[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Któregoś ze sklepikarzy poniosło i wniósł sprawę do sądu o kradzie\e.Stary gliniarz zło\yłwizytę rodzinie, \eby im pomóc, ale zorientował się, \e coś śmierdzi na kilometr.Schował małegodo spodni i postanowił działać.Dziewczyna miała kłopoty w szkole, kłopoty w domu.Powiedziałamu, \e jest molestowana.- Zawiadomił opiekę społeczną?- Taa, ale mała Pauline zniknęła, zanim zdą\yli z nią porozmawiać.- A ten glina pamięta jakieś inne nazwiska? Rodziców? Cokolwiek?Leo pokręcił głową.- Nic, tylko tę małą Steward.- Pstryknął palcami.- Choć nie, powiedział, \e był jeszcze braciszek,lekko szurnięty w głowę, jeśli wiecie, o co chodzi.Mały popaprany cudak.- Popaprany jak?- Dziwny.Wiesz, jak to jest.Czujesz klimat.Will musiał spytać.- Ale gliniarz nie pamięta jego imienia?- Wszystkie akta są utajnione, bo był nieletni.Dorzuć do tego jeszcze sąd rodzinny i masz kolejnąprzeszkodę.Będziecie musieli zdobyć nakaz w Michigan, \eby do nich zajrzeć.To było dwadzieścialat temu, a dziesięć lat temu, jak twierdzi ten stary, w archiwum był po\ar.Mo\e nawet nie ma doczego zaglądać.- Dokładnie dwadzieścia lat temu? - spytała Faith.Leo zerknął na nią z ukosa.- W Wielkanoc będzie równe dwadzieścia.- Pauline McGhee alias Steward zaginęła równo dwadzieścia lat temu od tej NiedzieliWielkanocnej? - chciał się upewnić Will.- Nie - powiedział Leo.- Dwadzieścia lat temu Wielkanoc była w marcu.- Sprawdziłeś? - spytała Faith.Wzruszył ramionami.- Zawsze przypada na pierwszą niedzielę po pierwszej pełni Księ\yca po równonocy wiosennej.Minęła chwila, zanim Will się zorientował, \e detektyw mówi po angielsku.Miał wra\enie, jakbykot nagle zaszczekał.- Jesteś pewien?- Naprawdę myślisz, \e jestem a\ tak głupi? - spytał.- Cholera, nie odpowiadaj.Stary glina sięzarzekał.Pauline dała nogę dwudziestego szóstego marca, w Niedzielę Wielkanocną.Will usiłował obliczyć szybko w głowie, ale Faith go wyprzedziła.- Dwa tygodnie temu.To mo\e odpowiadać dacie porwania Jackie i Anny.- Jej komórka znowuzadzwoniła.- Jezu - syknęła, zerkając na wyświetlacz.Otworzyła telefon.- O co chodzi?Wyraz twarzy zmienił jej się ze skrajnej irytacji w szok, a potem niedowierzanie.- O Bo\e.- Przyło\yła dłoń do piersi.Will był pewien, \e chodzi o Jeremy'ego, jej syna.- Jaki tam jest adres? - Otworzyła usta zaskoczona.- Beeston.- To tam, gdzie Angie.- zaczął Will.- Zaraz tam będziemy.- Zamknęła telefon.- To Sara.Anna odzyskała przytomność.Mówi.- O co chodzi z tym Beeston?- Mieszka tam.- Mieszkają.Ma sześciomiesięczne dziecko, Will.Ostatni raz widziała je w swoimapartamencie na Beeston dwadzieścia jeden.Will wskoczył za kółko, trzasnął drzwiczkami i ruszył, zanim jeszcze Faith zdą\yła zamknąć swoje.Przerzucał biegi ze zgrzytem, samochód podskakiwał na stalowych płytach zakrywających wykopyna drodze.Na Piedmont przejechał przez pas rozdzielczy, wykorzystując pas przeciwnego ruchu, byominąć korek na światłach.Faith siedziała w milczeniu obok, trzymając się uchwytu nad drzwiami,ale widział, \e zgrzyta zębami na ka\dym wyboju i zakręcie.- Powiedz mi jeszcze raz, co mówiła - poprosiła.Will nie chciał teraz myśleć o Angie, nie chciał się nawet zastanawiać, czy wiedziała o niemowlęciuporwanej matki, zostawionym na pastwę losu w apartamencie zamienionym w narkotykową melinę.