[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Liczę na to, że mam sprzymierzeńca w tobie.- Liczył na torozpaczliwie.Coś osobliwego zamigotało w pięknych zielonych oczach Louisy.- Nigdy w to nie wątp.- Ułożyła głowę na jego ramieniu, a po-zostawiony samemu sobie Joseph pewnie usnąłby tam, przed ko-minkiem.- Dziewczynki podarują ci na święta łaskę.Potrzebna mu była laska.Pomagałaby mu wstawać z ciepłych płytprzed kominkiem w mniej niezgrabny sposób.- Nie znalazłem dla nich odpowiednich kucyków, choć, jak sądzę, dasię to załatwić bez kłopotów.Umilkli, a za nimi z kłody drewna w kominku trysnął snop iskier.- Mężu, czy pójdziesz teraz ze mną do łóżka?Zamrugał, zastanawiając się, co takie pytanie mogło właściwieznaczyć.Mógł się wymigać i poświęcić czas na nowe wpisy w księdzerachunkowej majątku w Surrey.Mógł powiedzieć Louisie, że jestzmęczony - rzeczywiście wcześniej był zmęczony, bardzo strudzony,kiedy zsiadał z konia.Albo też mógł podzwignąć się na nogi,zaprowadzić żonę do łóżka i wypełnić małżeńską powinność.- Czy pójdę do łóżka? - Musnął jej włosy, które pachniały kwiatami,świeżym chlebem i gozdzikami.- Z ochotą.pod warunkiem że uda misię wstać.Zgrabnie pomogła mu się podnieść i, nim się zorientował, był już wmałżeńskim łożu, za drzwiami zamkniętymi na klucz, a jego żonarozpinała mu koszulę.- Widzisz to; rośnie twoje miłowanie; Chcesz kochać, wiedząc, żeprzyjdzie rozstanie".Książę podniósł wzrok znad melancholijnych wersów wielkiegobarda i przekonał się, że księżną niezupełnie poruszył przytoczonyfragment jego ulubionego sonetu.Księżna wpatrywała się groznie wstosik czerwonych książeczek na stoliku do kawy; wszystkie tomikibyły identyczne.- Wydają się takie niepozorne.- Jego Wysokość odłożył Szekspira,czyniąc tę uwagę, i podszedł do kilku karafek stojących na okiennymparapecie pod wonnym zielonym wieńcem.- Jeszcze jeden z wieluzbiorków wierszy.Jej Wysokość uniosła kryształowy kieliszek i pozwoliła księciuponownie nalać sobie drinka.- Niektóre z tych wierszy są wspaniałe.- Zabrzmiało to smutno,prawie rozdzierało serce.- Jeśli liścik od Westhavena oznacza to, czego się obawiam, to jużniebawem będziemy ich mieli mnóstwo, Esther.Szkoda, że niewiedziałem, iż Victor wciągnął w tę sprawę całą rodzinę.Książna upiła łyczek swojego drinka dla wieczornego pokrzepieniasię.Zima na wsi stawała się coraz surowsza.- A wtedy nikt nie ujawni szaleństwa naszej córki.albo jej geniuszu.A więc z tego powodu to zasmucenie.- Obwiniaj siebie, milady.Powiadam ci, że dziwne początki karieryLouisy nie mogły być skutkiem przeczytania kilku listów tej ladyMary, jak jej tam.Montagu.Podjudzanie Victora miało w tym swójudział, tak jak docinki innych.- Louisa przeczytała całą tę książkę o podróżach wokół Kon-stantynopola, Percy, i te nieszczęsne, przeklęte wiersze.Nie powinnambyła pożyczać jej tej przeklętej książki.Jej Wysokość nigdy dotąd nie przeklinała.To, że teraz dała upustswoim odczuciom, było miarą jej zdesperowania jako matki, a może iskutkiem znacznego naruszenia zawartości karafki, acz z pomocąmałżonka.- Wiersze lady Mary są urocze, przynajmniej niektóre z nich.-Nieprzyzwoite i urocze.Książę upił kolejny łyk swego znakomitegotrunku.- Bracia Louisy znacznie bardziej za to odpowiadają, bowymagali od niej, żeby je dla nich tłumaczyła i odrabiała za nichpołowę uniwersyteckich zadań.Młodzi ludzie to zmora cywilizacji.- Sam byłeś kiedyś młodzieńcem.- Posłała mu spojrzenie tak pełneaprobaty, że Jego Wysokość postanowił częściej poić ją koniakiem; dolicha z poezją smętnego, starego barda.