[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Lorraine.- Lorraine?! Ta piękna dziewczyna?!- Mo\e jej dusza nie jest równie piękna jak cała reszta.- Najpierw Sarina, teraz Lorraine.- George ze smutkiem potrząsnął głową.- Upiorny oddziałkobiecy.- Jak na to wpadłeś? - spytał Josip.- Prosta arytmetyka.Eliminacja.Lorraine wychodziła wieczorem na spacer i bardzo szybko wróciła.Nie wychodziła po to, \eby się przejść, nie.Wychodziła po coś innego po informację.Byłeś z nią,Josip.Pamiętasz, \eby robiła, czy mówiła coś dziwnego?- Ona wcale nic nie robiła.Szła.I mówiła mało.- Tym łatwiej mogłeś wszystko zapamiętać, prawda?- Mówiła, \e to dziwne, \e nie ma nazwy hotelu na zewnątrz.Powiedziałem jej, \e jakoś się jeszcze dotego nie zabrałem, ale hotel nazywa się hotel Eden.Mówiła te\, \e to śmieszne, \eby nigdzie nie byłowywieszek z nazwami ulic, więc powiedziałem jej nazwę ulicy.Ha! W ten sposób poznała i nazwęhotelu, i adres, tak?- Ano tak.- Petersen wstał.Do łó\ka! Chyba nie spędzisz tu reszty nocy, George?- Oczywiście, \e nie.- George wyciągnął butelkę zza kontuaru.Ale my, akademicy, musimy mieć kilkaspokojnych chwil na medytacje.W południe Petersen i jego współpodró\ni wcią\ jeszcze znajdowali się w hotelu Eden.Zasiadaliwłaśnie do obiadu, bez którego Josip nie chciał ich wypuścić.Jak się miało okazać, obiad mógłspokojnie stawać w szranki z powitalną kolacją.Jedno miejsce przy stole było jednak wolne.- A gdzie jest profesor? - zapytał Josip.- W łó\ku.George jest dziś niedysponowany.Cierpi na ostre bóle \ołądka.Przypuszcza, \ezaszkodziło mu coś, co zjadł na kolację - wyjaśnił Petersen.- Zaszkodziło mu coś z kolacji?! - oburzył się Josip.- Jadł dokładnie to, co wszyscy, rzecz jasna wdu\o większych ilościach, a wszyscy inni są zdrowi.Zaszkodziła mu moja kolacja? Rzeczywiście! Jawiem, co dokucza profesorowi.Kiedy dziś rano zszedłem na dół, w jakieś dwie godziny po tym, jakposzliście spać, profesor wcią\ tu jeszcze siedział i, jak to nazwał, medytował.- To wiele tłumaczy.Faktycznie, tłumaczyło wiele, lecz nie wyjaśniało wyglądu George'a, gdy zjawił się na dole wjakieś dziesięć minut po rozpoczęciu obiadu.Usiłował uśmiechnąć się blado, ale nie sprawiał wra\eniaszczególnie wymizerowanego.- Przepraszam za spóznienie.Major zapewne wam mówił, \e zle się czuję, ale skurcze ustąpiły, więcpomyślałem sobie, \e mo\na by coś niecoś przekąsić i uspokoić \ołądek, sami rozumiecie.Do godziny pierwszej \ołądek George'a uspokoił się widać zupełnie.W ciągu pięćdziesięciuminut, jakie upłynęły od chwili, gdy usiadł za stołem, zdą\ył zjeść dwa razy tyle co inni i bez \adnegowysiłku opró\nić dwie butelki wina.- Nale\ą ci się gratulacje, George - odezwał się Giacomo.- Dopiero co na ło\u śmierci, a teraz ho! ho!Co za niezwykły popis!- Nie ma o czym mówić - zaprotestował skromnie George.- W wielu dziedzinach jestem niezwykłymczłowiekiem.Petersen usiadł na łó\ku w pokoju George'a.- No i.?- No i niezle.Poza jedną sprawą odparł George.