[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ale musisz mi powiedzieć: ktoto? Bo to któryś z chłopaków od nas, prawda? Tak myślałam.No nie płacz.Wytrzyj nos.Już za pózno na łzy.Matka wie?- Nie - pada lekko słyszalna odpowiedz.- Nie mów jej na razie.Gotowa cię przepędzić.Hańbę jejprzyniosłaś.A ona sama przecież gospodaruje.Jak wy sobieporadzicie? Matko Boska! Jak sobie poradzicie bez tej twojejpracy u nas?Zosia wybucha głośniejszym płaczem.- No już dobrze, już dobrze.Pomyślę, pomyślę.Ale corobić? Zośka.Zosiu.Powiedzże, kto to.Rozmówię się z nim.Coś zaradzimy.Od strony holu do uszu Marianny docierają odgłosyszybkich dziecięcych kroków.Zanim Michał pojawi się wdrzwiach jadalni, skąd mógłby ją zobaczyć, dziewczynaporzuca koszyk pod kuchennymi drzwiami i bezgłośnieprzemyka do salonu.A pózniej, przez nikogo niezauważona,wąskim korytarzykiem do swojego pokoju.Do północy nad kamienieckim majątkiem szalejąbłyskawice.Prawie nie pada - z rzadka o dach rozbijają sięciężkie niczym łzy krople - ale niebo za oknem co chwilęrozjaśnia światło i słychać odległe echo grzmotów.Mariannanie może zasnąć.Bezmyślnie wpatruje się w kołyszące się zaoknem cienie drzew - wspomina dzień nad rzeką.Próbujeskierować myśli na tę krótką, spędzoną w towarzystwieZygmunta chwilę.Ale wciąż nie może zapomnieć słówpodsłuchanych w kuchni.Nie potrafi ich zrozumieć.Nie wie,czemu gospodyni była tak wzburzona, i co złego zrobiłaZośka.Coś jednak było takiego w tej rozmowie -przejmującego, dwuznacznego - co ją intryguje.I nie pozwalana rozmyślanie o właścicielu marynarki, która wyczyszczona iwyprasowana wieczorem przez Gabrysię wisi teraz spokojniena wieszaku, na drzwiach dębowej szafy.Rozdział IVGabrielaBurza daje wytchnienie ziemi tylko na moment.Kolejnyporanek znowu budzi mieszkańców dworu upałem.Mariannajuż nie myśli o problemach Gabrieli z Zosią - noc zaciera towspomnienie, tłumi rozbudzoną ciekawość.Dziewczyna jestjuż tylko zła, że wczoraj tak nagle musiała się rozstać zZygmuntem.Patrzy na marynarkę wiszącą tuż obok jejwczorajszej sukienki.I ten widok przywodzi jej na myśl paręstojącą obok siebie - ramię przy ramieniu.Ona i Zygmunt.Niechciała zatrzymywać jego ubrania.Nalegała, by mu je oddać,gdy już zajechali pod dom.Ale odmówił.Może dlatego, że itak był już całkiem przemoczony, a kilka kolejnych kroplideszczu nie sprawiłoby mu różnicy? A może zostawiłMariannie marynarkę z rozmysłem? Wybujała, młodzieńczawyobraznia szybko pracuje.Tworzy scenariusze najbardziejupragnione.Teraz będą mieli okazję, by znowu się zobaczyć.Gabriela ma swoje tajemnice.Marianna nawet niepodejrzewa, co kryje się pod pozornie twardą skorupą, jakąotoczyła się gospodyni.Dla dziewczyny pozostaje wzoremzaradności, troskliwości, dobroci.Istotą bez płci, bezprzeszłości, która od zawsze jest stałym elementem jej życia.Jest boną, pomocą domową, która pozostaje tylko tłemkamienieckiego krajobrazu.Stałym punktem, wokół któregoorbituje życie dziewczyny.Gabrysia jest pełna ciepła,spokoju, a może nawet i