[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Donośny, oschły,lekko ochrypnięty głos w dalszym ciągu czyni cuda wśród48 Tchnienie wiatrukobiet w różnym wieku.Zachowanie jego jest powściągliwe,sposób bycia skromny.Nie trzeba dodawać, że korzeniami tkwigłęboko w ziemi Nof Harish.Nie znosi zebrań i formalnych ceremonii,nie mówiąc już o uczestnictwie w komisjach i oficjalnych spotkaniach.Dzięki dziełom, które wyszły spod jego pióra, wpisał swoje imię nalistę honorową naszego ruchu i naszego narodu.4Ostatni dzień Gedeona Szenhawa rozpoczął się olśniewającymwschodem słońca.Chłopakowi przyszło na myśl, że w tym upalemożna by nawet zobaczyć, jak parują kropelki rosy.Daleko nawschodzie na górskich szczytach płonęły wróżebne znaki.Był to dzieńświętowania, świętowania niepodległości i spadochronowych skokówna tak dobrze znane rodzime pola.Przez całą ostatnią noc Gedeon śniło mrocznych, jesiennych lasach pod niebem północy, o wspaniałymzapachu jesieni, o ogromnych drzewach, których nie potrafił nazwać.Przez całą noc blade liście opadały na baraki w obozie.Nawet rano poprzebudzeniu północny las ze swymi bezimiennymi drzewami nieprzestawał szeptać mu do ucha.Gedeon uwielbiał ten cudowny moment swobodnego spadaniapomiędzy skokiem z samolotu a otwarciem się spadochronu.Próżniapędzi pod górę z szybkością błyskawicy, porywiste prądy powietrzaliżą ciało, przyprawiając o zawrót głowy z rozkoszy.Niebezpieczna,szaleńcza prędkość gwiżdże i wyje, aż całe ciało drży od niej,rozpalone do czerwoności igiełki kłują zakończenia nerwów, a sercełomocze.Nagle podczas tego pędu z wiatrem, otwiera się czaszaspadochronu.Spadanie ulega gwałtownemu zahamowaniu.Pasyujmują skoczka ze statecznym spokojem niczym mocne, męskie ramię;pod pachami daje się wyczuć ich podtrzymującą siłę.Szalony dreszczustępuje miejsca przyjemności bardziej statecznej.Ciało kołysze się zwolna w powietrzu, płynie niepewnie, dryfuje przez chwilę na lekkimwietrze; nigdy nie można dokładnie przewidzieć, w którym miejscustopy dotkną ziemi - czy na zboczu tego wzgórza, czy po tamtejstronie, w pobliżuTchnienie wiatru 49gajów pomarańczowych - i człowiek opada powoli jak zmęczonywędrowny ptak, spoglądając na dachy, drogi i krowy na łące; takpowoli, jakby miał wybór, jakby podejmował samodzielną decyzję.A potem jest już ziemia pod stopami, można więc wykonaćwyuczone salto, które ma osłabić wstrząs lądowania.W ciągu kilkusekund trzeba oprzytomnieć.Uspokaja się rozpędzona krew.Wymiarypowracają do normy.Jedynie dumne znużenie nadal przepełnia serceaż do chwili, kiedy wszyscy dołączą do dowódcy i pochłonie ich oży-wiony rytm przegrupowania.Tym razem wszystko to ma się wydarzyć nad Nof Harish.Starsi ludzie uniosą w górę wilgotne, zimne dłonie iprzesunąwszy czapki na czubek głowy, będą próbowali wypatrzećGedeona pośród kołyszących się na niebie szarych punkcików.Dzieciaki będą biegać po polach, również czekając w podnieceniu nalądowanie swego bohatera.Matka wyjdzie ze stołówki i stanie,spoglądając w górę i mamrocząc coś do siebie.Szymszon opuści nachwilę swoje biurko, może wyniesie krzesło na ganek i będzie sięprzyglądał całemu pokazowi, pełen melancholijnej dumy.A potem kibuc ugości całą jednostkę.W stołówce zostanąustawione dzbany z lemoniadą, połyskujące od chłodnego potu, i będąskrzynki jabłek, a stare kobiety upieką pewnie ciasteczka, któreozdobią napisami z lukru.O szóstej trzydzieści słońce wyrosło ze swego wielobarwnegokaprysu i z surową bezwzględnością wzbiło się ponad szczyty gór nawschodzie.Gęsty żar zawisł ciężko nad całą sceną.Blaszane dachyobozowych baraków rozbłysły oślepiającym blaskiem.Zciany zaczęływydzielać przygniatające, duszne opary, napełniając nimi wnętrzabudynków.Szosą, która wiodła wzdłuż ogrodzenia kibu-cu, posuwałasię ruchliwa procesja autobusów i ciężarówek: to mieszkańcy wsi imiasteczek ciągnęli już do miasta, aby obejrzeć defiladę wojskową.Wtumanach kurzu ledwie można było rozróżnić ich białe koszule; zoddali dobiegały urywki żywiołowej piosenki.Spadochroniarze zakończyli poranny przegląd
[ Pobierz całość w formacie PDF ]