[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Powinien tambyć co najmniej jeden - starszy niż cacko, które właśnie zniszczyłem, i mosiężny, nie czarny,lecz w tej samej tonacji i tak samo dobrze dopasowany do ręki i ust.Za diabła jednak niemogłem go znalezć.Pierwsze, co znalazłem, to tradycyjny flet irlandzki: zapomniałem jużniemal o moim krótkim flircie z tym szlachetnym instrumentem.W moim przypadku w ogólesię nie sprawdził: może ze względu na jego ton albo zwężający się kształt.Teoretycznieróżnica nie powinna być zbyt wielka - używane przeze mnie flety także mają przekrójkoniczny, ale każdy tkany na nim wzór w którymś miejscu zaczynał się sypać.Lepsze to niżnic, może niewiele, ale jednak.- Może powinieneś poprosić kogoś o pomoc? - podsunęła Pen.- Johna Gittingsa?- Nigdy więcej.- Pac-Mana?- Wciąż siedzi.Wyjdzie dopiero w pazdzierniku.- Mnie?Odwróciłem się ku niej.- Dawne ograniczenia wciąż obowiązują - przypomniałem chłodniej, niżbym chciał, iszybko dodałem nieco łagodniej: - Nie mam pojęcia, jak to się skończy, Pen, ale wiem, żemusiałabyś ubrudzić ręce - według twojej definicji, a pewnie także według mojej.Pen słuchała z nieszczęśliwą miną, ale już nie próbowała protestować.Wsadziłem dowalkmana nowe baterie, zabezpieczyłem maleńkie głośniczki i schowałem zawiniątko dokieszeni.Potem sięgnąłem w głąb szafy i zabrałem pojedynczą bransoletę ze srebrnychkajdanek, wiszącą z tyłu na haku.Na jej widok Pen zbladła.- Nie żartowałeś, prawda? - spytała ponuro.- Najpewniej nic mi nie będzie - skłamałem.- Fakt, że wykupujesz ubezpieczeniesamochodu, nie oznacza, że zamierzasz zjechać z urwiska.- A zamierzasz?- Co?- Zjechać z urwiska?- Nie.Chcę z niego kogoś zepchnąć.Ubezpieczenia potrzebuję na wypadek, gdybypróbował pociągnąć mnie za sobą.Ruszyłem do drzwi, ale ona wciąż w nich stała.Uścisnęła mnie, krótko, ale bardzomocno.- Rafi miał dla ciebie kolejną wiadomość - wymamrotała lekko łamiącym się głosem.- Rafi?- No dobrze.Asmodeusz.- Mów dalej.- Ajulutsikael.Mówi, że dla niej to nic osobistego, a nawet wręcz przeciwnie.Ale nietylko dlatego, że ją zmuszają.Jak on to ujął? - Pen zmarszczyła brwi, sięgając w głąbpamięci.- Nienawidzi człowieka dumnego bardziej niż pokornego, silnego bardziej niżsłabego, pana bardziej niż niewolnika.- Powinien pisać wróżby do ciasteczek szczęścia - mruknąłem i ucałowałem ją wpoliczek.- Mają mniej więcej tyle samo sensu.Pen odsunęła się, pozwalając mi wyjść.***Czekająca mnie operacja była bardzo skomplikowana.Tak wiele elementów musiałosię ułożyć zgodnie z planem, a już pierwszy mógł zawieść na całego.W takim przypadkuwszystkie moje przygotowania poszłyby na marne, sprawa zjawy zostałaby niedokończona, aja najpewniej wkrótce bym zginął - albo stał się kolacją sukkuba, albo też wylądował wjakimś dole.Wolałem jednak patrzeć na to z jaśniejszej strony.Nawet lecąc w przepaść, mogęnarobić niezłego hałasu.Rich zadzwonił o dziewiątej.Do tego czasu zdążył wrócić do domu z przyjęcia, wziąćprysznic i zastanowić się poważnie, czy w ogóle chce się odzywać.- Co ty sobie, kurwa, myślałeś, Castor? - spytał szczerze zdumiony.- Zjawa niepokazała się sama z siebie, prawda? Ty ją tam sprowadziłeś.Cheryl mówi, że jeśli jeszczekiedyś cię zobaczy, to cię potnie.A Alice.nawet nie chcesz wiedzieć.Zapowiedziała, żezawiadomi policję.Nie zrobiła tego dzisiaj tylko dlatego, że nie chciała psuć reszty przyjęcia.Pozwoliłem mu wyrzucić to z siebie, a potem oznajmiłem, że rozwiązałem całąsprawę.