[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Moim pierwszym zadaniem byłospotkanie z Pierce em 8 marca 1950 roku na przystani rzecznej w parku im.Gorkiego iprzekazanie mu planów.- To nie o mnie - przerwałam mu.- O tobie! O tobie, pizdo!!! - zaczął krzyczeć Fiedotow.- Podpisujcie, Korobowa, nie udawajcie idiotki!- Nie jestem Korobowa.Moje prawdziwe imię - Hram.Zamknęłam oczy.I znowu zaczęły po mnie pełzać bursztynowe żmije.Ocknęłam się na fotelu ginekologicznym.Odurzająco pachniało amoniakiem.- Dziewica - dobiegło spomiędzy moich nóg.Lekarz wyprostował się, zaczął ściągać gumowe rękawiczki.Był duży, w okularach.Bałsię matki, psów i nocnych dzwonków do drzwi.Lubił łaskotać żonę aż do czkawki.Lubiłkraby, bilard i Stalina.- No i co.tu robić? - wymamrotał Fiedotow nad moim uchem.- Nie wiem - odpowiedział lekarz.- Nie was pytam! - ze złością wyszeptał Fiedotow.- A niby kogo? Siebie? - zaśmiał się lekarz, brzękając narzędziami.Ktoś wbił mi igłę w ramię.Spojrzałam z ukosa: siostra robiła mi zastrzyk.Moje rozłożone nogi miały kolor niebiesko-żółty.Z zadrapań sączyła się krew.Oczy zaszły mi łzami.Zachciało mi się spać.- No i co? - okropnie ziewnął lekarz.- Do szpitala.- Fiedotow w zamyśleniu kiwnął głową.Przeleżałam tydzień w więziennym szpitalu.W sali znajdowało się jeszcze sześć kobiet.Dwie po torturach, cztery z zapaleniem płuc.Bezustannie rozmawiały o krewnych, jedzeniu i lekarstwach.Leczono mnie, smarując mi nogi i pośladki śmierdzącą maścią.Lekarze i pielęgniarki praktycznie nie rozmawiali z chorymi.Patrzyłam przez okno i na kobiety.Wiedziałam o nich wszystko.Nie interesowały mnie.Wspominałam NASZYCH.I ich SERCA.Kiedy wstałam, poprowadzono mnie na przesłuchanie.Gabinet był ten sam, ale śledczy nowy.Iwan Samsonowicz Szeredienko.Przystojny,zadbany trzydziestopięciolatek o pięknej twarzy.Najbardziej na świecie bał się: snów o białejwieży i śmierci na zawał serca podczas służby.Bardzo lubił: polowanie, jajecznicę na słoniniei córkę Annuszkę.- Warwaro Fiedotowna, wasi poprzedni śledczy byli łajdakami.Już zostali aresztowani -oświadczył.- Nieprawda - odparłam.- Fiedotow je teraz obiad w bufecie na Aubiance, a Riewzin idzieulicą.Spojrzał na mnie uważnie.- Warwaro Fiedotowna, porozmawiajmy jak czekista z czekistą.- Nigdy nie byłam czekistą.Po prostu nosiłam wasz mundur.- Nie mówcie bzdur.Pracowaliście z podpułkownikiem Korobowem.- Pracowałam nie z nim, tylko z jego sercem.Zna ono teraz już wszystkie dwadzieściatrzy słowa.- Jezdziliście w delegację z polecenia ministra GB, odwiedzaliście obóz nr 312/500, gdziewydobywa się.- Lód zesłany nam przez Kosmos, by zbudzić żywych.- Naczelnik obozu, major Siemiczastnych, został aresztowany i obciążył w zeznaniachpułkownika Iwanowa, was i waszego męża.We troje wymusiliście fałszywe zeznania nalejtnancie Wołoszynie, żeby ukryć prawdziwe sprawki Abakumowa i Włodzimirskiego.Tobyło potrzebne, by.- By obóz kontynuował wydobycie Boskiego Lodu, na który czekają tysiące naszychbraci i sióstr na całym świecie.Z tego lodu powstaną tysiące lodowych młotów, które uderząw tysiące piersi, a wówczas tysiące serc przebudzą się i przemówią.A kiedy będzie nasdwadzieścia trzy tysiące, nasze serca dwadzieścia trzy razy wypowiedzą dwadzieścia trzysłowa i przemienimy się w Wieczne i Pierwotne Promienie Zwiatłości.A wasz martwy światsię rozsypie.I nie zostanie z niego NIC.Przyjrzał się mi uważnie.Nacisnął klawisz dzwonka.Wszedł konwojent.- Wyprowadzić - powiedział śledczy Szeredienko.Przebadał mnie psychiatra - malutki, okrąglutki, miał gruby nos i kobiece dłonie.Wielurzeczy się bał: dzieci, kotów, rozmów o polityce, sopli lodu, kierownictwa, nawet starychkapeluszy, które coś uparcie sugerują.A naprawdę lubił tylko: grać w tryktraka, spać i pisaćdonosy.Miękkim babskim głosem prosił mnie, abym wyciągnęła przed siebie ręce, patrzyła najego młoteczek, liczyła do dwudziestu i odpowiadała na głupawe pytania.Potem postukałmnie po kolanach i podniósł słuchawkę czarnego telefonu.- Towarzyszu Szeredienko, mówi Juriewicz.Jest zupełnie zdrowa.Po tym Szeredienko zaczął ze mną rozmawiać inaczej:- Korobowa, dwa pytania: dlaczego nie odbywaliście z waszym mężem stosunkówpłciowych? I coście z mężem tak często robili na daczy generała Włodzimirskiego?- Mnie i Adr nie były potrzebne stosunki płciowe.Mamy sercowe.Na daczy Haoddawaliśmy się kontaktom sercowym.- Dość tych wygłupów! - Uderzył dłonią w stół.- Kiedy was i męża zwerbowałWłodzimirski? Co mieliście robić?- Budzić braci i siostry.- Budzić? - zapytał złowieszczo.- Znaczy, nie chcesz po dobroci.W porządku.Zaraz cięobudzimy.Podniósł słuchawkę.- Sawieljew, dawaj owoce-warzywa.Pojawili się konwojenci.Wyprowadzili mnie na podwórze.Szeredienko szedł za nami.Na podwórzu stały samochody
[ Pobierz całość w formacie PDF ]