[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.We wrześniu 2001 roku dostałam wezwanie do sądu.Policyjną celę opuszczałam szczęśliwa, choć bałam się, co mnieczeka.Przewieziono mnie furgonetką i umieszczono w celi.Kratybyły od podłogi po sufit, a w środku śmierdziało moczem.Czekałam blisko dwie godziny, siedząc na gołej podłodze, ale co to był za luksus mieć całą celę dla siebie, zwłaszczapo kilku tygodniach spędzonych w niewyobrażalnej ciasnocie.I znów nikt mnie nie informował, co się dzieje.W końcu zjawiłsię strażnik i zaprowadził mnie na górę, po czym przyszli sędziaZ tłumaczem.Sędzia mówiła spokojnym tonem i wydała mi sięsympatyczna.- Dziś wieczorem Nikita poleci do Anglii pod opieką kogośz ambasady.Wezwaliśmy panią, żeby się pani pożegnała z córką.Azy napłynęły mi do oczu, ale postanowiłam się dzielnie trzymać.Nie chciałam rozkleić się przy obcych.W gorącej, dusznejceli myślałam o Nikicie niemal nieustannie i nie posiadałam sięz radości, że ją zobaczę, choć myśl, że za chwilę będziemy sięmusiały pożegnać, była nad wyraz bolesna.Funkcjonariusz sądowy przyprowadził ją do biura.Byłamzszokowana, jak bardzo się zmieniła w tak krótkim czasie.Wydoroślała, jakby minęły lata, a nie tygodnie.Straciła dawnąniewinność, miała spojrzenie starej, znużonej kobiety, którazbyt wiele widziała.Zobaczyłam ją pierwsza i szybko położyłam dłoń na ustach, żeby nie krzyknąć.Na mój widok skrzywiła usta w podkówkę i zaczęła płakać.Już wcześniej widziałam, że jest bardzo smutna.Nim do mniedobiegła, też się rozpłakałam.Objęła mnie mocno i od razuwyrzuciła z siebie:- Zrobiłam w majtki, mamusiu.Prosiłam i prosiłam, że chcędo ubikacji, ale nikt mnie nie rozumiał.Zostawili nas same.Zdawało mi się, że protokólantka,wychodząc z pokoju, miała wilgotne oczy.Nikita przywarłado mnie i dosłownie zalała się łzami.Wtuliła główkę w mojąszyję, a ja mocno ją objęłam.Najgorsza ze wszystkiego byłaświadomość, że długo jej nie zobaczę.Starałam się powstrzymać łzy, nie chciałam przy niej płakać.Miała na sobie własne ubranie, a włosy były porządnie zaplecione.W Anglii wielokrotnie narażałam ją na rzeczy, z jakimidziecko nie powinno się stykać, ale tam nigdy nie wyglądała taksmutno jak teraz.Przeraziłam się, że ktoś mógł ją wykorzystać,więc gdy się trochę uspokoiła, spytałam jak najłagodniej:- Nic ci się nie stało, kochanie?- Nie, mamusiu.Tylko było mi smutno, jak zrobiłamw majtki, bo przecież zawsze chodzę do ubikacji.Omal mi serce nie pękło w tym momencie.Ta dobra, grzecznadziewczynka, która zupełnie nie zasłużyła na taki los.Opowiedziała mi o domu dziecka.Był tam duży ogródz huśtawką.Twierdziła, że nikt jej nie dotykał.Byłam pewna,że mówi prawdę, i przyjęłam to z ogromną ulgą.Gdyby przed wylotem do Wenezueli ktoś mi powiedział: Istnieje duże prawdopodobieństwo, że pójdziesz nadziesięć lat do więzienia", pewnie by mnie nie powstrzymał,ale gdybym usłyszała: Twoja córka będzie chciała iść do ubikacji, a potem zsiusia się w majtki, ponieważ nikt nie zrozumie, o co prosi.I będzie to mocno przeżywać, choć tonie była jej wina", pewnie bym się dziesięć razy zastanowiła.Znów zaczęłam sobie wyrzucać, że Nikita cierpi z powodumojej głupoty.Poprosiłam jednego z pilnujących nas policjantów o papieri kredki.Chciałam, żeby Nikita narysowała coś dla mnie,żeby się czymś zajęła i uspokoiła.W ten sposób miałabym teżpamiątkę.Dużo pózniej, już po powrocie do Anglii, wyrzuciłam te wszystkie rysunki, bo przypominały bolesny czas rozłąki.Dziś bardzo tego żałuję.Obserwowałam rysującą Nikitę i starałam się zapamiętaćten widok w najdrobniejszym szczególe.Chciałam zamknąćw sercu obraz mego dziecka i przechować przez cały ten czas,kiedy będziemy z dala od siebie.Pragnęłam zabrać ze sobądo więzienia jak najwięcej wspomnień.- Nikito, będziesz mieszkała u Eve - powiedziałam spokojnie.- Ja wrócę do ciebie, ale jeszcze nie teraz.Zawsze będę ciękochać i nigdy cię nie zapomnę.Pamiętaj o mamie.Starałam się mówić tak, jakby to nie była żadna wielka sprawa.Nie rozumiała, dlaczego z nią nie wracam, ale ponieważmówiłam spokojnie i rzeczowo - choć miałam ochotę wyć -pogodziła się z tym.Na pewno z wielu rzeczy nie zdawała sobie wówczassprawy - na szczęście.Czteroletnie dziecko nie bardzo wie,co to jest dziesięć minut, a cóż dopiero dziesięć lat.Spojrzała namnie uważnie swoimi dużymi brązowymi oczami.- Wrócisz szybko, mamusiu?- Obiecuję ci, że zrobię wszystko, żeby jak najprędzej przyjechać do ciebie.- Zawsze mówiłam jej prawdę, nawet nieprzyjemną.Nie chciałam składać obietnic, których nie mogłabymdotrzymać.Tuliłyśmy się mocno i długo, a potem ją zabrano.Wtedy rozpłakałam się na dobre.Akałam tak bardzo, że wszystko mniebolało.Podobnie jak Nikita, nie do końca zdawałam sobiesprawę, co naprawdę znaczy dziesięcioletnia rozłąka.Rozstaniena kilka tygodni bolało jak diabli, jakby mnie żywcem rozszarpywano na kawałki.Jak ja wytrzymam dziesięć lat? Nie mogłam siępogodzić, że tak długo będę z dala od niej
[ Pobierz całość w formacie PDF ]