[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pies chwycił za zwisający koniec. %7łeby cię! zaklął Match pod nosem. Już dobrze, widzę, że się nie odczepisz.Podniósł ośliniony patyk, rzucił.Pies pognał za nim z radosnym ujadaniem.Matchskrzywił się.Tego nie przewidział.Reszta potoczyła się zgodnie z obawami.Za wozem zabrzęczał łańcuch, niedzwiedzzasapał, buda zakołysała się, jakby zwierz szarpał łańcuch, albo czochrał się o koło.Płachtauniosła się, wyjrzała spod niej rozczochrana główka Bethie.Dziewczynka przecierała oczy ześmiesznie otwartą buzią.Tyle z mojego niepostrzeżonego odejścia, pomyślał Match.Powstrzymał się, by niekopnąć kundla, który tymczasem zdążył przynieść patyk.Pierwszy z wozu zeskoczył potężny kuglarz.Ziewał rozdzierająco.Był półnagi, długiesiwe włosy opadały mu na plecy i barki, zasłaniając tatuaże na ramionach.Z tego, co mógłdostrzec Match, dość nieprzyzwoite. Cicho, Stan rzucił kuglarz w stronę pomrukującego niecierpliwie niedzwiedzia.Cicho, micha będzie pózniej.Podszedł do Matcha, uśmiechnął się.Ten odwzajemnił uśmiech, zaskoczony. Widzę, że nic nie zeżarło cię w nocy powiedział stary. Ano, nic odparł Match, wpatrując się w potężnie umięśnioną klatkę i brzuchmężczyzny.Na piersiach nie było wiele tatuaży, tylko ogon węża, zaczynający się wysoko, wpołowie mostka, schodzący fantazyjnymi zygzakami w dół.Dalej wąż ginął w spodniach.Kuglarz złowił jego spojrzenie. No to już wiesz, co pokazuję mruknął. Zazwyczaj za namiotem.Nie uwierzysz,mieszczki po parę pensów potrafią dać.Match nie widział powodu, by nie wierzyć. Dlatego nazywają mnie Snake dodał kuglarz. I muszę powiedzieć, że wolę to imięod tego, które na chrzcie mi dano. Jakie? spytał Match obojętnie.Nie, żeby go to interesowało, ale nie chciał byćnieuprzejmy. Lepiej nie pytaj. Snake roześmiał się dość ponuro. Nawet żabcia go nie zna.I niepozna, póki żyję.Match pokręcił głową.Nie miał już zamiaru pytać.Niedzwiedz za wozem kręcił się corazbardziej, łańcuch podzwaniał.Stary skrzywił się. Widzisz go? Jaki wkurzony? Tańczyć nie chce, ale do michy mu spieszno.Gotowaćtrzeba, jagły z mięsem, bo już zęby nie te, świeżego nie daje rady.Dobrze, że lasamiciągniemy zwykle, jelonek się zawsze jakiś trafi.Chodz, zobaczysz.O dziwo, niedzwiedz z rana cuchnął jakby mniej.Może dlatego, że nie ział mu prosto wtwarz, ani nie próbował polizać.Na widok kuglarza wspiął się na tylne łapy, począł kołysaćłbem z boku na bok.Match spostrzegł, że nie jest całkiem ślepy, jak mu się wczorajwydawało.Lewe oko zaszło bielmem, ale prawe, przekrwione wprawdzie, spoglądało bystro izłośliwie.Zwierz począł przestępować z łapy na łapę, obracać się w miejscu.Snake roześmiałsię. No popatrz tylko! Wskazał na tańczącego niezdarnie niedzwiedzia. Wie, że nic zadarmo.Tylko by żarł i żarł.Miś opadł na cztery łapy, widać zrozumiał znajome słowo.Kołysał ciężkim łbem na lewoi prawo, z pyska wysunął się długi, sinoczerwony jęzor.Kuglarz podszedł do niego, wplótłpalce w długą sierść, przeczesywał ją pieszczotliwie.Niedzwiedz zamruczał.Matchspostrzegł, jak zmienia