- A ty, moja droga, wciąż przypominasz smukłe dziewczę, któremiało tyle rozsądku, żeby wziąć sobie młodego aroganckiego oficera,pilnie szukającego żony.W milczeniu oboje zatopili się przez chwilę we wspomnieniach, adługi zegar ścienny na korytarzu wybił godzinę.- Powinniśmy udać się na spoczynek, Percivalu.Nadchodzą święta, apozostało jeszcze tyle do zrobienia.Przyjadą tu nasi chłopcy, no iurządzamy dom otwarty w Wigilię, co oznacza, że jutro trzebaprzygotować mnóstwo wypieków.- Nasz dom wygląda całkiem odświętnie, moja droga.Trudno sobiewymarzyć bardziej gościnne lokum.Odwiedzisz jutro Louisę?Księżna popatrzyła na swój kieliszek.- Oczekuję, że Louisa wcześniej tu się zjawi.Razem z Josephem mająpewne sprawy do załatwienia.Jej wzrok powędrował ku nieszczęsnym książeczkom, które JegoWysokość najchętniej cisnąłby w ogień, lecz nie zdałoby się to na nic.Victor stwierdził bez ogródek, że każdy z tych tomików ma powrócićdo osoby będącej ich autorem.Od kilku lat książę niezupełniewiedział, jak to zrobić, nie kompromitując przy tym swojej córki.Westhaven najwyrazniej rozwiązał ten problem.Gdyby udało im sięzdobyć kilka kolejnych tych książek, wtedy drobny problem Louisymógłby znalezć rozwiązanie, i to bez rzucania zgubnego cienia naniedawno zawarte przez nią małżeństwo.Teraz, kiedy wreszcie nadeszła ta chwila, Louisę opanowało dziwnewahanie, a Joseph, jak zwykle spostrzegawczy, musiał wyczuć, żeopuszcza ją determinacja.- Louiso? - Stanął przy łóżku, zerkając na nią z góry; na jego twarzymalowało się zmęczenie i jeszcze coś mrocznego i intymnego, a Louisanie potrafiła się zmusić do patrzenia na to.Położyła się na plecach iprzeciągnęła ręką po czole.- Boli cię głowa, żono? -Stał bez ruchu kotołóżka.Pokręciła przecząco głową; tym, co chciała, co powinna zrobić, byłorozebranie męża.- Czemu przesłaniasz swe cudne oblicze?" Uniosła głowę:- Kto to napisał?- Stary John Wilmot, hrabia Rochester, w czasach Karola II.Możerozgrzejesz miejsce, kiedy ja się obmyję?Zacytował fragment wiersza, by zaraz potem wykazać praktycznepodejście.Jednak Louisa usłuchała jego propozycji, ponieważ samanie miała lepszych pomysłów.Za kilka chwil ich małżeństwo miało sięstać nieodwracalnym faktem i zaczęły ją dręczyć wątpliwości.Co, jeżeli okaże się nie najlepsza w tym, tym.w tym? Jeśli pierwszażona Josepha świetnie do niego pasowała w małżeńskichsprawach intymnych, a Louisa nie będzie mogła dorównać w tymswojej poprzedniczce? Co się stanie, jeżeli Louisie nie uda się daćmężowi synów, co było przecież zasadniczym celem wszystkich tychzabiegów?Zorientowała się, że Joseph dosypał węgla do miedzianegoogrzewacza i podawał go jej, trzymając za długi uchwyt.Wstała złóżka i wzięła go.- Dzięki.- Na zachodzie mają więcej śniegu - zauważył Joseph, kończącrozpinanie koszuli - chociaż wcale nie jest tam zimniej.Louisa odgarnęła kołdrę i przeciągnęła ogrzewaczem po prze-ścieradle.- A jak na drogach?- Przejezdne.Sonet nigdy nie narzeka.- Teraz przyszła pora na spinkiprzy mankietach, które położył na tacy na prasce do ubrań.- Jaksądzisz, czy powinienem sprowadzić dziewczynkom kucyki?- Zaczekałabym z tym do wiosny.Możemy wcześniej zabierać dziecina wycieczki w pogodniejsze dni.Na razie wystarczy im szczeniak.Zdjął zamaszyście koszulę, lecz znieruchomiał na chwilę w trakcieściągania spodni z bioder.- Przeklęty pies? Psy hałasują, cuchną i wnoszą na łapach brud dodomu.Proponujesz, żebyśmy wzięli psa?- Może i dwa, jeśli dziewczynki będą się kłóciły o jednego.- O mnie jakoś się nie kłócą
[ Pobierz całość w formacie PDF ]