[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kapitan Seldorf był poprzednikiem Dietera Vellera.Nie udało mu się odkryć tożsamości mordercy, któryzdobył sobie w oficerskich kręgach miano SS-Mördera,dlatego został odsunięty od sprawy.Seldorf, a przed nim Dannerode i Falniche, wszyscyszukali niewidzialnych nici, związku, wzoru, który wska-załby im kolejną ofiarę.Ale wzór jakby nie istniał.Zbrodni dokonywano w nieregularnych odstępach czasu,w różnych częściach Berlina.Ofiarami byli kolejno: dy-rektor fabryki BMW, kapitan SS, profesor UniwersytetuTechnicznego i obecny tu, niestety już tylko ciałem, HansBrussel, doradca w Ministerstwie Propagandy iOświecenia Publicznego Rzeszy.Łączyło ich tylko to, żebyli wiernymi obywatelami.Jeśli tak miał wyglądać nie-widzialny wzór, potencjalnych ofiar były w Berlinie nie-zliczone zastępy.- Kapitan Seldorf się mylił.- Dieter zapatrzył się napomazane ściany.- Symbole, słowa i liczby nic nie zna-czą.Służą odwróceniu uwagi.To wykalkulowana maska.Szeregowiec rzucił mu pytające spojrzenie, ale Vellerzdążył się już odwrócić.Podszedł do stojącej pod ścianąprzeszklonej biblioteczki i zaczął przeglądać kolejne po-zycje.Brussel okazał się nie lada bibliofilem, a jego zain-teresowania wykraczały daleko poza socjologię i psycho-logię.Kapitan zatrzymał wzrok na grubej, przedwojennejpublikacji Rys filozofii Zachodu końca XVIII i początkuXIX wieku.Interesujące.Za szklaną szybką regału kryłysię książki, które ściągnęłyby na Brussela uwagę gestapo.- Kapitanie? - Szeregowiec nie nadążał za tokiem ro-zumowania Vellera.Dla niego było jasne, że te rytualnemorderstwa są dziełem szaleńca.- To nie jest zabójstwo na tle religijnym.Takie przypuszczenie wysnuł Falniche, zanim zostałodsunięty od sprawy.To założenie nie mogło być praw-dziwe, skoro.wzrok Dietera przykuła czerwona plamkapozostawiona na jednym z tomów.Krew nie miała prawaznajdować się po drugiej stronie szkła.Chyba że.chybaże morderca przeglądał biblioteczkę albo Brussel zginąłwłaśnie w tym miejscu.Veller otworzył drzwiczki szafki ipospiesznie sięgnął po pobrudzony wolumin, Timaios iKritias Platona.Zaskoczony, otworzył księgę na pierw-szej stronie.Wydanie I, Monachium, 1918, a pod spodemdrobnym, starannym pismem, liczby: 38 i 47.Czy to mia-ło jakiekolwiek znaczenie? Czy może czysty przypadeksprawił, że krwawy ślad oznaczył tę akurat książkę?- Kapitanie? - Szeregowiec wyrwał Dietera z zamyśle-nia.- Jeśli to nie zabójstwo, to co?- To egzekucja - odparł Veller, ważąc księgę w dłoni.- Egzekucja, Herr Veller? - zapytał zimny, beznamięt-ny głos, którego Dieter nie rozpoznał.Kapitan obrócił się na pięcie, chowając książkę za ple-cami.W drzwiach pokoju ujrzał kolejnego funkcjonariusza.Brązowy, przeciwdeszczowy płaszcz narzucony na nie-dbale zapiętą marynarkę mówił Vellerowi, że jego roz-mówca przybył tu w największym pośpiechu.- Pan jest.? - Widocznie ktoś ważny, bo strażnicy nadole mieli wyraźny rozkaz nikogo nie wpuszczać.Jeśliten mężczyzna mógł odwołać to polecenie.- Heinrich von Turen, Abwehra.Sądzi pan, że miałotu miejsce coś więcej? - Mężczyzna podszedł bliżej i Die-ter mógł- mu się przyjrzeć.Twarz agenta przecinała bli-zna, ciągnąca się od skroni aż po podbródek, ale nawetona nie odwracała uwagi od przeszywającego spojrzenialodowatych, obcych oczu.- Proszę się podzielić swoimispostrzeżeniami, Herr Hauptmann, mogą być wielcepomocne w moim śledztwie.- Pana śledztwie? - zapytał zdziwiony Dieter.Swojedochodzenie rozpoczął niespełna godzinę temu.- Oto nowe rozkazy.Von Turen sztywnym ruchem wręczył Vellerowi sta-rannie złożony dokument.W miarę lektury minakapitana rzedła.Miał podzielić los Dannerode'a, Falni-chea i Seldorfa
[ Pobierz całość w formacie PDF ]