[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Nic ci nie jest? - Wydusiłam z siebie ledwie słyszalnym, chropawym głosem.Przez długą chwilę panowała cisza.- Lucy?Głos drugiego z braci, ale nie tak beztroski jak zwykle.- Lucas.Co się stało?- Nie wiem.- Usłyszałam, że porusza się obok mnie.Nagle jęknął cicho.- Poczekaj.Miejsce oświetliło światło telefonu komórkowego, zmrużyłam oczy, bo skierowało sięprosto na mnie.Osłaniając oczy, rozejrzałam się po niewielkiej przestrzeni i dostrzegłamgrube kawałki drewna podtrzymujące gruz mniej niż pół metra dalej.- Wolałam nie wiedzieć, co na mnie leży - wyszeptałam słabym głosem.- Bez żartów, jasne?Cisza wyostrzyła mi słuch i mimo bólu głowy wydawało mi się, że słyszę głosy.Lucas widocznie też je usłyszał.- Idzie pomoc.Mocno zacisnęłam powieki, ogarniał mnie letarg.- Jestem taka zmęczona - mruknęłam.Chciałam tylko zasnąć.- Ej! - Małą przestrzeń przeszył ostry głos.- %7ładnego spania, dopóki stąd niewyjdziemy.Możesz mieć wstrząs mózgu.Jednak letarg ogarniał mnie z coraz większą mocą i, choć z całej siły starałam sięzachować trzezwość umysłu, moje ciało pragnęło tylko snu.Wyciągnęłam rękę w stronę,z której dobiegał jego głos.- Lucas.Ledwie pamiętam, że ktoś ciągnął mnie za rękę i mówił mi coś do ucha, nic nie byłow stanie powstrzymać mnie przed zaśnięciem.Kiedy się obudziłam, ktoś świecił mi w oczy jaskrawym światłem.Anemicznymruchem odsunęłam obcą dłoń, bo strumienie światła przeszywały mi głowę niczym gwozdzie,i światło znikło.Wokół mnie słychać było głosy, a kiedy zamrugałam i oprzytomniałam,zaczęłam rozumieć wypowiadane słowa.- Nie możemy wrócić do pani biura.- W tej chwili nie mam żadnego wyboru.- Silny akcent Francuzki uświadomił mi, żejest mocno zdenerwowana.- Nie jesteśmy przygotowani na podobne sytuacje.- On oczekuje właśnie takiego zachowania, nie rozumie pani? Nie możemy robić tego,czego się po nas spodziewa, bo to prosta droga do następnej pułapki.- Mówiłeś, że właśnie na tym nam zależy - zaskrzeczałam ochrypłym głosem,a sprzeczka na chwilę ustała.W jednej chwili Jeremiah znalazł się przy mnie, ukląkł i chwycił mnie za rękę.- Jak się czujesz? - spytał łagodnie, kładąc palce na grzbiecie mojej dłoni.- Ech.- Kiwnęłam słabo ręką.Ruch wywołał ból, cholera, nawet oddychaniesprawiało mi ból, ale Jeremiah najwyrazniej się uspokoił.Poruszyłam nogami i wstrzymałamoddech z bólu.- Moja kostka! - Jęknęłam i znieruchomiałam.- Przygniotła cię główna belka dachowa.Trochę trwało, zanim wyswobodziliśmy cispod niej nogę.- A co z Lucasem? Nic mu nie jest?- Cały i zdrowy.No, prawie.Obróciłam głowę i zobaczyłam Lucasa, zbliżającego się lekko chwiejnym krokiem.Zciskał się za mostek i poruszał powoli, ale uśmiech lśnił w ciemności na jego twarzy.Niedając po sobie poznać zmartwienia, ukląkł obok.- Jak noga?Zacisnęłam zęby i poruszyłam palcami, a pózniej minimalnie podciągnęłam stopę.Niemiałam pojęcia, jak długo byłam nieprzytomna, ale widziałam, że stopa jest sztywnai spuchnięta.Nadal czułam ból, ale tym razem przynajmniej nie był niespodzianką.- Szczerze mówiąc, bywało lepiej.- Moja krew.- Lucas uśmiechnął się promienniej.Ramiona wokół mnie zacisnęły się mocniej, a wzrok Lucasa powędrował doJeremiaha.Jęknęłam, sfrustrowana, kiedy dotarło do mnie, że stwierdzenie Lucasa wywołałospięcie, ale Lucas się wycofał.- Wie pani, co się stało? - spytał Marie, która, jak zauważyłam, również opierała sięz całej siły na złamanej drewnianej belce.- Granatnik, granat ręczny, wcześniej podłożonabomba?- Moi ludzie nad tym pracują, ale w wybuchu zniszczona została większość naszegosprzętu.- Głos Marie był szorstki, jakby nawdychała się dymu albo przez całą noc krzyczała,wydając rozkazy.- Mamy za mało światła, żeby zrobić dokładne przeszukanie, poza tym jestsporo rannych do opatrzenia.- Nie możemy tu zostać.- Tyle wiem, panie Hamilton.- Wyłonił się kolejny agent w brudnym garniturzei powiedział coś szeptem do Francuzki, a Marie oddaliła się, kuśtykając.Oparłam głowę na ramieniu Jeremiaha.- Co się stało? - wyszeptałam, ciesząc się z ciemności.Ból głowy zaczął ustępować,ale nie na tyle szybko, żebym mogła spokojnie myśleć.- Pamiętam, że zdjęli mi kajdanki,a potem wybuch.- Były trzy wybuchy - odpowiedział Jeremiah opryskliwie.- Wymierzone idealnie,żeby rozwalić chatę.Atak nie był skierowany na żadną konkretną osobę, miał spowodowaćnajwięcej obrażeń, jak się da
[ Pobierz całość w formacie PDF ]