[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Może rzeczywiście nie ma to bezpośredniego związku zinteresami - przyznała Kathleen.- Jednak w moim środowisku umowyustne mają moc prawną.Nie rzucam słów na wiatr, bez względu nakontekst.- Wobec tego, zawarliśmy umowę, Kathleen.Spojrzała mu woczy.- Pod warunkiem, że wy, Carltonowie, wyznajecie te samezasady co my, Duganowie.Ben roześmiał się.- Och, kochanie, myślę, że w tym przypadku możesz być pewna.Czekałem stanowczo zbyt długo na sfinalizowanie tej transakcji.188RSROZDZIAA 12Kathleen denerwowała się bardziej niż przed swoją pierwszą wżyciu randką, jeszcze w szkole średniej.Wprawdzie tłumaczyła sobie,że to perspektywa wspólnej nocy z Benem sprawia, iż jest takaroztrzęsiona, ale prawda wyglądała tak, że z drżeniem serca czekałateż na jego opinię o swojej galerii.Miała nadzieję, że uzna ją za godnąreprezentowania jego malarstwa na rynku dzieł sztuki.Przez całe popołudnie sprzątała, sprawdzała oświetlenie obrazówBorisa i poprawiała dekoracje świąteczne, które skończyła rozwieszaćpoprzedniego wieczora.Gdy tuż przed trzecią rozległ się dzwonek, omal nie wyskoczyłaze skóry.Okazało się jednak, że to nie Ben, tylko jego bratowa.- Spodziewałaś się kogoś innego? - zapytała Melanie zdomyślnym uśmiechem, widząc jej zawiedzioną minę.- Nie, raczej nie - rzuciła obojętnie Kathleen.Ben miał pojawićsię dopiero za kilka godzin.- Czyżby? Słyszałam, że mój szwagier się tu wybiera.- Mogę wiedzieć, skąd masz tę wiadomość? Umówiliśmy sięzaledwie kilka godzin temu.- Nie znasz Carltonów? - kwaśno uśmiechnęła się Melanie.- Benwspomniał Destiny, że wybiera się do miasta.Potem rozmawiał zMackiem, który już o tym wiedział i domyślił się, że przyjeżdżazobaczyć się z tobą.Ben nie zaprzeczył, a resztę łatwo zgadnąć.Wiadomość rozeszła się lotem błyskawicy.Gdybym potrafiła działać189RSrównie szybko i skutecznie, moja firma znalazłaby się wśródpierwszej pięćsetki.- Jak możesz z tego żartować? - obruszyła się Kathleen.- Niemęczy cię to, że praktycznie cała rodzina dowiaduje się przed tobą, cosię dzieje?- Na ogół tak - przyznała Melanie.- Ale czasami udaje mi sięzachować coś w tajemnicy.Mam potem niezły ubaw, kiedy wszyscyprzeżywają szok.Nikt, na przykład, nie wiedział, że spodziewam siędziecka.Dowiedzieli się dopiero wtedy, kiedy uznaliśmy zRichardem, że pora ich zawiadomić.Oczywiście Destiny domyśliłasię znacznie wcześniej, jednak tym razem zachowała dyskrecję.Ale itak zna pewnie termin porodu co do sekundy.Może to kwestiaintuicji, a może ma swoje wtyczki nawet w niebie.Kathleen roześmiała się.- Jeśli już o tym mowa, czy Richard wie, że chodzisz sobie pomieście, skoro dziecko ma się urodzić lada moment?Melanie wzniosła oczy do nieba.- Nie.Wymknęłam się z biura, kiedy on był uziemiony nakonferencji.- Spojrzała znacząco na Kathleen.- Pomyślałam sobie, żemoże potrzebujesz rady, co na siebie włożyć.- Słucham?- Na tę wielką randkę.Kathleen popatrzyła na swoją długą spódnicę i kolorową tunikę.- Nie zamierzałam się przebierać - powiedziała.-Uważasz, że tozły strój?190RSMelanie zlustrowała ją od stóp do głowy.- Do sprzedawania obrazów w sam raz.Ale nie, jeśli chceszkogoś uwieść.Kathleen oblała się rumieńcem.- Nikomu nie mówiłam.Ben też z pewnością nie powiedział.- Nikt nie musiał nic mówić.To oczywiste dla każdego, ktoobserwuje wasz kontredans.- Melanie zaśmiała się cicho.- Niewstydz się.Ciesz się raczej, że udało mi się przekonać Destiny, że toja powinnam przyjść z tym do ciebie.Ona jest dziś taka z siebiezadowolona, że pewnie doprowadziłaby cię do szału.Kathleen głośno jęknęła.Tego jeszcze było jej trzeba.Nie dość,że jest strzępkiem nerwów, to jeszcze cała rodzina Bena czeka zzapartym tchem na wynik tej nocy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]