[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Skończyła z wiarą iostrożnością.Zbrzydła jej cnota.Andrew odchylił się, aby zaczerpnąć powietrza, jego uścisk zelżał.Skorzystała ze sposobności.Usiadła.Zciągnęła podkoszulek.Andrewchwycił ją za ramię. Co, u diabła, robisz? Nie zamierzam tego robić po raz pierwszy w ubraniu. Do cholery, Margaret!Rzuciła mu wyzywające spojrzenie.W przyćmionym blasku księżycawidział zdecydowanie w jej twarzy.Jednym szybkim ruchem ściągnąłszorty.Zaparło jej dech z przejęcia i odwróciła oczy.Mógłby paść na kolana i chwalić wszystkich świętych za ten jedenmały gest, ten jeden znak, który powiedział mu, że Margaret Leigh niejest kompletną bezwstydnicą.Ale nie miał czasu.Wyciągnął do niej ręce. Nareszcie przestałaś się wygłupiać. Zbliżyła się chętnie.Skręcił szorty i zawiązał je wokół przegubu. Co robisz? Biorę cię do niewoli, moja droga.Położył dłoń na jej dłoni i szybkim ruchem związał oba przegubymocnym węzłem. Ale dlaczego. Kładz się i bądz cicho.Mam zamiar zasnąć. Wyprostował się,nagi jak nowo narodzony, i zamknął oczy. Jutro rano muszę tresowaćpsy.Myślała o rozpoczęciu nowej walki, ale poczuła, że energia jąopuszcza.Położyła się jak najdalej od Andrew i próbowała zasnąć.RS52Rozdział szóstyPromienie porannego słońca wpadającego przez okno obudziłyAndrew.Pierwsza myśl, jaka przyszła mu do głowy, to co dzieje się zjeńcem.Margaret Leigh leżała na boku z ręką pod policzkiem i kolanamiprzyciągniętymi do brzucha.Jej grube, jedwabiste włosy byłyzachwycająco splątane, a długie rzęsy ocieniały policzki zaróżowione odsnu. Wszystko to mogło być moje" pomyślał.Cicho wysunął rękę zwięzów i wstał z łóżka.Margaret nie poruszyła się.Była bez wątpieniawyczerpana wrażeniami minionej nocy.Z zewnątrz dobiegało ujadanie psów witających poranne słońce iprzypominających, że czas na śniadanie.Szybko wyszedł z pokoju idelikatnie zamknął za sobą drzwi.Na pewno będzie spała aż do jegopowrotu.Margaret Leigh obudziła się w jednej chwili.Słońce świeciło ukośnie iprzez moment myślała, że znajduje się we własnym łóżku.Jednak tępyból głowy i ociężałość szybko wyrwały ją z marzeń.Już nigdy w życiunie będzie miała radosnego poranka.Usiadła.Trzymała się za głowę jęcząc.Szorty zwisały z przegubu jejręki i dotykały policzka.Zerwała je i cisnęła w głąb pokoju.Wylądowaływ kącie i leżąc tam, wydawały się drwić z niej były przecież żywymprzypomnieniem tego, co zaszło w nocy.Z płonącą twarzą wyskoczyła z łóżka i spojrzała na zmiętoszoneprześcieradło.Rzuciła się na Andrew jak bezczelna ulicznica.A on niąwzgardził.Upokorzenie przygniotło ją tak, że trudno jej było oddychać.Musi wynieść się stąd.Musi opuścić to miejsce, zanim znów sięośmieszy.Gdzie była jej sukienka? Nawet nie pamiętała, gdzie sięrozbierała.Wreszcie dostrzegła ją, przewieszoną na oparciu krzesła.Zobaczyła też bandaże na dłoniach.Zapomniała o nich.To Andrew jezałożył.Ciągle ten Andrew.Walczyła z sukienką, zbyt słaba i zmęczona, aby podciągnąć zamekbłyskawiczny. Pomogę ci.Gwałtownie odwróciła głowę.Stał w drzwiach, po prostu oferującpomoc.Jak gdyby nigdy nic, jakby jej nie odrzucił, nie wszedł nago dojej łóżka i nie związał swoją bielizną.Wściekłość i upokorzenie omal jej nie zabiły. Jeśli znów mnie dotkniesz, uduszę cię.RS53 Cieszę się, że lepiej się czujesz dziś rano. Zaśmiał się.Przeszedł przez pokój, odrzucił jej drżące ręce i zapiął sukienkę, jakbymiał do tego pełne prawo.Wrócił do drzwi.Oparł się o futrynę, stojąc jakby na straży. Jesteś blada, Margaret.Powinnaś jeszcze poleżeć w łóżku. Nie wejdę do twojego łóżka, choćby to było ostatnie miejsce naziemi, gdzie można się położyć. Złość jest znakiem, że wracasz do siebie. Czuję się świetnie. Przeczesała włosy palcami, przygotowującsię do odejścia. Zejdz mi z drogi. Dokąd idziesz? Co cię to obchodzi? Przyszłaś do mnie.Pamiętasz?Pamiętała aż nazbyt dobrze.Powieki piekły od łez, ale powstrzymałaje.Andrew szybko przeszedł przez pokój.Czuła delikatność jego rak, gdybrał ją w ramiona. Możesz tu zostać jak długo zechcesz, Margaret.Jeśli chcesz mówić,będę słuchał, jeśli nie, to nie będę nalegał. Uniósł jej podbródekjednym palcem. Pozwól mi być twoim przyjacielem. Nie potrzebuję przyjaciela.Potrzebuję kochanka. Odepchnęła goi pewnym krokiem wyszła z pokoju.Chciał ją zawołać, ale wiedział, że to byłoby bez sensu.Nie mógłzatrzymywać jej siłą.Stał w sypialni.Usłyszał trzaśniecie drzwiwejściowych.Potem wszedł do swojego pokoju i spojrzał przez okno.Trzymała głowę wysoko, wsiadając do samochodu. Na pewno jej się uda.Będzie dobrze.Słowa Andrew zabrzmiały echem w cichym pokoju.Zastanowił się,dlaczego zależy mu na pomyślności Margaret Leigh
[ Pobierz całość w formacie PDF ]