[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nic się nie działo.Wiedziała, że złodziej się zbliża, że lada moment jejdopadnie.To musi zadziałać, musi! Nie miała pojęcia, jak to pózniej naprawi anico to będzie znaczyło dla Bumpa czy Lexa, ale przynajmniej wciąż żyła i mogłato zrobić.Spokojnie.Energia przepłynęła z ziemi do jej palca, przepłynęła przez nią całą.Tegorodzaju mocy nie mogą czerpać duchy, tylko ludzie, bo ziemia jest ichwięzieniem, z którego nie mogą się wydostać.Chess przekoziołkowała.Złodziej znajdował się niewiele ponad metr odniej.Mało czasu.Wzięła w palce zapałkę, potarła ją o dżinsy, przytknęła do ziółsypiących się z dłoni.- Kadira tam! Kadira tam! Jesteś wygnany! Przez krew cię przywołuję iprzez krew cię odprawiam!Wiatr wyrwał jej ostatnie słowa z gardła.Nic się nie wydarzyło.Niedobrze.Jeszcze nigdy tego nie robiła i złamała pół tuzina kościelnych prawsamą próbą zrobienia tego teraz.Złodziej snów stał nad nią z uniesionym nożem.Kopnęła go, ale jej nogaprzeszła przez niego.Tylko nóż.i trzymająca go dłoń miały stałą konsystencję.To dobrze.Odchyliła się w tył, jakby bała się zrobić coś więcej i czekała na jego atakSzansa nadejdzie, trzeba być w gotowości.Pochylił się, a wtedy ona wystrzeliła w górę jak sprężyna.Ostrze nożaskaleczyło ją w ramię, ale prawie tego nie poczuła, bo czuła, tylko straszliwy bóltowarzyszący przejściu przez sam środek jego postaci.Znalazłszy się za nim, nie broniła się przed upadkiem, przewróciła się nabrzuch z głuchym odgłosem.Na ziemi wciąż było trochę melidii i ta ilość mogławystarczyć.Przez cichnące odgłosy walki dało się słyszeć inny dzwięk, niskiebuczenie przypominające pracę świdra.Chess nie zwróciła na niego uwagi.Przegrała, ale wciąż żyła i nie zamierzała się poddać.Jeżeli on jest z niąpołączony, ona może go odłączyć.Znalazła melidię.Czarna kreda gdzieś się zawieruszyć.więc został jejtylko nóż.Nie najlepsze wyjście, ale jedyne.Buczenie stawało się coraz głośniejsze, zagłuszało wszystko inne.Chesschwyciła nóż i wbiła czubek ostrza w lewe przedramię.Zaciskając z bólu zęby,patrzyła, jak złodziej snów się podnosi.Paskudny trzask przeciął powietrze i ciało czarownika zwaliło siębezwładnie na ziemię, z głową wykręconą w bok.Stopa Terrible a koło jej nogi.Skręcił tamtemu kark.Przejechała nożem po ręce,.W górę, do końca, w dół.run wiążący, runochronny, run czystości - wszystkie wycięte w ciele.Ból wbił w nią ostre zęby, aobraz przed oczami drgał, gdy runy toczyły walkę ze złem, którym złodziejzbrukał jej krew.Wiatr owionął jej skórę, rozwiał jej włosy.Złapała melidię i zerwała sięna nogi, kiedy złodziej rzucił się na nią.Jego nóż trafił w miejsce, w którymznajdowała się sekundę wcześniej.W tym momencie uświadomiła sobie, że już nikt nie walczy.Przestali.Przestali i wpatrywali się w nadlatujące samoloty.Było ich tyle, jakby niebozostało z nich zrobione.Udało się.Duchy przybyły.Z pochyloną głową przemknęła między stojącymi nieruchomo ludzmi, akiedy znalazła się na skraju grupy, wysypała z torebki resztkę melodii, którazapaliła się z sykiem.Z