[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Pamiętaj, żebyś przychodziła mnieodwiedzać, Ellen. Ani się waż, Ellen Dean! powiedział jejnowy ojciec. Kiedy będę miał ochotę z tobąporozmawiać, przyjdę tutaj.Nie życzę sobie, że-byś mi węszyła po domu!Kiwnął do niej głową, żeby szła pierwsza.Posłuchała, rzuciwszy za siebie spojrzenie, którerozdarło mi serce.Patrzyłam za nimi z okna, kiedyszli przez ogród; Heathcliff wziął ją pod ramię ichoć stawiała widoczny opór, szybkimi krokamizawlókł ją na aleję, gdzie zasłoniaid="filepos615871">y mi ich drzewa.ROZDZIAA XXXNiedostępny w wersji demonstracyjnejROZDZIAA XXXINiedostępny w wersji demonstracyjnejROZDZIAA XXXIINiedostępny w wersji demonstracyjnejROZDZIAA XXXIIINiedostępny w wersji demonstracyjnejROZDZIAA XXXIVPrzez kilka dni po tej rozmowie pan Heathcliffunikał jadania z nami posiłków.Nie chciał jednakzakazywać Haretonowi i Cathy przebywania w iz-bie, bo to by oznaczało, że poddał się bez resztyswoim uczuciom, wolał sam się usunąć.W efekciejadał raz na dobę, co zdawało się mu wystarczać.Pewnego wieczoru, gdy wszyscy byli już włóżkach, usłyszałam, jak schodzi na dół i wychodzifrontowymi drzwiami.Nie słyszałam, żeby wracał,a rano stwierdziłam, że wciąż go nie ma.Mieliśmywtedy kwiecień, pogoda była przyjemna i ciepła,deszcz i słońce nadały trawie piękny zielony kolor,a dwie karłowate jabłonie przy południowej ścian-ie domu obsypały się kwieciem.Po śniadaniu Catherine poprosiła mnie, żebymwzięła krzesło i usiadła z robótką pod jodłami narogu domu.Namówiła Haretona, który całkowicieodzyskał siły po wypadku, żeby splantowałkawałek ziemi pod ogródek kwiatowy, przenie-siony w to miejsce skutkiem interwencji Josepha.Rozkoszowałam się zapachami wiosny i pięknymbłękitem nieba nad głową, kiedy moja młoda pani,180/200która pobiegła pod ogrodzenie, żeby przynieśćrozsadniki pierwiosnka na otok klombu, wróciłaniemal z pustymi rękami i powiedziała, żeprzyszedł pan Heathcliff. Rozmawiał ze mną dodała poruszona. I co powiedział? spytał Hareton. Powiedział, żebym natychmiast zniknęłamu z oczu odparła. Ale wyglądał zupełnie in-aczej niż zwykle, więc zostałam chwilę, żeby musię przyjrzeć. Jak wyglądał? spytał Hareton. Nie wiem.jakoś prawie wesoło i promi-ennie.Nie, żadne prawie; był bardzo podniecony,dziwny i szczęśliwy! odparła. Z tego wynika, że bawią go nocne spacery stwierdziłam z udaną obojętnością.W rzeczywistości byłam równie zaskoczonajak Catherine i chciałam sprawdzić, czyjej się cośnie przywidziało, bo szczęśliwy pan Heathcliffnależał do zjawisk dość niecodziennych.Podjakimś pretekstem udałam się w stronę domu.Heathcliff stał przy otwartych drzwiach.Był bladyi drżący, lecz w oczach istotnie miał jakiś dziwny,radosny blask, który nadawał inny wyraz całejjego fizjonomii.181/200 Zje pan śniadanie? powiedziałam.Musi pan być głodny po całonocnych wę-drówkach!Chciałam się dowiedzieć, gdzie był, lecz niemiałam odwagi zapytać go o to wprost. Nie, nie jestem głodny odparł z nutkąpogardy, jakby odgadł, że próbuję z niegowyciągnąć przyczynę jego radosnego nastroju.Odwrócił głowę w bok.Zawahałam się;pomyślałam, że może to dobra okazja, by udzielićmu napomnienia. Nie uważam, żeby to było rozsądne stwierdziłam