[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jestem zmęczony.Bękart nieumie niestety prowadzić samochodu.- Zgoda - rzekłem.- Zatrzymajmy się na najbliższej stacji.I tak zrobiliśmy.- Na pojutrze zapowiadają tornado w stanie Oklahoma - poinformował nas Livelockwpatrzony w ekran wysłużonego telewizora w rogu baru.Z apetytem wcinał ogromnychrozmiarów hamburgera z musztardą, ale nagle wstał i podgłośnił odbiornik.Przylizanyprezenter ze śnieżnobiałym garniturem uzębienia ostrzegał mieszkańców stanu Oklahoma igraniczących z nim terenów sąsiednich stanów o nadciągającym niebezpieczeństwie.- Mamnadzieję, że uda nam się czmychnąć przed zawieruchą.- Przed nami setki mil sennej drogi po Wielkiej Równinie - zagadnęła dziewczyna.-Możemy teraz nadrobić drogę i przydusić nieco pedał gazu.- Ba - prychnął dziennikarz - Nie mamy znowu takich dobrych samochodów.Nie zamierzałem zdradzać Livelockowi zalet wehikułu, ale opowiedziałem ofałszywej doktor Fallstone.- Zaczyna się robić ciekawie - zaświeciły się oczy Livelocka, a następnie zapaliłpapierosa bez filtra.- I w ogóle jest pan bystrzejszy niż wygląda.- Czy to pana martwi?- Mnie? - zaperzył się.- Tak tylko zauważyłem.- Muszę natychmiast zadzwonić do instytutu - oświadczyła nagle Katarzyna.- Izbierajmy się, jeśli chcemy zdążyć do Oklahoma City przed zmrokiem.Dziewczyna wstała.Zdecydowanym ruchem ręki powstrzymałem idącego w jej śladyLivelocka.- Tylko niech pan przyrzeknie, że nie napisze nawet jednego słowa o tej Fallstone -popatrzyłem na niego poważnie.- Przyrzeka pan?- Bez dwóch zdań - odpowiedział.- I-dio-ta - zaskrzeczał Bękart, aż kilku klientów obejrzało się na nas.Szczególniejeden z nich prezentował się nad wyraz groznie ze swoimi imponującymi bicepsami ipotężnym torsem w obcisłej, bo aż pękającej w szwach koszulce.Osobnik świdrowałLivelocka nienawistnym spojrzeniem i już nawet zamierzał wstać, aby rozliczyć się z nim zaowego idiotę.Sytuacja była doprawdy grozna, ale nasz dziennikarz posłał osiłkowi czarującyuśmiech i rzekł:- To nie o pana chodziło.To ja jestem idiota.W ten sposób Livelock uratował własną skórę.Przed wyruszeniem w dalszą podróż zatankowaliśmy samochody.Potem Livelockposzedł jeszcze kupić dla Bękarta nasiona i inne papuzie smakołyki.Katarzyna chodziła potarasie baru z telefonem komórkowym przytkniętym do ucha, a gdy wróciła podzieliła się zemną nowinami z instytutu.- Nadal nic nie wiadomo o tej fałszywej Fallstone - rzekła.- Przepadła.Na szczęście Jezdzcy Piekieł okazują zniecierpliwienie i chcą sprzedać obraz Panterasowi.- Musimy się zatem spieszyć, aby na czas transakcji zdążyć do Los Angeles.Jechaliśmy ze stałą prędkością stu mil na godzinę.- A teraz proszę mi dokończyć opowieść o hrabim Korwin-Milewskim -zaproponowała.I opowiedziałem jej co nieco o dalszych losach tego szlachcica.Katarzynę interesowały przede wszystkim skandale i bujne życie hrabiego.Alemusiałem też wspomnieć o jego podróżach po Europie i zmianach miejsc zamieszkania, któreniewątpliwie stymulowały pasję kolekcjonerską.Bywał zatem w Gieranonach, Wiedniu,Wilnie (miał tam pałacyk na ulicy Zwiętojańskiej), podróżował jachtem Litwa po świecie,znowu odwiedzał Litwę (%7łemosław), aż wreszcie w roku 1905 zakupił od arcyksięcia KarolaStefana Habsburga wyspę Sveta Katarina* [Wyspę nabył 21 kwietnia 1905 r.za 92 tys.koron,ale bywał już na niej od 1900 r.] na Adriatyku.Na wyspie wybudował wspaniały pałac, wktórym jednak nie mieszkał na stałe.Ciągle podróżował.Bywał w Petersburgu, Wiedniu,Zurychu, Paryżu, Berlinie i Londynie.Jego podróże związane były nie tylko z ciekawościąświata, ale i z niespokojną duszą.Po zakończeniu pierwszej wojny światowej hrabia skupił sięna swoich własnych sprawach, to jest na