rany na małym palcu wycisnęła kilka kropli krwi irzuciła na stosik amulet.Z tyłu jakieś ciało uderzyło o ciało.Instynktownie odwróciła głowę izobaczyła Terrible a z zębami wyszczerzonymi z bólu i wściekłości, z dłońmizaciśniętymi na ręce złodzieja samotnie wiszącej nad jej głową.Złodziej znikł.Pierwszy samolot podszedł do lądowania.Białe światła zamieniły passtartowy w jakiś kosmiczny pejzaż, niemal pozbawiony koloru, niesamowity.Mężczyzni rozbiegli się, wznawiając walkę.- Ereszdiranie, rozkazuję ci wrócić.Wracaj do swojego miejsca ciszywracaj do swojego miejsca ukrycia, wracaj do miejsca, gdzie nie masz mocy.Rozkazuję to poprzez ogień, rozkazuję to poprzez dym.Wracaj!Wylądował następny samolot potem kolejny.Widmowi mężczyzni zaczęliwysiadać z otwartych kokpitów, kiedy tylko śmigła zwolniły obroty.Ereszdiran pojawił się znowu obok Chess.Znikając, zgubił nóż, ale jegozęby wyglądały na wystarczająco stale, tak samo jak obie dłonie.Zebrała się w sobie i złapała je, czując, jakby zanurzała ręce w suchymlodzie.Krzyknęła.Jej żołądek skręcał się i szarpał, nogi były jak z waty.Musiałautrzymać go do czasu, aż stopi się amulet.Skierowała moc w ogień,podsycając go.Teraz palił się płomieniem tak jasnym, że aż musiała zamknąćoczy.Złodziej znów znikł, zostawiając ją z energią przepływającą przez ciało zszybkością rozpędzonego samochodu.Ogień.Przysunęła ręce do ognia, tak blisko, jak tylko mogła wytrzymać,przewidując jego następny ruch.Myliła się.To Lamaru rzucił się po amulet.W wykrzywionej wściekłościątwarzy dostrzegła patrzące na nią oczy złodzieja.Owładnięcie - sprytny ruch,ale niefortunny.Zapomniał.że ludzi można zranić, że umierają.Błysnął nóż Terrible a.Krew trysnęła na włosy i twarz Chess.Czarownikopadł, łapiąc się za gardło.Złodziej wyłonił się z jego ciała jak księżycwznoszący się nad drzewa.Krew czarownika sięgnęła ognia, podsycając go mocą Ereszdirana.Złodziej zachwiał się, usiłując zniknąć.Jego wyłupiaste oczy zwróciły się wprawo, skąd nadciągały duchy.Wylądował następny samolot.I jeszcze jeden.Lądowały jeden za drugimz zapierającą dech precyzją.Niebo wciąż było ich pełne, amulet wciąż płonął ujej stóp.Miedż topiła się z sykiem.- Odprawiam cię!Chess ścisnęła swój palec i potrząsnęła ręką.Krew rozprysła się wpowietrzu, ściekała na ziemię.Wymierzyła ociekający krwią palec wEreszdirana i pchnęła całą energię zaczerpniętą z ziemi w następne słowa:- Przywołałam cię i jesteś wygnany! Przez krew i moc będziesz miposłuszny! Ereszdiran tama longram!Przez jedną mrożącą krew w żyłach chwilę duchy pozostawałynieruchome.%7łołądek podszedł jej do gardła.Jeżeli myliła się co do pochodzeniaEreszdirana albo jeżeli nie jest w stanie kierować duchami, które sprowadziła,wszyscy zginą.Czy użyła wystarczającej mocy?Duchy przechodziły koło niej.przez nią, maszerując na Ereszdirana.Widziała jego otwarte usta - czarną plamę pośrodku twarzy - kiedy go otoczyły,zacieśniając krąg, zwierając szeregi.Terrible wstrzymał oddech.Chess na chwilę oderwała wzrok od duchów ispojrzała na niego
[ Pobierz całość w formacie PDF ]