[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jej ręce marszczyły w ekstazie skórę na jegoplecach, a nielakierowane paznokcie zatopiły się weń,jeszcze bardziej rozpalając jego żądze.Wbijał się w nią jak młot, raz za razem.Ich gorąceciała przywierały do siebie co chwila, jej delikatnekrzyki znikały w jego wygłodniałym gardle.Kiedy ichusta się spotykały, jego język wdzierał się między jejrozchylone wargi w rytm ruchu bioder.Pchnięcia stały się szybsze.Głębsze.Aż wreszciewyrzucił z siebie gorący, obfity strumień.Jedynymsłowem, jakie wydobyło się z jego piersi i odbiło echemod czerwonych, cedrowych ścian było jej imię: Gillian.Chwilę pózniej i ona zdobyła szczyt.Hunter nie miał pojęcia, jak długo tak leżeli: onaczęściowo na fortepianie, częściowo poza nim, onbezwładnie na niej, z łomoczącym sercem, zbyt wy-czerpany, by wykonać jakikolwiek ruch.Mogło totrwać kilka minut.Kilka godzin.Wieczność.Straszliwy głód, który rósł z każdym mijającymdniem, wreszcie został zaspokojony.Zagłębiony w nią,czuł miękkie, kobiece krągłości rozgniecione pod napo-rem zwalistego, męskiego ciała, jej perlistą skórę przyjego skórze, najpierw rozpaloną gorączką, teraz styg-nącą obłokiem pary jak podczas wilgotnego lata.Wo-dził nosem po jej karku i wchłaniał kwiatowy zapach,mieszający się z piżmową wonią seksu.Hunter nie pamiętał, kiedy czuł się bardziej za-spokojony.Bardziej spełniony.I właśnie dlatego powi-nien się oddalić.Mruknęła z delikatną skargą, kiedy uwolnił ją odswego ciężaru.Jej nogi zwisały bezwładnie z płytyfortepianu, a ręce spoczywały wzdłuż tułowia.Oczymiała zamknięte, ciemne jak miedziano-złote, jedwabnekosmyki włosów na jej ciągle rozpalonych policzkach.Na jej bladym ciele pojawiły się lekkie zasinienia,będące niemym dowodem namiętności.Hunter wie-dział, że powinien czuć się winnym za ich powstanie,ale nie był.W końcu, pojawiły się tam samoistnie, jakpożar.Zupełnie jakby wypalił na jej aksamitnym cieleswoje imię.Jego zadowolenie szybko się jednak ulotniło, kiedyzauważył ciemne smugi kalające wewnętrzną stronęjej gładkich, białych ud. Gillian. Dotknął palcem błyszczącej jeszczeplamy.Jedyną jej reakcją był senny pomruk, bardziej wes-tchnienie niż próba odpowiedzi. Gillian powtórzył, kładąc dłoń na jej policzku. Otwórz oczy.Kolejny subtelny protest.Ale posłuchała. Byłaś dziewicą.To nie było pytanie, ale Gillian i tak odpowiedziała: Tak. Dlaczego mi do licha mi nie powiedziałaś?Westchnęła. A jakie to ma znaczenie? spytała, wspierając sięna łokciach. Zmieniłbyś zdanie i nie sprowadzał tutaj? Nie. Obiecał, że jej nie okłamie, a, cokolwiek byo nim nie powiedzieć, Hunter dotrzymywał obietnic. Ale wiele rzeczy by się zmieniło. Tak? Jakich?Hunter nigdy nie był skory do długich, szczerychdysput po seksie, jednak ten temat był dla niegoszczególnie nieprzyjemny. Byłbym wobec ciebie delikatniejszy.Wziąłbymcię w bardziej finezyjny sposób.Wyprężyła się nieświadomie uwodzicielsko w spo-sób przypominający zadowoloną, rasową kotkę. Myślę, że ten sposób był bosko finezyjny. Na początku byłem ostrożniejszy przyznał alena końcu brałem cię jak dzikie zwierzę. Ach, o to ci chodzi.Jej uśmiech pojawił się wolno i był wyjątkowozmysłowy, przywodząc Hunterowi na myśl biblijnąEwę, która zapewne tak właśnie patrzyła na Adama,kiedy za podszeptem węża skosztowali owocu zakaza-nego. Moim zdaniem, Hunter, było cudownie. Syreniuśmiech przyciemnił jej oczy tak, że z zielonych jakirlandzki mech, zrobiły się szmaragdowe. A właś-ciwie, porywająco.Trzeba ją odesłać, powtórzył swe postanowienieHunter.Była zbyt pociągająca.Zbyt uwodzicielska.Stanowczo zbyt niebezpieczna.Ale najpierw.Zgarnął ją z fortepianu, zarzucił sobie na ramięi wyszedł z pokoju. A co z naszymi rzeczami? zapytała, robiącwrażenie równie niewzruszonej pozycją do góry noga-mi, jak i tym wszystkim, do czego przymusił ją w ciąguostatnich kilku dni. Nie możemy ich tutaj takzostawić.Pani Adams..jest na tyle dobrze opłacana, żeby niczego niewidzieć oświadczył, zmierzając korytarzem do sypia-lni.Tam bezceremonialnie zrzucił ją na zamkniętewieko komody i zaczął napełniać wannę.Woda, wydobywająca się z kranu w kształcie długiejłabędziej szyi, była gorąca.Wsypał garść leczniczej solibadeńskiej, którą kupił specjalnie dla Gillian, i już pochwili siedzieli zanurzeni w wonnej pianie. Hunter? zapytała, wycierając okrwawione udaręcznikiem z miękkiej jak jedwab egipskiej bawełny. Co? Był na siebie zły, co sprawiło, że zabrzmiałto ostrzej niż tego chciał. Wiem, że nie dbasz o swój wizerunek.O reputa-cję. Zagryzła dolną wargę, spoglądając na niego przezgrubą zasłonę z rzęs. Ale ja dbam.I nie sądzę, abymjutro rano mogła spojrzeć w oczy pani Adams zeświadomością, że wie o naszej orgii w bibliotece.Hunter zastanawiał się, jak to możliwe, aby po tym,co razem robili, mogła zachowywać się tak niewinnie. No, to nie była orgia, Gillian.Poza tym, paniAdams jest tu pracownikiem.Nie jej sprawa, corobimy.Ani gdzie to robimy.Nie uznała argumentu Huntera za przekonujący. Proszę. Dotyk jej dłoni przywołał wspomnieniesmukłych palców na jego rozpalonym ciele. W porządku.Jeżeli poczujesz się przez to lepiej,pójdę po nie. Dziękuję, Hunter. Jej uśmiech byłby w stanieoświetlać tę wyspę przez całą zimę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]