, by miećczyste sumienie, czy - mówiąc bardziej dosadnie - wolne pole dorozwoju znajomości z Kate.Ale czy to nie oczywiste, że powinien, bez75względu na motywy, całkowicie zerwać z Jessika, przestać się z niąwidywać? Biedna Jessica" - pomyślał.- O Boże, biedna Jessica!"- Mogę wejść na chwilę?Rozmyślania Ducane'a przerwał głos Richarda Biranne'a, którywłaśnie zajrzał do pokoju.- Wejdz, wejdz - powiedział Ducane uprzejmie, jednocześniedoświadczając gwałtownego, niemalże fizycznego uczucia wrogości,które na widok Biranne'a ogarniało całe jego ciało.Biranne wszedł i usiadł naprzeciwko Ducane'a.Ducane spojrzałna inteligentne oblicze swego gościa.Biranne miał twarz intelektualisty, pociągłą, przystojną, o nieco cierpiętniczym wyrazie.Sztywne,kręcone włosy w myszowatym kolorze sterczały wokół jego głowyna kształt jakiegoś falistego gniazda, jeszcze bardziej wydłużającjego twarz.Bezkształtne wargi były wykrzywione i dosyć ruchliwe.Miał precyzyjny sposób wysławiania się i wysoki głos, nieprzyjemniekolidujący z otoczeniem, zupełnie jakby wszystkie przedmiotyw najbliższym sąsiedztwie wprawiał w wibracje i doprowadzał dogranicy rozpadu.Ducane przypuszczał, że Biranne ma powodzenieu kobiet.- Droysen powiedział mi o McGrathie - powiedział Biranne.-Byłem ciekaw, czy wyciągnąłeś coś z tego grzesznika, jeżeli wolnospytać.Ducane nie widział powodów, dla których nie miałby przedyskutować tej sprawy z Biranne'em, zwłaszcza, że ten widział początekcałego dramatu.- Tak, widziałem się z nim - powiedział.- Dowiedziałem się conieco.Mam już jakiekolwiek pojęcie o sprawie.- O! Co z niego wyciągnąłeś?- Powiedział, że kupował rzeczy do tych magicznych poczynańRadeechy'ego.Mówił, że do czarów potrzebne były nagie dziewczyny.To i jeszcze parę innych drobiazgów wygadał prasie.- Dowiedziałeś się czegoś o tych dziewczynach?- Jeszcze nie.McGrath twierdzi, że nic o nich nie wie.W co niewierzę.- Hmm.A co z tym szantażem?- Nie wiem.Całkiem możliwe, że to sam McGrath po cichuszantażował Radeechy'ego.Ale to nieważne.Jest coś jeszcze.Jestjeszcze ktoś inny.76- Ktoś inny? Nie rozumiem.Czy to tylko twoje przypuszczenia?Wydaje mi się, że masz już wszystko, co potrzebne do rozwiązaniazagadki.- To się nie trzyma kupy.Dlaczego Radeechy się zabił? I dlaczegonie zostawił żadnego listu? I dlaczego zrobił to w biurze? Czuję, żepod tym coś się kryje.- Gdzieś to musiał zrobić! To ciekawe, że według ciebie McGrathmógł go szantażować.Przecież to właśnie mógł być powód.- Nie wydaje mi się.Ale wkrótce się dowiem.- Jesteś bardzo pewny siebie.Wpadłeś na jakiś ślad?Ducane nagle zrobił się czujny.Niepokoił go widok Biranne'asiedzącego na krześle, z którego jeszcze nie całkiem zniknąłwielobarwny obraz McGratha.Znowu ogarnęło go to lekko podniecające uczucie bycia niegodnym i jednocześnie dumnym, wywołaneprzesłuchiwaniem McGratha.Nad Biranne'em Ducane jednak niemiał władzy.Biranne nie był więzniem na ławie oskarżonych.- Tak - odpowiedział.- Mam jeden czy dwa punkty zaczepienia.Zobaczymy, zobaczymy.Czuł teraz, w sposób niemalże fizyczny, właściwy mu zamętw głowie, przemieszany z niechęcią do Biranne'a.Musi wreszciezapomnieć o tamtym szyderczym śmiechu.Przecież sam częstonaigrawał się z bezbronnych ludzi, nie chcąc przy tym wyrządzaćim krzywdy.Przeczulone i urażone ja" musi wreszcie skończyć zeswymi obsesjami.Przypomniała mu się wojenna kariera Biranne'a.Oto kolejny powód do zazdrości, kolejne zródło tej całkowicieniegodnej niechęci.Ducane spojrzał na Biranne'a, który właśnieszykował się do wyjścia i w tej chwili zakurzone światło słoneczne,wypełniające pokój, przywiodło przed jego oczy oślepiającą wizjęPauli i blizniaków, tak jak ich ostatnio widział na plaży w Dorset.Ducane, który lubił i podziwiał Paulę, nigdy nie wątpił, że to Birannebył przyczyną rozwodu.Słyszał, jak Biranne opowiadał o kobietach.Teraz jednak, gdy obserwował swego gościa, czuł coś w rodzajuwspółczucia: mieć taką żonę jak Paula, mieć takie dzieci jak blizniakii tak świadomie i całkowicie ich utracić.77Rozdział dziewiąty- Rób, co chcesz - powiedziała Jessica - tylko nie mów nigdy".Chyba bym umarła.John Ducane milczał przygnębiony.Z miną skruszonego winowajcy wyglądał jak ktoś inny, obcy.- Po prostu nie mogę zrozumieć - ciągnęła Jessica.- Musi byćjakieś wyjście, musi być.Wymyśl coś, John, wymyśl coś, na miłośćboską!- Nie ma wyjścia - wymamrotał, - nie ma wyjścia.Stał pod oknem w gęstym świetle popołudniowego słońca,skurczony pod naporem nieszczęścia wywołanego cierpieniem przerażającym i osobliwym, jak gdyby pokryty był łuskami i strupami.Bardzo powoli kołysał głową na boki jak zwierzę, prężące kark podbolesnym jarzmem.Rzucił Jessice przenikliwe, niechętne spojrzenie.- O Boże - westchnął.- Chciałbyś, żebym ci ułatwiła odejście, prawda? Ale nie mogętego zrobić.Równie dobrze mógłbyś zażądać, żebym się zabiła,przestając oddychać.- Moje biedne dziecko - powiedział cicho.- Nie walcz, nie walcz,nie walcz.- Ja nie walczę.Po prostu chcę żyć.- Wszystko tak strasznie się poplątało, Jessiko.- Może u ciebie coś się poplątało.Ja się nie zmieniłam.John,dlaczego nie możesz mi tego wytłumaczyć? Dlaczego nam to robisz?78- Nie możemy dalej trwać w takim emocjonalnym chaosie.Niemamy żadnego punktu oparcia, stabilności, zwyczajności.%7łyjemyuczuciami i pożeramy siebie nawzajem.Męczysz się
[ Pobierz całość w formacie PDF ]