[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Dziękuję - rzuciła i trochę speszona natychmiast chwyciła za kartę i zaczęła jąprzeglądać.- T jak, nadal uważasz, że świetność i Spokane to dwa sprzeczne ze sobą pojęcia?W czasie dwugodzinnego spaceru po mieście Chris pokazywał jej majestatycznebudynki z końca XIX wieku, kiedy to Spokane, dzięki znajdującym się w pobliżu kopalniomsrebra, przeżywało okres swojego rozkwitu.Nicole często przejeżdżała albo przechodziłaobok tych domów, nigdy jednak nie zwróciła na nie szczególnej uwagi.Dziś po raz pierwszynie mogła się oprzeć urokowi neoklasycystycznych fasad budynków stojących tu i ówdzieprzy Riverside Avenue i w pobliżu tej ulicy, zwłaszcza kiedy dowiedziała się od Chrisa, żeprojektant niektórych z nich, Kirkland K.Cutter, był w swojej epoce bardzo znanymarchitektem.- No, może trochę mnie przekonałeś - przyznała.- Ale to wszystko, co mipokazywałeś, to zamierzchła przeszłość.- A park Riverfront? - nie dawał za wygraną jej towarzysz.W 1974 roku w Spokane odbywały się Targi EXPO i na tę okazję nad rzeką, od którejmiasto wzięło swoją nazwę, urządzono olbrzymi czterdziestohektarowy park, obejmującydwie wyspy.Najpiękniejszym miejscem w parku są skalne progi, po których spływająkaskadami wody rzeki Spokane, tworząc imponujący wodospad.Nicole, nawet gdyby bardzo się starała, nie mogła odmówić uroku temu miejscu.- Ale ten park założono ponad ćwierć wieku temu - przypomniała Chrisowi.- Dziś tomiasto zupełnie pod upada.Nie widzisz tego?- Nie lubisz go, prawda?- Nie - powiedziała bez zastanowienia, po czym zawahała się.- Zresztą nie o tochodzi, czy lubię Spokane, czy nie.Po prostu nie chcę tu spędzić całego życia.Chris przyglądał jej się, ale nic nie mówił.- Ty tu mieszkasz od dwóch lat - ciągnęła po chwili Nicole, trochę zbita z tropu jegomilczeniem.- Gdybyś tak jak ja się tutaj urodził, nie zadawałbyś mi takich pytań.- Chyba się mylisz, sądząc, że każdy, kto się tu urodził, nie znosi tego miasta.Mojamama, na przykład, stąd pochodzi i wróciła tu wcale nie dlatego, że musiała.Nicole wiedziała, że Chris ma rację.Jej ojciec, którego rodzina mieszkała tu odpokoleń, wcale nie marzył o tym, by żyć gdzie indziej.Siostra opuściła miasto nie dlatego, żechciała się za wszelką cenę wydostać ze Spokane, lecz dlatego, że jej mężowi zaproponowanopracę w Nowym Jorku.Nicole pamiętała łzy ściekające po policzkach Dominique, kiedy tawyjeżdżała, i z całą pewnością nie były to łzy szczęścia.Sara zamierzała studiować wSpokane i nie wiązała swoich życiowych planów z innym miejscem.Większość ludzi,których Nicole znała, niezależnie od tego, czy życie układało im się lepiej, czy gorzej, niemyślało o tym, by stąd wyjechać.- A ty? - zapytała.- Goja?- Zostaniesz w Spokane?- Nie wiem - odparł Chris po chwili zastanowienia.- Na studia prawdopodobnie stądwyjadę, a potem.Nie wiem, jak mi się życie ułoży.Nie mam jeszcze dokładniesprecyzowanych planów.Wiem tylko, że jeślibym z jakichś powodów miał tu wrócić, nieuważałbym tego za karę.- Naprawdę nie czujesz się tu jak na zesłaniu? - spytała z powątpiewaniem w głosie.