[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wszyscy zerwali się z miejsc, by obejrzeć skarby.Były tam tuby z obrazami, szachownica z jasnymi polami kości słoniowej i ciemnymibursztynu, ze złotymi figurami w ozdobnej szkatule z drzewa migdałowego, srebrne zastawy,ale - przede wszystkim aluminiowa skrzynka.To ją wyjąłem i położyłem na ołtarzu.Wszyscytłoczyli się przy skrytce, ale Izabela i Marc dyskretnie mnie obserwowali.- To jest mroczny obiekt pożądania wielu osób - postukałem w wieko skrzynki.- Co to jest? - zapytał dyrektor.- Plany tajnej broni Trzeciej Rzeszy, najprawdopodobniej gazu bojowego -wyjaśniłem.W tym momencie drzwi biblioteki otworzyły się z hukiem i do środka wszedłmężczyzna ubrany na czarno, w kominiarce, z pistoletem w dłoni.Wymierzył we mnie, rękąwykonał gest żądając podania skrzynki.- Kto to jest? - zapytał Torquemada.- Trzeci przyjaciel Izabeli - odparłem.- Oddaj mu to - powiedziała Izabela.- Paweł, przesadziłeś z tanim efekciarstwem iprzegrałeś.- Przedstawiam wszystkim Jerzego Baturę - starałem się zachować spokój.- Jerzy,możesz zdjąć kominiarkę.Nie odzywał się, tylko powtórzył nerwowy gest ręką.Spostrzegłem, że Hiszpanodwrócony plecami do zamaskowanego osobnika próbuje dyskretnie wyjąć swój pistolet spodmarynarki.- Pan ma tylko gumowe pociski, on prawdziwe - ostrzegłem go.Izabela zerknęła na Torquemadę, potem na przybysza.- Paweł, oddaj mu to, bo nas powystrzela - powiedziała.Kątem oka widziałem, jak Afrodyta stara się zasłonić sobą Małgosię, Michała imojego szefa.Prosiłem ją, by na ten wieczór założyła kamizelkę kuloodporną ipodejrzewałem, że pod luzną koszulą skrywała to zabezpieczenie.Miała też broń, której miałaużyć tylko w ostateczności.- Jerzy, czy jesteś pewien Izabeli? - starałem się grać na zwłokę.Mężczyzna wymownym gestem skierował broń w kierunku Afrodyty i zawahał się.Musiał rozpoznać kobietę, która go aresztowała, gdy poszukiwaliśmy hitlerowskiego skarbuukrytego na Mierzei Wiślanej.- Masz! - pchnąłem skrzynkę po długim bibliotecznym stole.- I tak daleko z tym nieuciekniesz.Zabrał kuferek i uciekł, starając się jak najdłużej mieć na celowniku Afrodytę.Słyszeliśmy jego kroki w holu, gdy biegł do wyjścia.- Skąd on wiedział, kiedy wejść? - zapytał Torquemada.- Podsłuchiwał z sali narad - wyjaśniłem.- Mariusz opowiedział Agnieszce, jakgrałem ducha, a ta o wszystkim powiedziała Izabeli.- Wiedział pan i.- dyrektor długo szukał odpowiednich słów -.pozwolił na towszystko?- Tak, bo chcieliśmy, żeby Baturą zajęła się policja - wtrącił się pan Tomasz.- Drugiraz skazany za napad dłużej posiedzi w więzieniu.Policja powinna zatrzymać go napodjezdzie zamku.Afrodyto, tak to ustaliłaś z kolegami?- Ona jest policjantką? - zdziwiła się Izabela.- Niczego nie ustalałem, bo pan miał z nimi rozmawiać - odpowiedziała Afrodyta.- Nikt nie będzie czekał na waszego Baturę - oświadczyła Izabela.- Są blokady nadrogach, ale mają go skierować w stronę przejścia granicznego.Ma opuścić terytoriumPolski.- Co?! - krzyknąłem zdumiony.