włóczyć się po nocach, zamiastspać, w każdym razie przy tej wilgotnej pogodzie.Złapie pan jakieś przeziębienie albo dostaniegorączki.Już teraz widzę, że coś panu dolega. Nie dolega mi nic, czego nie mógłbymznieść odparł i to z rozkoszą, pod warunkiemże zostawisz mnie w spokoju.Wejdz do środka inie dręcz mnie.Posłuchałam.Mijając go, zauważyłam, że odd-ycha szybko jak kot. No tak pomyślałam więc jednak naszmogło.Gdzie on mógł być?"182/200Tego południa zasiadł z nami do obiadu i zaży-czył sobie kopiastą porcję, jakby chciał nadgonić zjedzeniem po długim poście. Nie przeziębiłem się ani nie mam gorączki,Nelly powiedział, przywołując moje porannesłowa i spałaszuję wszystko, co mi podasz.Wziął nóż i widelec, lecz kiedy miał zacząćjeść, nagle jakby opuścił go apetyt.Odłożył sz-tućce, spojrzał w okno stęsknionym wzrokiem,wstał i wyszedł.Widzieliśmy, jak spaceruje poogrodzie.Earnshaw powiedział, że pójdzie doniego i spyta, dlaczego nie chce z nami jeść.Uz-nał, że musieliśmy go czymś urazić. No i co, przyjdzie? spytała Catherine popowrocie kuzyna. Nie odparł ale o nic się nie gniewa.Wygląda na bardzo zadowolonego.Zniecierpliwiłsię tylko, kiedy go spytałem po raz drugi.Kazał miwrócić do ciebie i powiedział, że nie rozumie, jakmogę pragnąć innego towarzystwa.Postawiłam jedzenie Heathcliffa na kraciekominka, żeby mu nie wystygło.Wrócił po parugodzinach, kiedy w izbie było już posprzątane.Niewyglądał ani trochę spokojniej: ta sama nienat-uralna (nie umiem tego inaczej nazwać) radośćwidoczna pod czarnymi brwiami; te same bezkr-183/200wiste policzki; od czasu do czasu jakiś przedziwnyuśmiech; całe ciało drżące, ale nie tak, jakczłowiek drży z zimna czy osłabienia, lecz tak, jakwibruje napięta do granic wytrzymałości struna. Spytam go, co się stało pomyślałam bojeśli nie ja, to kto to zrobi?" Zagadnęłam więc: Otrzymał pan jakieś dobre wieści, panieHeathcliff ? Wydaje się pan czymś strasznie pod-niecony. Skąd miałbym otrzymać dobre wieści? powiedział. To głód mnie tak podnieca, ale niemogę jeść. Obiad stoi na kominku, czemu pan nie zje? Teraz nie chcę mruknął pośpiesznie.Zaczekam do kolacji.Aha, Nelly, bardzo cięproszę, powiedz Haretonowi i innym, już raz nazawsze, żeby trzymali się ode mnie z daleka.Niechcę, żeby mi ktokolwiek przeszkadzał, chcę byćtutaj sam. Czy jest jakaś nowa przyczyna tego za-kazu? spytałam. Niech mi pan powie, czemujest pan taki zdenerwowany, panie Heathcliff.Gdzie pan był zeszłej nocy? Nie pytam z próżnejciekawości, tylko. Pytasz z najpróżniejszej ciekawości prz-erwał mi ze śmiechem. Ale odpowiem ci.184/200Zeszłej nocy byłem na krawędzi piekła.Dzisiajjestem prawie w niebie.Już je widzę, dzielą mnieod niego zaledwie trzy kroki.A teraz lepiej już idz!Jeżeli pohamujesz swoje wścibstwo, nie zobaczyszani nie usłyszysz nic, co mogłoby cię przerazić.Zamiotłam przed kominkiem, starłam stół iwyszłam, rozumiejąc z tego jeszcze mniej niżprzedtem.Tego popołudnia nie wyszedł już z domu.Niktnie zakłócał mu samotności, aż do ósmej, kiedypozwoliłam sobie zanieść mu świecę i kolację,choć mnie nie wzywał.Stał oparty o parapet ot-wartego okna, lecz nie wyglądał na zewnątrz twarz miał zwróconą do środka w posępny mrok
[ Pobierz całość w formacie PDF ]