[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Och, moje biedactwokochane - powiedziała - pozacinałeś się.Pozwól, że ci twoja Melany te ranki przemyje" - iprzez dziesięć minut co najmniej przemywała mu twarz spirytusem, naklejała plasterki, jakgdyby nic ważnego w jej życiu nie zaszło.- Zabawnie teraz wyglądasz - powiedziała wkońcu wesoło, beztrosko i William opowiadał twojemu ojcu, że kiedy go pocałowała wczubek nosa, wyczuł, że niebezpieczeństwo już minęło.- Kochany zabawny Bill.Wszystkomogłabym ci wybaczyć".Właśnie wtedy William zrezygnował z wszelkiej nadziei.to była żona doskonała,żona bez skazy i twój ojciec nieraz powtarzał, że słowo wybaczyć" dzwoni Williamowi wuszach jak ten dzwon w Newgate obwieszczający egzekucję.- Więc on w ogóle nie uciekł? - zapytałem.- Umarł w wiele lat pózniej w objęciach Melany - odpowiedziała ciotka Augusta.Skończyliśmy jeść szarlotkę w milczeniu.XVIIIRano dnia następnego, szarego tak samo jak dzień poprzedni, poszedłem z ciotkąAugustą przez miasto pod górę na cmentarz.Jeden ze sklepów reklamował się: DEUIL EN24 HEURES, a przed jatką zobaczyliśmy wywieszonego dzika.Krew z niego kapała i naryju miał przypiętą kartkę: Retenez vos morceaux pour jeudi", cóż kiedy czwartek niemówił mi nic, a ciotce prawie nic.- Dzień świętej Teresy - powiedziała odszukując tę datę w mszale, bo mszał zabrałaze sobą, zważywszy okoliczności - ale dziczyzna raczej nie wydaje się stosowna.I świętegoTomasza z Hereford, który umarł na wygnaniu w Orvieto, wątpię jednak, czy nawetAnglicy o nim słyszeli.Przed bramą Ville Haute widniała tablica dla uczczenia Bohatera Ruchu Oporu".- Polegli jakiejkolwiek armii - powiedziała ciotka - stają się automatycznie bohate-rami, tak jak zmarli Kościoła stają się świętymi męczennikami.Zastanawia mnie ten świętyTomasz.Ja bym uważała, że miał naprawdę szczęście, skoro mógł umrzeć w Orvieto, a niew Hereford.To miejscowość nieduża, kulturalna, i klimat tam znacznie, znacznie lepszyniż w Anglii, i doskonale dają jeść w restauracji na via Garibaldi.Zainteresowałem się.- Czy ciocia rzeczywiście jest rzymską katoliczką?Natychmiast odrzekła z powagą:- Tak, mój drogi, tylko, że wierzę nie we wszystko, w co oni wierzą.Odnalezienie grobu mojego ojca na tym ogromnym szarym cmentarzysku byłobyczymś takim, jak odnalezienie domu bez numeru w Camden Town, kiedy się nie znadokładnego adresu.Dolatywał hałas pociągów wjeżdżających na wzgórze i dymy dzielnicypołożonej powyżej cmentarza rozwlekły się po labiryncie grobów.Z małego sześciennegodomku, jak z grobowca, wyszedł jakiś człowiek, żeby nas zaprowadzić.Niosłem wieniec,który wcześniej kupiłem, chociaż ciotka uznała, że to gest nieco przesadny.- Te kwiaty szalenie będą rzucały się w oczy - powiedziała.- Francuzi sązwolennikami przypominania sobie o zmarłych tylko raz na rok, w Zaduszki.Zwyczajzacny i wygodny jak przyjmowanie komunii świętej na Wielkanoc.I faktem jest, że kwiatów, nieśmiertelników bodaj, widziałem bardzo mało, kiedyszliśmy wśród cherubinów i aniołów, i obok popiersia jakiegoś łysego starca, być możeprofesora liceum, i ogromnego grobowca, gdzie chyba spoczywała La Familie Flageollet".Uwagę moją przyciągnął napis angielski na jednym z pomników: Ku pamięci ukochanego,najlepszego syna, Edwarda Rhodesa Robinsona, który zmarł w Bombaju i tamże zostałpochowany".Nic jednak angielskiego nie miała w ogóle wzniesiona na jego cześć piramida.Mój ojciec chyba wolałby leżeć na cmentarzu w Anglii otoczony swojskością omszałychnagrobków, wytartych napisów i wersetów z Biblii, niż tutaj, pośród tych lśniących,wypolerowanych, czarnych płyt, których najgorsze deszcze w Boulogne nie zdołałyby nigdyzniszczyć i które, jak poszczególne gazety jednego nakładu, opatrzone były wszystkiejednakowymi nagłówkami: A la memoire, lei repose le corps
[ Pobierz całość w formacie PDF ]