- Jaką sprawę? - Zdumienie Richa powoli przechodziło w irytację.- Miałeś po prostupozbyć się ducha, zgadza się? Co tu rozwiązywać?- To, jak się nim stała - odparłem z napięciem.Rich zastanawiał się parę sekund.- No dobra - rzucił w końcu.- To jak?- Nie teraz.Spotkajmy się przy Euston, dobra? Na placu przed stacją, od stronyEversholt Street, powiedzmy o jedenastej.Wtedy opowiem ci wszystko.- Dlaczego akurat mnie? - Oczywiste pytanie.Zdziwiło mnie, że zadał je dopieroteraz.- Bo u Bonningtona doszło do przestępstwa i zbrodni.Przestępstwem była kradzież.Aponieważ ty padłeś jej ofiarą, uznałem, że zechcesz się dowiedzieć.Rich jeszcze chwilę odgrywał nieprzystępnego, potem oznajmił, że się zjawi.Rozłączyłem się i rozpocząłem przygotowania.Teraz, dziesięć minut przed czasem, byłem już na miejscu.O tej porze betonowy placprzed stacją świecił pustkami i łatwo było stwierdzić, że żaden z nas nie jest śledzony - aprzynajmniej nie przez pełnych entuzjazmu amatorów.Ajulutsikael to zupełnie inna sprawa:znała już moją woń i musiałem założyć, że potrafi mnie wytropić, zanim ją w ogóle zauważę.Znalazłem sobie dyskretny zakątek i przysiadłem tam czujnie.Budka telefoniczna ireklamowy słup ogłoszeniowy dawały mi pewną osłonę, a jednocześnie widziałem bezprzeszkód główne wyjście ze stacji i schody z metra.Prawie nikogo tam nie było - niewielkagrupka japońskich studentów uginających się pod wielkimi plecakami zgromadziła się przedautomatycznymi drzwiami, nerwowo zerkając na zegarki; jakiś bezdomny ściskający w dłonibrudną sportową torbę popijał piwo White Lightning z puszki, którą oderwał właśnie odczteropaku.Parę dziewczyn w różowych dresach, zbyt młodych, by o tej porze przebywaćpoza domem, siedziało na ławce naprzeciw mnie, słuchając muzyki z jednych słuchawek.Nikt z nich nie wyglądał na część zasadzki, ale zachowywałem czujność.Wyraznie znalazłemsię w obszarze Nicky'ego: trzeba się pogodzić z paranoją, jeśli chce się przeżyć.Rich zjawił się na schodach kwadrans po jedenastej; rozejrzał się, ale mnie niedostrzegł.Przebrał się już i zamiast weselnego ubrania miał na sobie czarne dżinsy, bluzę iadidasy.Opuściłem kryjówkę i ruszyłem ku niemu.Odwrócił się, zobaczył mnie i wyszedł mina spotkanie.- Masz swoje klucze? - spytałem bez wstępów.- Moje co? - zdziwił się.- Klucze do archiwum.Masz je przy sobie?- Tak, zabrałem je.- Wpatrywał się we mnie czujnie, z napięciem, jak ktoś, kto daje dozrozumienia, że musi usłyszeć bardzo przekonujące argumenty, by dać się wciągnąć w cośniezwykłego.- O co w tym wszystkim chodzi?- O mnóstwo rzeczy, Rich.Ale najpierw powiedzmy, że o kleptomana, który od czasudo czasu lubi się poczęstować czymś rosyjskim.Usta wygięły mu się w dół w niemal komicznym grymasie.- O kurwa - mruknął wstrząśnięty.- Chcesz powiedzieć.? Wiesz, parę razy myślałemnawet, ale.Kurwa.- Pod Pełną parą wciąż mają otwarte.Chodz, wyłożę ci wszystko.Poszedł ze mną potulnie przez betonowy plac do osobliwego, małego kolejowegopubu, wciśniętego między budynki.Spózniliśmy się jednak o pięć minut i bar nie przyjmowałjuż zamówień, więc musieliśmy siedzieć o suchym pysku.Położyłem na stole laptopa.Richspojrzał na niego, potem na mnie.- Trzeba cię stale pilnować, co, Castor? - spytał ponuro
[ Pobierz całość w formacie PDF ]