[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Choć z drugiej strony.- Zapewniam, że już wkrótce otrzyma pan swoją zapłatę -powiedział, zdając sobie sprawę, że to wkrótce" prawdopodobnie nienastąpi nigdy.Rzemieślnik - niewdzięczny nędznik, jakich mało - uśmiechnąłsię i znowu pokłonił.- Och, to wspaniale, wasza lordowska mość.A co do faetonu.- Proszę się nie trudzić - przerwał mu Burton.- Obawiam się, żenie mam więcej ochoty korzystać z pańskich usług.Od tej pory wpowozy będę się zaopatrywał u kogoś innego.Zegnam.- Stuknąwszylaską w podłogę, odwrócił się do drzwi.- Ależ, sir - zakrzyknął z przestrachem mężczyzna, rzucając sięza nim w pogoń.Burton go zignorował i wyszedł ze sklepu.Oddalając się, czuł,że w środku płonie z wściekłości.Jego woznica jechał powozem tużza nim.Uczucie upokorzenia wżerało mu się w serce jak pirania.%7łe też ktoś śmiał tak się do mnie zwracać - zżymał się.Tennędznik odważył się mi odmówić, a wszystko z powodu pieniędzy.Tocałkowity brak szacunku.Gorzej - to bezczelność.Na dodatek nie245RSmiał czym spłacić długu, ponieważ jego ostatnie dwie inwestycjezupełnie się nie powiodły.Oczywiście wszystko poszłoby gładko, gdyby pewna młodadama postąpiła tak, jak miała postąpić, i zgodziła się za niego wyjść.Wtedy handlarze w mieście - te przebrzydłe, śmierdzące kreatury -wiedząc,że jest zaręczony z bogatą panną, nadal bez oporów dawalibymu towar na kredyt.A tak nie pozostało mu nic, tylko kipieć z wściekłości.Higgins był już trzecim z rzędu kupcem, domagającym sięspłacenia rachunków.Nie może dopuścić, żeby ten trend sięutrzymywał.yle by się stało, gdyby znajomi z towarzystwadowiedzieli się, że ma finansowe kłopoty i nie jest tak bogaty, jak tosię wszystkim wydaje.Po przeanalizowaniu obecnej sytuacji uznał, że winą za sweniepowodzenia powinien obarczyć tylko Maris Davis.Szedł przed siebie, nie bardzo wiedząc, dokąd zmierza, ale jużpo kilku minutach stwierdził, że dotarł do obrzeży Hyde Parku.Zamierzał właśnie wsiąść do powozu i wrócić do domu, gdy nagle woko wpadła mu znajoma kobieca sylwetka.Krew szybciej zaczęła krążyć w jego żyłach, gotujący się w nimprzez cały czas gniew znowu osiągnął temperaturę wrzenia.Po jednejze ścieżek parku wolno przechadzała się lady Maris.Jak ładniewygląda, pomyślał.W porannej sukni z jasnożółtego muślinu i wmaleńkim przybranym piórami kapelusiku przypomina cieplarnianąherbacianą różę.246RSCiekawe, czy jest sama? - dumał, rozglądając się za eskortą.Wyglądało jednak na to, że jedyną towarzyszącą Maris osobą jest jejpokojówka, podążająca za panią w stosownej odległości.Jakież to nieroztropne ze strony Allertona, że pozwala siostrzena samotne spacery.Na usta Burtona powrócił lekki uśmieszek.Czy warto? Czy zdołam? - rozważał, rozglądając się dokoła,żeby sprawdzić, czy w pobliżu jest ktoś jeszcze.Nikogo nie dostrzegł.Los zsyłał mu okazję na tyle kuszącą, że grzech byłoby z niej nieskorzystać.Już bez dalszych wahań odwrócił się do woznicy i rozkazał muczekać.Potem ruszył zdecydowanym krokiem w stronę wejścia doparku.Ubrana w niebieską suknię, w ślicznych, dobranych do strojutrzewikach, Julianna, nucąc pod nosem radosną melodię, raczejspłynęła po schodach do holu na parterze, niż po nich zeszła.Byłaożywiona, gdyż wybierała się właśnie na spotkanie z Rafe'em.Kamerdyner, kiedy tylko ją dostrzegł, natychmiast otworzyłprzed nią drzwi frontowe, a ona, po włożeniu rękawiczek, od razuwyszła za próg.W tym samym momencie na ulicy rozległ się głośnytętent kopyt końskich i w chwilę pózniej tuż za oczekującym naJuliannę powozem zatrzymał się jakiś jezdziec.Spojrzała w jego stronę i ze zdziwienia wysoko uniosła brwi: nakoniu zobaczyła nie jedną, a dwie osoby - majora Waringa, i w jegoobjęciach jej siostrę Maris.247RSCo się, na Boga, stało? - zastanawiała się, przyglądając sięzarazem, jak major zwinnie zeskakuje z siodła, a następnie odwracasię do towarzyszki i pomaga jej zejść na ziemię.Kiedy tylko stopy dziewczyny dotknęły chodnika, Maris pędemrzuciła się do starszej siostry.- Och, Jules, to było straszne.On próbował mnie porwać!Oddech uwiązł Juliannie w gardle.- Kto cię próbował porwać?- Lord Middleton.Ale William.to znaczy major Waring, zdołałmu w tym przeszkodzić.- Odwróciwszy głowę, Maris posłałazbliżającemu się do niej mężczyznie olśniewający uśmiech.Na wzmiankę o Middletonie Juliannie po plecach przebiegłzimny dreszcz.- Może wejdziecie do domu i tam opowiesz siostrze, co sięwydarzyło - zasugerował Waring, chwytając Maris delikatnie załokieć, aby pomóc jej wspiąć się na schody.- Jeśli mam wytropićMiddletona, powinienem już ruszać.- Och, Williamie, tylko uważaj.- O nic się nie martw.Mam doświadczenie w śledzeniu wroga.-Uniósł dłoń dziewczyny do ust i złożył na niej pełen czułościpocałunek.Potem pokłonił się obu damom, wskoczył na konia iodjechał kłusem.Julianna objęła siostrę ramieniem i zaprowadziła schodami dosalonu na piętrze.Tam najpierw mocno ją wyściskała, a potemzasiadła obok na kanapie.248RS- A teraz - rzekła - o wszystkim mi opowiedz
[ Pobierz całość w formacie PDF ]