procesach sądowych i sporach.Zrujnowany ischorowany zmarł w 1926 roku w szpitalu w Puli na Istrii.Jego zwłoki spoczęły nacmentarzu w Rovinju.Cóż wspólnego z Ameryką miał ten nieprzeciętny człowiek? Oto było pytanie, naktóre musiałem odpowiedzieć.Po posiłku nieopodal Arkansas Art Center w sąsiedztwie parku MacArthura w LittleRock udaliśmy się w dalszą podróż.Do przebycia pozostał nam ostatni odcinek drogi,prowadzący przez postrzępione granie i turnie rozdzielone szerokimi dolinami rzekiArkansas, oddzielającej północną wyżynę Ozark od gór Ouachitas na południu.- Dolina rzeki była kiedyś naturalnym szlakiem bizonów ze wschodu na zachód -poinformowała mnie Katarzyna.- Aż do lat dwudziestych XIX wieku, kiedy to pojawiły sięparowce.Jeśli chodzi o góry Ouachitas, to są one wyjątkowe.Ich główny łańcuch biegnie zewschodu na zachód, a nie jak wszystkie łańcuchy górskie w Ameryce z północy na południe.Fort Smith ze swoją atmosferą Dzikiego Zachodu był ostatnim miastem w Arkansas.A potem jeszcze czekało nas niespełna dwieście mil autostrady do Oklahoma City.Ale też ibyła to cudowna podróż nad przepaściami, surowymi brzegami jezior i dzikimi rzekami.Jadąc wygodną szosą poprzez pełne surowości tereny podgórskie, mijając liczne zakręty zurzekającym widokiem na gigantyczne zielone doliny poprzecinane głębokimi korytami rzeki jeziorami, nie żałowałem mojego przyjazdu do Stanów Zjednoczonych.Jednak ta amerykańska przygoda miała dwie strony medalu.Pierwsza, ta przyjemna, była związana zobecną podróżą i jej przyrodoznawczymi przeżyciami, druga dotyczyła sprawy obrazów zzaginionej kolekcji hrabiego Korwin-Milewskiego.Ta druga strona medalu wciążpozostawała wielką niewiadomą, a przez to stawała się coraz bardziej zagadkowa iekscytująca.O dwudziestej dotarliśmy wreszcie do Oklahoma City, miasta położonego na jednymz największych pól roponośnych w Stanach, za którym rozciągały się na zachód setki milmonotonnych i płaskich obszarów prerii.Nocleg znalezliśmy w motelu z pseudoindiańskim wystrojem trzy przecznice napółnocny wschód od autostrady.Nie było czasu na zwiedzenie miasta, ale nie było tutaj nicszczególnego do zobaczenia.Niezbyt wysokie drapacze chmur w staroświeckim stylu, lokalegastronomiczne i kwitnące życie nocne w centrum miasta nie zachęcały do spaceru.AtrakcjeNational Cowboy Hall of Fame umieszczonej na szczycie wzgórza Persimmon z ichindiańskimi i kowbojskimi zbiorami i kiczowatymi obrazami nie mogły zaspokoić moichgustów.Poza tym musieliśmy się wyspać, aby rano wyruszyć w dalszą podróż na zachód iuciec przed zapowiadanym tornado.Zjedliśmy wyborne steki i rezygnując z planowanejwcześniej lampki wina poszliśmy do swoich pokojów.Katarzyna wzięła jedynkę, a my zLivelockiem rozlokowaliśmy się w dwójce.Jak na złość trafiliśmy do najtańszego pokoju bezłazienki, co należało w Ameryce do rzadkości.Pierwszy poszedłem do łazienki znajdującej się w końcu korytarza, a gdy wróciłemodświeżony, Livelock złapał za ręcznik i torebkę z kosmetykami, a następnie wyszedł.Bękart zajadał w klatce jakieś orzeszki i nasiona, a ja w tym czasie odebrałemwiadomość tekstową.Paweł donosił w telegraficznym skrócie:Jenny się nie zjawiła.Gene Livelock to etatowy dziennikarz NYS.Obecnie wterenie.Ukazał się numer z wiadomością o fałszywej doktor Fallstone! Czekamy na wynikianaliz próbek.PawełA zatem zgodnie z moimi wcześniejszymi podejrzeniami, panna Jenny McKim niebyła dziennikarką.Autorem artykułu o moim przyjezdzie do Ameryki był Gene Livelock.Ale drań zakpił sobie ze mnie i złamał przyrzeczenie! Obiecał przecież nie pisać ofałszywej doktor Fallstone.Skorzystał z jakiejś okazji, gdy był sam i zadzwonił pewnie doredakcji z telefonu komórkowego
[ Pobierz całość w formacie PDF ]