- Nie - odparł Chris, po czym dodał: - Zwłaszcza od jakiegoś czasu.Popatrzył przy tym na nią tak, że przez chwilę miała wrażenie, jakby to, co mówił,miało jakiś związek z jej osobą, w końcu uznała jednak, że coś sobie wyimaginowała, i znówwróciła do przeglądania karty.- Nie zajrzysz, co mają? - spytała, widząc, że jej towarzysz odsunął swoje menu.- I tak zawsze w końcu biorę hawajską na cienkim spodzie.A ty? Wybrałaś już coś?- Też hawajską, tylko że na grubym.Po godzinie zamówili jeszcze po coli, bo dawno już zjedli swoje porcje, a jakośżadnemu z nich nie chciało się wychodzić z pizzerii.Nicole na wszelki wypadek uprzedziła rodziców, że może wrócić trochę pózniej, ibardzo się z tego cieszyła, bo od dawna nie czuła się tak dobrze jak w towarzystwie Chrisa.Rozmawiali o muzyce, filmach, o fotografowaniu i czas upłynął im tak niepostrzeżenie, żedopiero kiedy zauważyła znaczące spojrzenie kelnerki, zerknęła na zegarek i zorientowała się,że siedzą tu już od prawie trzech godzin.W sobotnie wieczory w pizzerii wszystkie stolikibyły zajęte i przy drzwiach stała właśnie para, czekająca, aż coś się zwolni.- Ale się zasiedzieliśmy - powiedziała Nicole i uśmiechnęła się do Chrisa.- Chybatrzeba będzie zwolnić miejsce dla następnych zgłodniałych.Chłopak, spoglądając na zegarek, pokręcił głową z niedowierzaniem.- Tak fajnie mi się z tobą rozmawiało, że nie miałem pojęcia, że siedzimy tu aż takdługo.- Mnie z tobą też - odwzajemniła się i nie była to z jej strony tylko uprzejmość.Czułasię tak wspaniale jak nigdy dotąd, tak jak mogłaby się czuć w Nowym Jorku, Los Angeles,Rzymie, Paryżu.wszędzie, tylko nie w Spokane.Chris tymczasem dał znać kelnerce, że chce zapłacić.Kiedy Nicole sięgała do torebkipo portfel, złapał jej dłoń i chwilę przytrzymał.- Nie, ja zapłacę - oznajmił.- Mówiłaś przecież, że straciłaś pracę i na razie niemożesz znalezć nowej.Jak ci się uda jakąś znalezć, to wtedy ty zaprosisz mnie, zgoda?- Zgoda - odrzekła i zorientowała się, że Chris wciąż trzyma jej dłoń.Dopiero po chwili, nieco spłoszony, cofnął rękę.- Teraz przynajmniej wiem, że jeszcze kiedyś przyjdziesz ze mną na pizzę -powiedział.- Na twoim miejscu nie byłabym tego taka pewna.Od miesiąca szukam tej pracy i nic.- Znajdziesz, wcześniej czy pózniej znajdziesz - zapewnił ją Chris.Kiedy to samo mówili jej rodzice, Nicole się irytowała.Te same słowa,wypowiedziane przez niego, wcale jej nie zezłościły, lecz dodały otuchy.Myślała o tym przed zaśnięciem i trochę ją to zaniepokoiło.W ogóle to, co się z niądziało, było mocno niepokojące.Zaczęła sobie wyliczać wszystkie symptomy, którewskazywały na to, że zaczyna zbaczać z drogi prowadzącej ją do wytyczonego celu.Po pierwsze, jest biedniejsza o trzydzieści pięć dolarów, które wydała na to, żebyspodobać się chłopakowi.Po drugie, dała się przekonać, że w jej rodzinnym mieście nie wszystko jest byle jakie,że są w nim miejsca piękne, godne podziwiania.Po trzecie, spędziła z Chrisem kilka godzin, czując się w tym czasie tak, jakby wcalenie była w Spokane
[ Pobierz całość w formacie PDF ]