miłości wobec dójkiwychowywanych przez nią dzieci.Jest jak matka, choć nie mazbyt wielu praw, a tylko obowiązki.Aż trudno uwierzyć, że wtym na pozór nieskomplikowanym człowieku może kryć sięcoś jeszcze.Ale im Marianna jest starsza, im uważniejszymobserwatorem się staje, zaczyna rozumieć, że ta, wydawałobysię nieskomplikowana kobieta, musiała mieć jakieś życieprzed tym obecnym.Oczywiście pyta ją czasami, co Gabrysiarobiła, zanim zaczęła pracować w ich domu, ale odpowiedzi sązwykle zdawkowe i nie zaspokajają jej ciekawości.Agospodyni nigdy sama nie wspomina przeszłości.Nieopowiada o swojej rodzinie, o młodości.Dlatego dziewczynanie wie, czemu Gabriela nie wyszła za mąż.Sądzi jedynie - wswym młodzieńczym romantyzmie - że widocznie nie znalazłsię dla niej adorator.Choć Gabriela kiedyś musiała byćcałkiem ładna.Ile ma teraz lat? Czy jest w wieku panaAleksandra, a może jednak sporo młodsza? Tak ciężko oceniasię wiek starszych, kiedy samemu ma się niespełnaosiemnaście lat.Teraz, w każdym razie, jest już za pózno, by Gabrielapoukładała sobie życie poza majątkiem Boruckich.Nie maczasu na rozpamiętywanie przeszłości.Ma tak wieleobowiązków.Tyle spraw spoczywa na jej głowie.IMariannie bardzo rzadko udaje się złapać wyraz zamyślenia, amoże nawet smutku na twarzy gospodyni, która wyglądawtedy, jakby za czymś tęskniła, czegoś żałowała.Pierwszy raz zwróciła na to uwagę, gdy odwiedził ich wKamieńczyku stryj Konstanty.I tak jest przy każdej jegowizycie.Kobieta nagle odsuwa się na bok.Nie uczestniczy wewspólnych posiłkach.Z pierwszoplanowej postaci staje sięledwo widocznym statystą stapiającym się z tłem -niedostrzegalnym, przemykającym między pokojami cieniem.I ta właśnie trudna do opisania przemiana budzizainteresowanie Marianny.Ciekawi ją ta odmienność,nienaturalność w zachowaniu Gabrieli, która nagle zbezpłciowej istoty staje się w oczach swojej podopiecznejkobietą.Pełnokrwistą.Nieszczęśliwą? Niespełnioną? Którąwidocznie krępuje obecność nieznajomego mężczyzny wdomu.Dziewczyna wyłapuje te ukradkowe spojrzenia gospodynii nieco ją to bawi.W końcu stryj podoba się wszystkim.Bezwzględu na wiek, na pochodzenie.Lubi adorować kobiety, aone zwykle ulegają jego czarowi.Może Gabrysię takiezachowanie Konstantego zawstydza? Bo w stryjuniezaprzeczalnie jest coś magicznego, hipnotyzującego.Pewna przyciągająca bezpośredniość.I ten styl życia.wbrewutartym zasadom - słodki drań.Ale czy to możliwe, by nawetona, twardo stąpająca po ziemi i taka poukładana, uległa temuhultajowi? Marianna uśmiecha się na samą myśl.To niedorzeczne.Teraz, kiedy tak siedzą obok siebie, w powozie, Mariannieprzypomina się ten rzadki wyraz na twarzy Gabrysi.Możedlatego, że i dziś gospodyni jest wyjątkowo milcząca,odmieniona.Przez moment zastanawia się, czy to może za sprawąproblemu, jaki gospodyni ma z Zośką, ale ta myśl szybko jejumyka.Równie szybko, jak krajobrazy rozciągające się przydrodze.Stary trakt prowadzący do miasteczka to zaledwiekilkanaście kilometrów
[ Pobierz całość w formacie PDF ]