[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Cóż, gdyby telewizją rządziłowięcej inteligentnych osób, wyglądałaby ona zupełnieinaczej.- Meghan? - zakończył wypowiedz Tom.Moja siostra była ubrana w bladoróżową bluzkę.Tokolor, który każą jej zakładać, kiedy chcą, aby wyglądałabardziej kobieco, subtelnie, bezbronnie - innymi słowy, by64wydawała się inna niż jest.Miała ten wystudiowany wyraztwarzy, typowy dla ludzi w jej branży - przyjazny, choć bezuśmiechu.- Chciałabym skorzystać z okazji, aby przeprosićwidzów, którzy poczuli się urażeni tym, co miało być tylkoluznym pozaantenowym komentarzem na zakończeniewyjątkowo kontrowersyjnej rozmowy.Na żywo, przedkamerami straciłam nad sobą panowanie.Takie sytuacjeprzytrafiały się osobom znacznie bardziej prominentnymode mnie: prezydentom, premierom, a w pewnej pamiętnejsytuacji nawet księciu Walii.Można było niemal usłyszeć te śmiechy.Ja słyszałamw głowie odgłos klawiatury komputera.Meghan napisałato sama.Umiem rozpoznać jej głos.Wiem też, kiedy przemawia głosem prawników.Paręrazy miałam okazję to słyszeć, kiedy sama stacja trafiała napierwsze strony gazet.Tak jak wtedy, gdy wytoczyła improces ta rodzina, o której nakręcili film, albo gdy jeden zniedzielnych prezenterów został aresztowany za jazdę popijanemu.- Nie było moim zamiarem ani zamiarem stacjidopuszczać lub w jakikolwiek sposób sankcjonować użycietakiego języka na antenie - kontynuowała Meghan, a gdybyjeszcze ktoś się nie domyślił, że odczytuje wcześniejprzygotowane oświadczenie, cały czas spoglądała na kartkirozłożone na biurku, służące zazwyczaj - o czym wiedząnawet rzadko oglądający telewizję - jedynie do tego, abyprezenter miał co zrobić z rękami.- Nasza stacja podjęłajuż działania mające na celu zbadanie zaistniałychokoliczności i w pełni zastosuje się do zaleceń oraz wezmiepod uwagę wyniki śledztwa Komisji Federalnej.65Podniosła wzrok i delikatnie się uśmiechnęła.Tymrazem uśmiechały się tylko jej usta, nie oczy.A może tylkoja jedna to zauważyłam?- Tak przynajmniej mam tu napisane - dodała,charakterystycznie przechylając głowę.- Nazywam sięMeghan Fitzmaurice.Oglądają państwo program Zbudzsię, szkoda dnia.Tyle lat słyszałam, jak wymawia te słowa na różnesposoby, ale nigdy nie sądziłam, że można to zrobić tak, bybrzmiały: A teraz możecie mnie wszyscy pocałować wdupę".66 Rozdział 5Ho, ho, ho - przywitała mnie Tequila, gdy weszłamdo biura.- Wiem, wiem.- A to się porobiło.- Wiem.- Jej mąż tu jest.- Co?Evana Gratera znam dłużej niż własnych rodziców,ciocię i wujka czy Irvinga Lefkowitza.Dłużej znam tylkoMeghan, ale oni oboje zlewają mi się czasem w jedno iwtedy zaczynam wierzyć, że naprawdę pamiętam tegoschludnego chłopczyka, wyciąganego z basenu Bensonówpo tym, jak upokorzyła go jego przyszła żona.Nie przypominam sobie jednak, żeby kiedykolwiekodwiedził mnie w pracy.Zresztą, po cóż miałby tuprzyjeżdżać.Evan pracuje na Wall Street i, jak można siędomyślić, zajmuje się czymś, co niewielu ludzi pojmuje, aco polega głównie na jakiejś tajemniczej zamianiepieniędzy na jeszcze więcej pieniędzy.To coś podobnegodo tego, co Jezus zrobił z chlebem i rybami.Pracujeniedaleko przystani promowej na Staten Island i ma biuro,które zdaje się unosić ponad wodami Zatoki Nowojorskiej.Kiedy pod odpowiednim kątem spojrzy się na Statuę67Wolności, wygląda jak przycisk do papieru stojący nabiurku (w stylu Hepplewhite'a).To stamtąd zawszeoglądamy pokazy sztucznych ogni w święto 4 lipca.Wrażenie jest takie, jakbyśmy się znajdowali w samymśrodku tych świetlnych kul.Gdy Leo był jeszcze mały,zawołał kiedyś: Otwórz okno, tatusiu!".Wszyscywybuchnęliśmy śmiechem, jedynie Meghan lekko sięwzdrygnęła i zapięła sweter przed powiewem chłodnegopowietrza z klimatyzacji.Może trudno w to uwierzyć, alemoja siostra ma lęk wysokości.Moje biuro mieści się w małym pomieszczeniu natyłach wąskiej szeregowej kamienicy przy Carolina Street,tuż przy skrzyżowaniu z Mount Morris Avenue.Zokratowanego okna (żeby okoliczne ćpuny nie skusiły sięna mój komputer) widzę podwórko, które pierwotnie byłoogródkiem, ale my zalaliśmy je asfaltem, żeby mieć gdzietrzymać nasze dwie furgonetki.Używamy ich doobwożenia podopiecznych po niezliczonych urzędach iinstytucjach, co jest ceną ubóstwa w Nowym Jorku.Opiekaspołeczna, urząd imigracyjny, klinika metadonowa, szkoła
[ Pobierz całość w formacie PDF ]