- Narkotyki - rzucił.- Tylko tyle powiedziała.Ze zrobili tam melinę.Milczała, kiedy zredukował bieg, skręcając w Peachtree Street.Jak na tę porę dnia, natę\enie ruchubyło niewielkie, co znaczyło, \e korek ciągnął się tylko na pół kilometra.Will jeszcze raz skorzystałz pasa przeciwległego ruchu, a w końcu zjechał na wąskie pobocze, \eby uniknąć czołowegozderzenia z wywrotką.Faith walnęła dłońmi w deskę rozdzielczą, kiedy skręcił ostro i w końcu sięzatrzymał przed apartamentowcami na Beeston.Samochód się zakołysał, kiedy wysiadł.Pobiegł do wejścia.Słyszał daleki dzwięk syrennadje\d\ających radiowozów, sygnał karetki.Za wysokim kontuarem recepcji siedział portier iczytał gazetę.Był przy kości, wbity w uniform za mały jak na jego wielki bandzioch.Will wyciągnął legitymację i machnął nią przed nosem mę\czyzny.- Muszę się dostać do apartamentu na najwy\szym piętrze.Portier posłał mu jeden z najbardziej gburowatych uśmiechów, jakie Will ostatnio oglądał.- Musi pan, co? - Mówił z akcentem.Rosyjskim albo ukraińskim.Faith dołączyła do nich, sapiąc z wysiłku.Zerknęła na tabliczkę na uniformie portiera.- Panie Simkov, to wa\ne.Podejrzewamy, \e dziecko mo\e być w niebezpieczeństwie.Wzruszył ramionami bezradnie.- Do środka mogą wejść tylko osoby z listy, a poniewa\ nie jesteście na.Will poczuł, jak coś w nim pękło.Zanim się zorientował, co się dzieje, wyciągnął rękę, chwyciłSimkova za kark i walnął jego głową o marmurowy kontuar.- Will! - krzyknęła Faith zaskoczona.- Daj mi klucze - za\ądał Trent, przyciskając mocniej głowę portiera.- W kieszeni - wydusił Simkov.Usta miał tak mocno przyciśnięte miał do kontuaru, \e skrobałzębami po jego powierzchni.Will przysunął się bli\ej, obszukał go i znalazł klucze na kółku.Rzucił je Faith, potem ruszył dootwartej windy z rękoma zaciśniętymi w pięści.Faith wcisnęła guzik najwy\szego piętra.- Chryste - wyszeptała.- Dowiodłeś swego, tak? Pokazałeś, \e potrafisz być twardym gliną.To terazju\ się uspokój.- On pilnuje wejścia.- Will był tak wściekły, \e z trudem wymawiał słowa.- Wie o wszystkim, cosię dzieje w tym budynku.Ma klucze do ka\dego mieszkania, w tym do mieszkania Anny.Do Faith zaczynało docierać, \e wcale się nie popisywał.- Zgoda.Masz rację.Ale nie dajmy się za bardzo ponieść, zgoda? Nie wiemy, co tam zastaniemy nagórze.Will czuł wibrowanie ścięgien w ramionach.Drzwi windy otworzyły się na poziomie górnegoapartamentu.Wszedł do holu i czekał, a\ Faith znajdzie właściwie oznaczony klucz.Kiedy wreszciego wyłowiła, poło\ył jej rękę na dłoni, przejmując dowodzenie.Nie bawił się w subtelności.Wyjął broń i otworzył z trzaskiem drzwi.- Fuj.- Faith się zakrztusiła i przyło\yła rękę do nosa.Will tak\e to poczuł: mdląco słodką woń mieszaniny palonego plastiku i cukrowej waty.- Crack - powiedziała, wachlując się dłonią.- Spójrz.- Pokazał na korytarzyk tu\ za drzwiami.Podłogę zaścielały zwinięte kawałki konfetti zasuszone w jakimś \ółtym płynie.Znaczniki z tasera.Na wprost biegł długi hol z dwiema parami zamkniętych drzwi po jednej stronie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]