się twarz Snake a, wygładzają twarde rysy.Odwrócił wzrok.Stary dostrzegł jego zmieszanie. Zawsze był ze mną, odkąd pamiętam powiedział miękko. Zawsze.Jeszcze raz potargał zmierzwioną sierść.Poklepał pieszczotliwie po głowie. Można się przyzwyczaić nawet do takiego leniwego śmierdziela.Eh, roztkliwiam się, aon by tylko żarł! %7łarł! charknął niedzwiedz.Zabrzmiało to prawie po ludzku, tak wyraznie, że Match się roześmiał.Snake zawtórowałmu na całe gardło. Chodz. Pociągnął go za rękaw. Dam staremu śmierdzielowi jego michę, niech sięcieszy.Zapracował sobie na nią.Ruszyli w stronę wygasłego prawie ogniska, z osmolonym kociołkiem zawieszonym nadwęglami. Zawsze tak jest zagderał kuglarz. Wstaje rano, latawica jedna, a nie dopilnuje, znówsię pewnie jagły nie dogotowały.A nie uwierzysz, jaki on wybredny potrafi być, i złośliwy.Pacnie łapą w miskę, wywali, jak mu tylko nie w smak. Zamieszał w kociołku drewnianąkopyścią. No, tym razem miała szczęście mruknął.Obejrzał się. A ty nie stój tak powiedział. Nakarmię bydlaka, nic tu teraz po tobie, rękę potrafiodgryzć, jak głodny.Wez cebrzyk, wody ze strumienia przynieś.Match niezdecydowany przestąpił z nogi na nogę. No co jest? skrzywił się Snake. Może powiesz, że babska robota? Nie o to chodzi.Widzisz, dziękuję ci bardzo za wszystko.Ale muszę już ruszać.Kuglarz wyprostował się, chwilę spoglądał uważnie. Cóż, nie zatrzymuję odrzekł wreszcie. Skoro chcesz. Muszę, Snake przerwał mu Match.Stary pokręcił głową. Wiem, że musisz.Powiem ci tylko, że to bez sensu, pewnie pierwsi staniemy wmieście.Nie masz konia i raczej go po drodze nie znajdziesz, a nie wyglądasz mimo wszystkona takiego, który ściągnie z wierzchowca pierwszego napotkanego jezdzca.A i powiem cijeszcze jedno łatwiej ci będzie do miasta z nami wjechać, Match. Nie. zaczął Match, zanim dotarło do niego, jak nazwał go Snake. Zaraz! No i sam widzisz roześmiał się kuglarz. Skoro ja cię poznałem, to i inni mogą.Achyba ci na tym za bardzo nie zależy, zgaduję.Match zmarszczył brwi.Twarz Snake a nie wydawała mu się znajoma. Nie wysilaj się, nie znasz mnie. Oczy kuglarza zwęziły się złośliwie. Cóż, nie byłemwtedy jeszcze sławny, nawet nie miałem czego pokazywać, no wiesz, mieszczkom.Staredzieje, Match.Ale ty się wiele nie zmieniłeś.Popatrzył mu prosto w twarz. Ot, blizn przybyło.Ale wciąż masz taką otwartą gębę, co to nic nie ukryje.Jak wtedy,kiedy pierwszy raz cię zobaczyłem. Machnął ręką.Match był zły, zupełnie nie potrafił skojarzyć, skąd ów człowiek mógł go znać. Nie wysilaj się powtórzył Snake. Nie mogłeś znać wszystkich, którzy się z tobą polesie kręcili.Przystałem do was pózno, pod sam koniec. Nie byłeś wtedy siwy powiedział wolno Match. Byłeś.Snake spoważniał. Tak odparł. Byłem jednym z tych, których zgarnąłeś z gościńca, że się tak wyrażę.Tych głupich, co to myśleli, że prowadzisz całkiem porządny zbójecki interes, a nie prywatnąwojnę.Jak widzisz, uniknąłem stryczka.I nawet wyszedłem na ludzi.Match pokręcił głową. Snake.; Nie, Match przerwał mu kuglarz. Nie w tym rzecz
[ Pobierz całość w formacie PDF ]