[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ułożyła się w pościeli, biorąc ze sobą książkę, którą czytała już od paru miesięcy,każdego kolejnego wieczoru posuwając się nie więcej niż o dwie lub trzy strony.Była to,,Analiza współczesnej reklamy.Nakręciła swój budzik Minnie Mouse i pociągnęła zawyłącznik górnego światła. Reklamy Ogilvy'ego z 1958 roku dotyczące importowanych rolls-royce'ów zawierałyjedynie fakty, bez żadnych przymiotników, bez żadnych przymiotników. czytała, leczmyślą była wciąż przy posążku bożka Pana i tym, co powiedział Ronald: Nikt - nigdy - nieoskarżył mnie o to, że próbuję go przestraszyć.%7łe próbuję go przestraszyć.Usiłowała skupić się na książce. Agencja musiała stawić czoła dawnym, utrwalonym przekonaniom, że rolls-royce tonie samochód, a cudeńko za ponad dwadzieścia tysięcy dolarów, które wymaga szofera. Nikt - nigdy -.Przeczytała jeszcze z półtorej strony, ziewnęła i odłożyła książkę na nocny stolik.Wyłączyła lampkę i zagrzebała się w prześcieradła.Przez chwilę leżała na boku, spoglądającna tańczące na ścianie smugi światła.Co noc tak się układały - odblaski lamp ulicznych,prześwitujące przez krzewy jukki na tylnym podwórku.W sztormowe noce szamotały sięgwałtownie, teraz jednak, gdy było spokojnie i łagodnie, kołysał nimi tylko lekki podmuch odmorza.Jej oczy się zamknęły.Jeszcze jakieś odruchowe drgnięcie, zmarszczenie brwi.Zasnęła.Z początku spała bez snów, potem jednak znalazła się gdzieś, na jakimś wietrznymwzgórzu, całe mile od jakiegokolwiek znanego jej miejsca.W oddali widziała białe i czer-wone światła przejeżdżających autostradą samochodów, ale coś jej podpowiadało, że to nie taautostrada, że idzie w złym kierunku.Próbowała opanować panikę, wiedziała jednak, że sięzgubiła i że wiele godzin minie, nim znajdzie drogę do domu.Dotarła do samotnie stojącego, cichego i opuszczonego budynku w dawnym stylu.Wpłynęła na schody.Otwarte drzwi.Na zaniedbanej werandzie leży na boku fotel nabiegunach, szare szczury szarpią zębami jego wiklinowe siedzenie.Ktoś umarł, pomyślała izaraz poczuła się osaczona przez mrok, przytłoczona ciemnością.Poczuła lęk.Wiedziała, żemusi wejść do tego domu i poszukać telefonu.Rozwarła szeroko drzwi.Wnętrze budynku było ciemne i duszne.Tuż przy schodachstała wysoka gablota wystawowa.Szyby oblepione brudem i kurzem, patyną setek latzaniedbania.Podpłynęła ku niej, spróbowała zajrzeć do środka, jakieś mroczne, skręconekształty.Przetarła szkło ręką, lecz nie udało się jej dojrzeć niczego więcej.Z jakiegośpowodu bała się tych niewyraznych kształtów.- Nikt - nigdy.- wyszeptał jakiś głos.Głos tak zimny, jak woda kapiąca z kranu wnie używanej od dawna łazience.- Nikt - nigdy - nie oskarżył mnie o to, że próbuję.Nie poruszając wcale nogami, uniosła się po schodach, mijając na półpiętrzepodświetlone okno, w którym tańczyła brązowa statuetka bożka Pana.Posążek trwał nieru-chomo, lecz pewna była, że gdy tylko odwróci się doń plecami, ruszy zaraz jej tropem.Zniejasnych powodów dostrzegała w nim wcielone zło, esencję zepsucia i przerażenia.- Przestraszyć - przestraszyć.Wzniosła się na podest pierwszego piętra.Chciała odwrócić się, sprawdzić, czy bożeknie pobiegł za nią.Nie mogła poruszyć szyją.Czuła, jak jej mięśnie stężały.Nie mogła zrobićnic, tylko bezsilnie szybować nad podłogą.Nie za szybko, lecz wytrwale, po cichu,niepowstrzymanie - wprost ku drzwiom swego własnego mieszkania.Drzwi mieszkania rozwiały się jak brunatna mgła, znalazła się w salonie.Naglepomyślała o swym akcie wiszącym nad telefonem.Może ktoś ujrzał go i uznał zanieprzyzwoity.A może wziął ją za dziewczynę bez moralności, gotową przespać się zkażdym, kto zechce ją mieć? Chciała obrócić się, sprawdzić, czy portret jest na swoimmiejscu, lecz szyja pozostawała wciąż w bolesnym imadle stężałych mięśni.Zapomniała, żemiała poszukać telefonu.Przepłynęła do sypialni.Panowała tu ciemność, nieprzenikniona ciemność.Drzwizamknęły się same za nią cicho i szczelnie.Wysiliła oczy, by dojrzeć łóżko, ostrożnie wy-ciągnęła ręce, chcąc rozpoznać w ciemności drogę.Znalazła je.Położyła się.Teraz odniosła najdziwniejsze z możliwych wrażenie, że sen już się skończył, że to,co dzieje się teraz, jest najzupełniej realne.Przesunęła dłonią po łóżku, wyczuwając zmięteprześcieradło.Słyszała tykanie budzika.Brakowało tylko tańczących na ścianie świateł zulicy.Usłyszała jakiś dzwięk.Jakby drapanie, jakby szelest - bardzo słabe, wystarczającejednak, by uświadomić jej, że ktoś jeszcze prócz niej znajduje się w sypialni.Leżałanieruchomo z szeroko otwartymi oczyma, nasłuchując z wstrzymanym oddechem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]