- Natknąłem się na dwie rzeczy, których nigdy bym sięnie spodziewał znalezć w baga\u tak arystokratycznej damy: na maleńką skórzaną walizeczkę zkilkoma bardzo wyszukanymi narzędziami do otwierania zamkniętych drzwi oraz na niewielkiemetalowe pudełko z saszetkami zawierającymi jakiś płyn.Po naciśnięciu ten płyn zmienia się w gaz.Powąchałem odrobinę.To na pewno jakiś środek odurzający, czy usypiający.Interesujące jest to, \eowo pudełeczko, choć mniejsze ni\ pojemnik Alessandra, jest zrobione z tego samego materiału i taksamo wyściełane wewnątrz.Co zrobimy z naszą młodą czarownicą?- Zostawimy ją w spokoju.Nie jest niebezpieczna.Gdyby była, nie popełniłaby tak szkolnego błędu.- Mówiłeś, \e wiesz, kto doniósł.Będzie się zastanawiać, dlaczego jej nie demaskujesz.- Niech się zastanawia.Zobaczymy, co z tym fantem zrobi.- Ano właśnie - zgodził się George - ano właśnie. Rozdział VITu\ po drugiej, kiedy Petersen wyje\d\ał z Mostaru skradzioną cię\arówką, padał gęsty śniegi temperatura spadła poni\ej zera.Dziewczyny siedziały obok niego milczące i zamknięte w sobie, aleto nie wywierało na Petersenie \adnego wra\enia.Odprę\ony i pogodny, jechał nieśpiesznie jakbynigdy nic, a gdy nie zatrzymywany minął punkt kontrolny w Potoci, zwolnił jeszcze bardziej.Zwolniłnie dlatego, \e zmienił mu się nastrój, tylko ze względu na stan drogi, po której jechali.Droga byławąska, kręta, o spękanej nawierzchni i rozpaczliwie domagała się ekipy remontowej, która od lat ju\tam nie zaglądała.Co więcej, w pewnym momencie zaczęła piąć się stromo w górę, jako \e dolinaNeretvy zwę\ała się gwałtownie po obu stronach rzeki, a sama rzeka opadała coraz ni\ej i ni\ej, a\wreszcie wijącą się drogę dzieliła od rwących wód Neretvy urwista, pionowa ściana wysoka na kilkasetstóp.Biorąc pod uwagę zakręty, brak barierek ochronnych czy murku zabezpieczającego samochódprzed obsunięciem się ze śliskiej nawierzchni w przepaść oraz fakt, \e sama rzeka stopnioworozmywała się w śnie\nej nawałnicy, nie była to trasa podnosząca na duchu kogoś obdarzonegowyobraznią, bądz nerwowym usposobieniem.Sądząc po zaciśniętych pięściach i przera\eniumalującemu się na twarzach dziewczyn, mo\na było z powodzeniem wnosić, \e albo mają imaginację,albo są nieco zdenerwowane.Petersen nie usiłował ich uspokajać ani pocieszać.Nie przez gruboskórnąobojętność, ale dlatego, \e widząc to, co widziały, i tak nie dałyby wiary ani jednemu słowu otuchy.Ich ulga była prawie namacalna, kiedy nagle zjechali z drogi w wąski wąwóz, którynieoczekiwanie, a dla Sariny i Lorraine wręcz cudownie, rozwarł się w pionowej ścianie z prawejstrony.To, po czym teraz jechali, przestało ju\ być co prawda drogą i zmieniło się w krętą koleinędającą ledwie minimalną przyczepność dla nieustannie buksujących kół cię\arówki, za to nie dało sięstąd \adnym sposobem spaść, bo z obu stron napierały urwiste ściany litej skały.Pięć minut pózniejPetersen zatrzymał samochód, zgasił silnik i zeskoczył na ziemię.- Dalej nie jedziemy - oświadczył.- W ka\dym razie nie tym wozem.Zostańcie tutaj.- Przeszedł na tyłcię\arówki, rozchylił plandekę, oznajmił to samo siedzącym w środku mę\czyznom i zniknął wtumanach śniegu.W kilka minut był ju\ znów z nimi.Siedział obok kierowcy przedziwnego, odkrytego pojazduprzypominającego niewielką cię\arówkę, z której ścięto dach i tył.Kierowca opatulony w ciepły,wełniany płaszcz koloru khaki mógł być reprezentantem ka\dej narodowości
[ Pobierz całość w formacie PDF ]