- Mówiłam, że utrę ci nosa? - Izabela uśmiechnęła się.- Cała wasza misterna gra nanic.- Kim pani właściwie jest? - zapytał pan Tomasz.- Nikim, pracuję w agencji rządowej.Celem naszej operacji było wykorzystanieBatury jako przynęty na o wiele grubszą rybę.- To wszystko udzie mu płazem? - upewniła się Afrodyta.- Tak, sikoreczko - Izabela uśmiechnęła się triumfalnie.- O, nie! - krzyknąłem i ruszyłem do drzwi.- Pomogę ci - zapowiedział biegnący za mną Mariusz.Marc ruszył w nasze ślady bez słowa.- Nie jestem sikoreczką - Afrodyta syknęła w twarz Izabeli.Policjantka w biegu przeładowywała broń i szukała w kieszeniach kluczyków dosamochodu.Wybiegłem na podjazd i skierowałem się do bramy.- Chcesz go gonić na piechotę?! - krzyczał Mariusz.Za nami ryknęły silniki uruchamianych samochodów.Pierwsza obok nas przejechałaAfrodyta.Za nią pomknęła alfa romeo Marca, a na końcu ford scorpio Izabeli.Pan Tomaszukrył wehikuł pod plandeką na terenie folwarku.Wybiegając z bramy musiałem skierować sięw lewo, wejść między budynki gospodarcze i zrzucić przykrycie.- Mamy opóznienie, a ty chcesz gonić tego bandytę takim gruchotem? - zdziwił sięMariusz.- To bardzo dobry wóz - odpowiedziałem uruchamiając silnik.Kochany wehikuł wyglądał jak puszka od sardynek, nieco wygnieciona naturystycznym szlaku.Jego wielkie reflektory wyglądały jak przeniesione z przedpotopowegodla niektórych ,,Forda T , mogła dziwić śruba ukryta z tyłu.Największe zdumienie mógłbudzić mocny silnik ukryty pod maską, pochodzący z rozbitego na bezdrożach Afryki autarajdowego.- Zapnij pasy - poprosiłem Mariusza.Wrzuciłem bieg, puściłem pedał sprzęgła, jednocześnie wciskając gaz.Nimwyjechałem za bramę folwarku, przerzuciłem już kolejne dwa biegi.Długi wóz wydawał sięzawinąć wokół ciasnego zakrętu, w jaki musiałem go wprowadzić wyjeżdżając na szosę.Włączyłem silne reflektory i jeszcze przyspieszyłem.Najlepszą recenzją tego co potrafiłwehikuł było absolutne milczenie Mariusza.Szeroki wóz świetnie trzymał się nawierzchni,dobrze wchodził w zakręty, a rajdowe przyspieszenia mogły zrobić wrażenie na największymkoneserze samochodów.Pojechaliśmy do Leśnej.Przyhamowałem przed skrzyżowaniem i skręciłem w lewo.- Skąd wiesz, dokąd trzeba jechać? - zapytał Mariusz.- W Czerniawie jest najbliższe przejście graniczne - odparłem.Pomknąłem w kierunku Zwieradowa.Na krótko przed Zwieciem dogoniłem skodęAfrodyty.Mrugnąłem jej długimi światłami.W mig zrozumiała, o co mi chodzi.Zjechała napodjazd przed zamkiem, zostawiła tam auto i przesiadła się do mnie.Ruszyłem i mocno docisnąłem pedał gazu.Wskazówka prędkościomierza szybkoprzesuwała się w prawo.Przy stu pięćdziesięciu kilometrach na godzinę wehikuł czuł sięnajlepiej.Jego silnik pracował równo, tempo szalonej jazdy było prawie nieodczuwalne.Szybko, jeszcze przed krzyżówką w Chałupskach, dogoniłem forda Izabeli.Na widok mojegosamochodu we wstecznym lusterku zjechała na środek drogi.Wcisnąłem klakson, którego dzwięk przypominał ryk krowy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]